Skoro Rosja, która żyje z paliw kopalnych, atakuje Ukrainę, straszy Europę i USA, od lat szantażuje cenami, to może należałoby od tych paliw odejść? Wtedy de facto rozbrajamy agresora i ratujemy planetę. Za proste?
– Podam panu przykład: jest wiele poważnych opracowań, w tym Międzynarodowej Agencji Energii i różnych ciał działających przy Unii Europejskiej, które wskazują, jak jednym szybkim ruchem można wymusić bardziej racjonalne wykorzystanie energii w transporcie i jednocześnie zadbać o bezpieczeństwo. Chodzi o ograniczenia prędkości i wprowadzenie pewnych ograniczeń dla pojazdów indywidualnych. Żaden rząd tego nie podchwycił. Pomysły, nawet te zupełnie oczywiste, sprawdzone (w czasie kryzysu paliwowego), związane z energooszczędnością nie przebijają się.
Wody już zaczyna brakować
Za ile lat zaczniemy odczuwać zmiany klimatu na tyle, że zaczną nam na poważnie utrudniać życie?
– Już utrudniają, tylko przechodzimy nad nimi do porządku dziennego, albo nie chcemy dostrzec pełnego kontekstu. Wojna w Syrii, a teraz wojna w Ukrainie – to wydarzenia w dużej mierze związane z kryzysem klimatycznym. Oczywiście my tego w ten sposób nie postrzegamy, nie widzimy związku. Podobnie jak nie przejmujemy się za bardzo powodziami w Chinach, czy pożarami na Syberii. Czekają nas problemy na rynku żywnościowym. Część z nich będzie spowodowana wojną, ale wiele nie będzie miało z nią nic wspólnego. Bezprecedensowa susza w USA, w Kanadzie, spadek żyzności gleb na całym świecie. Ratujemy się, używając coraz większych ilości sztucznych nawozów. Ale w ten sposób pompujemy tlenki azotu z nawozów i metan, który wykorzystujemy w ich produkcji do atmosfery. To wszystko napędza się w lawinę, którą już dziś nie jesteśmy w stanie sterować, możemy tylko próbować jakoś reagować.
Za ile lat życie na przykład na Bliskim Wschodzie stanie się nie do zniesienia?
– Już jest bardzo trudne. Jordania ma wielkie problemy z wodą, bo zużywa ją Izrael. To powoduje kolejne napięcia polityczne. Stąd zresztą strategiczne znaczenie Wzgórz Golan, bo tam są źródła wody, to miejsce z największymi opadami w regionie. Wody już zaczyna brakować dla tych, którzy są dalej od morza, pytanie, kiedy zabraknie jej na tyle, że sprowokuje to wojnę.
Kiedy?
– Jeśli nic się nie zmieni, zapewne niedługo. Jest wiele innych miejsc, które grożą podobnymi konfliktami. Na przykład Wyżyna Tybetańska i Himalaje. Tam zaczynają bieg wielkie rzeki Azji, od których zależą setki milionów ludzi. W tej chwili całe Indochiny wiszą na Mekongu, najdłuższej rzece Półwyspu Indochińskiego. Tymczasem Chińczycy zaczynają przepompowywać wodę z południa na północ, gdzie jej powoli brakuje. W wielu miejscach na świecie możliwości zasilania w wodę gwałtownie spadają. Możemy się w najbliższych latach spodziewać konfliktów na tym tle. Gdzie one będą najsilniejsze? Nie potrafię powiedzieć.
Możemy jeszcze proces zmiany klimatu odwrócić? Czy tylko spowolnić?
– Możemy go spowolnić i prawie zatrzymać, a tym samym kupić sobie czas na odwracanie. Nie jest tak, że katastrofa jest nieunikniona, przynajmniej na wielką skalę. Natomiast musimy skasować emisje, bo zmiany będą się toczyć jeszcze długo po ich zatrzymaniu. Mamy do tego środki techniczne, ale nie mamy konsensusu społecznego. Musimy szybko zmienić wiele przyzwyczajeń. Musimy zrozumieć, że rachunek ekonomiczny, na którym opieramy naszą działalność, jest zafałszowany, bo budując drogi i lotniska, produkując towary, nie wliczamy w koszt tego, że robiąc to, niszczymy przyrodę. Nie myślimy o tym, co daje nam natura i co stracimy, gdy nie uwzględnimy jej wymagań w naszym rachunku.
Tylko jak, skoro zawsze znajdą się ludzie, także z tytułami naukowymi, o politykach nie wspominając, którzy powiedzą, że to wszystko nieprawda, że działalność człowieka wcale nie ma tak dużego wpływu na klimat.
– Jest pewnie wielu ludzi, którzy uważają, że ziemia jest płaska. Są też naukowcy, którzy zaprzeczają teorii ewolucji. Moglibyśmy bardzo łatwo postawić tamę tego typu postawom. Nie chodzi o ograniczanie prawa do wypowiedzi, tylko o to, że trzeba mieć świadomość, że nie każda opinia jest równie prawdziwa. Ale nie potrafimy tego.
Jak mamy to zrobić, skoro wystarczy, że do popularnego podkastu przyjdzie człowiek, czasem z dorobkiem naukowym i korzystając ze świętego w demokracjach liberalnych prawa do wolnej wypowiedzi, powie, że nie ma żadnej katastrofy klimatycznej? Jak to rozwikłać? I to jeszcze dziś, kiedy mało kto myśli o klimacie, bo wszyscy boją się trzeciej wojny światowej.
– Niech pan sobie wyobrazi, że leci pan gdzieś samolotem. Przed wejściem na pokład zostaje pan poinformowany, że według najlepszej wiedzy istnieje 90 proc. prawdopodobieństwo, że ten samolot ulegnie katastrofie. Wsiądzie pan? No więc nauka mówi, że według najlepszej wiedzy istnieje 90 proc. prawdopodobieństwo, że dojdzie do katastrofy klimatycznej, jeśli będziemy działać jak dotąd.
Nie szukajmy rozwiązań, których nie ma
Mówi się czasem o urządzeniach, które mogłyby wychwytywać dwutlenek węgla z atmosfery. Może to jest jakiś ratunek?
– Może tak, może nie. Nie wiemy tego. To tak, jakby pan wsiadał do tego samolotu, który najprawdopodobniej ulegnie katastrofie, z przekonaniem, że na pokładzie wymyśli się jak jej uniknąć. Wciąż uważam, że jednak nie warto do niego wsiadać, a zanim naprawi się go tym, co mamy w ręku. Jedno wiemy na pewno: nie mamy czasu. Im dalej w las, tym będzie nam trudniej. Będą kolejne wojny, kolejne problemy. Są tylko dwie rzeczy, które mogą nam zagwarantować w miarę bezpieczną przyszłość: redukcja emisji i zachowanie bioróżnorodności. Niech pan sobie wyobrazi, że jesteśmy na statku kosmicznym, w którym psuje się system do podtrzymywania życia. Mamy różne swoje niesnaski i problemy, które nam przesłaniają tę podstawową informację: jeśli ten system się całkiem zepsuje, to wszystko inne przestanie mieć jakiekolwiek znaczenie.
W jaki sposób Polska powinna kształtować swoją politykę energetyczną? Powinniśmy budować elektrownie atomowe?
– Mamy określoną ilość czasu i małą ilość rozwiązań, które dość szybko jesteśmy w stanie wprowadzić w życie. Jednym z nich jest energetyka jądrowa. Doświadczenie uczy, że kraje, które mają duży udział energetyki jądrowej, mają stosunkowo mały poziom emisji. To nie znaczy, że nie należy rozwijać energetyki wiatrowej czy słonecznej. Oczywiście, że należy i to natychmiast. Ale musimy działać i szybko, i kompleksowo. Musimy też zrozumieć, że zużywamy nieracjonalnie dużo energii. Więc pierwszą rzeczą powinna być racjonalizacja zużycia. Drugą – zadbanie o źródła energii. I nie szukajmy rozwiązań, których nie ma, bo może ich nigdy nie być. Dużo się ostatnio mówi o wodorze, że to paliwo przyszłości. Może tak, a może nie. Dziś tego nie wiemy. A musimy zacząć skuteczną naprawę natychmiast.
Zgłoś naruszenie/Błąd
Oryginalne źródło ZOBACZ
Dodaj kanał RSS
Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS