A A+ A++

– Sytuacja finansowa w klubie jest bardzo zła – powiedział Leo Messi w głośnym wywiadzie wyemitowanym na antenie La Sexty i nikt już nie ma wątpliwości, ze FC Barcelona stoi w obliczu największego kryzysu od wielu lat. Gmach chybocze się na wielu fontach. Pandemia nadszarpnęła finanse klubu i wyeksponowały marność budżetu. Największa gwiazda bardzo poważnie zastanawia się nad opuszczeniem Katalonii. Rozczarowująco wypadają też wyniki na boisku, konkurencyjność względem innych europejskich gigantów, perspektywiczność projektu sportowego. Jest źle. Po prostu. I w takich okolicznościach rozpędza się kampania na nowego prezydenta FC Barcelony. Kto startuje, kto jest faworytem, kto może być czarnym koniem? 

Tu nie ma sensu owijać w bawełnę. Zdecydowanym faworytem do zwycięstwa w wyborach jest Joan Laporta. Znana twarz. Oblicze sentymentu do złotych czasów. 58-letni działacz pełnił już tę rolę w latach 2003-2010. Miał świetne relacje z Guardiolą, z Xavim, z Iniestą, z Puyolem. Z całą starą gwardią. Dogaduje się z Messim, ciepło wypowiada się na jego temat Pique, a socios, którzy swoimi głosami zdecydują o wynikach wyborów, zdają się nie pamiętać, że kiedy odchodził, żeby realizować swoje marzenia o wielkości w polityce, co kompletnie mu się nie udało, wielu patrzyło na niego krzywo.

Ale to były inne czasy.

Jego grzeszków i błędów nie da się nijak porównać z tym, co wyczyniali jego następcy, czyli Sandro Rosell i Josep Bartomeu. Z perspektywy czasu Laporta wydaje się postacią posągową. Nic więc dziwnego, że kataloński Sport zakomunikował, że to właśnie on, jako pierwszy ze wszystkich potencjalnych kandydatów do objęcia stanowiska prezydenta FC Barcelony, zebrał 2257 podpisów potrzebnych do startu w wyborach.

Joan Laporta uwielbia gesty, uwielbia slogany, uwielbia ostentację. Jest charyzmatycznym i bardzo przekonującym mówcą. Na początku kampanii właściwie uniknął jakichkolwiek błędów, bo wszystkie kluczowe tematy mógł zbywać lub rozmywać zdolnościami erystycznymi lub politycznymi.

Przykłady? Kilka doskonałych.

Kiedy spytano go o to, co zamierza zrobić wobec tego, że sytuacja finansowa klubu jest najgorsza od lat, on tylko spojrzał się głęboko w oczy dziennikarzowi AS-a i odparł, że w bardzo podobnej sytuacji klub znajdował się w 2003 roku, więc jego know-how jest oparte na empirii i doświadczeniu. Innym razem, zapytany o plany na uczczenie dziesiątej rocznicy śmierci Johana Cruyffa, Laporcie milczał kilkanaście sekund, po czym równie szczerze, jak teatralnie, uronił łzę. Mało? Proszę bardzo. Na potrzeby jego kampanii powstała ckliwa piosenka Estimem el Barca.

Jeszcze mało? Nie tak dawno wykupił wielki baner w bliskiej odległości do Santiago Bernabeu. Czysta prowokacja, czysta zabawa konwencją.

Tym samym Joan Laporta zjednuje sobie socios.

– Wiecie, o co mi chodzi, jaki jest mój cel? Odzyskanie dumy dla klubu, dla którego zrobiłbym wszystko. Jestem winny temu, że kibice powiesili poprzeczkę tak wysoko i teraz są rozczarowani. Za moich czasów klub wygrywał. Barcelona rządziła. Teraz jest gorszy moment, ale trzeba to przewalczyć. Jestem w stanie pokierować tym klubem tak, że wrócimy na zwycięski szlak. Baner to mrugnięcie oka. Żarcik, ale taki z klasą, dumny. Takie podszczypywanie największego rywala zawsze definiowało Barcelonę – tłumaczył.

I tak jak Laporta zdobył zaledwie jedną trzecią wszystkich możliwych głosów w poprzednich wyborach z 2015 roku, tak teraz jego szanse na zwycięstwo są dużo większe. Inna sprawa, że niewykluczone, iż jego notowania spadną, kiedy dojdzie do konkretnych starć ideowych z konkurentami. Bo nie jest tak, że nie ma żadnych konkurentów. Wprost przeciwnie. Pandemia utrudnia zbieranie podpisów, ale swoje chęci i aspiracje zgłosiło sporo nazwisk: Agusti Benedito, Jordi Farre, Lluis Fernandez-Ala, Victor Font, Toni Freixa, Emili Rousaud Xavi Vilajoana.

Najpoważniejszymi graczami są Font, Farre i Benedito. Co więcej, pierwszy nich – według Sportu – zebrał już 2257 podpisów, a reszta też deklaruje, że zdąży do wyznaczonego za ponad tydzień deadline’u. Na razie trwają podchody, jakieś formy pierwszej kampanii i już widać, jakie tematy zdominują te wybory:

– poprawa kondycji finansowej,
– zatrzymanie Leo Messiego,
– przeprowadzenie konkretnych wzmocnień.

Przyjrzyjmy się szczegółowo postulatom kontrkandydatów Laporty, bo ten – tak jak zaznaczyliśmy – na razie operuje głównie na graniu sentymentami.

***

Agusti Benedito

Startuje w myśl zasady, że do trzech razy sztuka. W 2010 roku zdobył 14% głosów, w 2015 ciut mniej, bo tylko 7%. Opiera swoją narrację na ty, że ludzie go znają, że na niego głosowali. Jest wielkim sceptykiem infrastrukturalnego projektu Espai Barca, bo uważa, ze koszt tego przedsięwzięcia, wynoszący 700-800 milionów euro, jest niewarty zachodu w sytuacji wielkiego kryzysu finansowego klubu. Zarazem jest zwolennikiem wyburzenia Camp Nou i wybudowania na jego miejscu całkowicie nowego obiektu.

Trzeba zmniejszyć pensje o połowę i postawić na La Masię. Potrzebne są pilne i odważne decyzje. Będziemy z tego wychodzić przez kilka lat – mówi Benedito.

Ale to kwestie drugorzędne dla fanów, dla których najważniejszy jest wynik sportowy.

A to właściwie jedyny kandydat, który twierdzi, że bardzo trudno będzie zatrzymać Leo Messiego w Barcelonie. Że to prawie niemożliwe, jakieś mission impossible, jeśli też już zadeklarował, że chce odejść. Co więcej, nie ma też szans na sprowadzenie Neymara, bo sytuacja finansowa jest bardzo zła i basta. Zarazem jednak kusi, że jeśli zostanie prezydentem, to w roli dyrektora finansowego obsadzi Monchiego. Specjalnie serio to nie brzmi.

Jordi Farre

Specyficzna postać. Trochę populista. Obiecał, że każdemu, kto na niego zagłosuje zapewni darmowy tatuaż z herbem Barcelony i pizzę robioną przez mistrza Fabiana Martina. Ponoć placków rozdał już ponad 500. Jest bogaty, przedsiębiorczy, w życiu zajmował się już wieloma rzeczami, kiedyś produkował nawet filmy porno. Więcej osób usłyszało o nim ostatnio, kiedy był inicjatorem wniosku o wotum nieufności dla Bartomeu. Deklaruje, że dla Messiego przygotuje projekt życia, że pozwoli mu maksymalnie odejść na rok do Newells. Chce, żeby Barcelona była marką, również odzieżową, ciuchową, na czym miałaby opierać swój biznes. Zamierza stworzyć szkółki i akademie na całym świecie, wzorem klubów angielskich, żeby monitorować rozwój największych talentów na rynkach lokalnych.

Jest zdecydowany.

Leo Messi?

– Spokojnie, ja doskonale wiem, co zrobić, żeby zadowolić Messiego. Jeśli wygramy wybory, Messi przedłuży kontrakt, jestem w stanie to obiecać. 

Ewentualny transfer Neymara?

– Wszyscy mówią, że to trudne, a ja uważam, że to gra warta świeczki. Transfer Neymara byłby bardzo, ale to bardzo tani, bo wydatek byłby znacznie mniejszy od zysku. Inwestycja, żaden wydatek. 

Lluis Fernandez-Ala

Najmniej znany z całego grona. Uważa się za nową, świeżą kandydaturę, zupełnie inną niż cała reszta. Za klucz do przyszłości stawia rozwój La Masii.

– Jeżeli wygramy wybory, dyrektorem sportowym będzie Albert Benaiges, odkrywca Piqué, Iniesty, Sergiego Roberto. Nasza struktura musi mieć DNA Barçy. 

Obiecuje socios powrót na Camp Nou przy użyciu testów antygenowych. Zamierza – za pomocą wprowadzania nowinek technologicznych – obniżyć koszty Espai Barca o 20%, ale też w sprawie finansowania tej inwestycji zrobić referendum. Uważa, że Barcelonie nie jest potrzebny Neymar, a zarobki Messiego powinny zostać renegocjowane i zmniejszone, choć z poprawką na fakt, że przychody klubu są większe z nim niż bez niego.

Victor Font

Ma najkonkretniejszy i chyba najciekawszy plan sportowy na rozwój FC Barcelony. Może i trochę błądzi we mgle, może czasami wciąga na pokład ludzi, którzy wcale nie chcą być z nim na pokładzie (ogłosił, że w jego wyborczej ekipie funkcjonować będzie Jordi Cruyff, który stanowczo się od tego odciął), ale nie można odmówić mu wizji. Sam deklaruje, że nad projektem pracował pięć lat. Rzuca nazwiskami, chce dużego wpływu starej gwardii na oblicze klubu.

Koronny przykład?

W jego pomyśle wszystko kręci się wokół Xaviego, który miałby zostać trenerem na lata, a nawet kimś, kogo sam Font nazywa liderem projektu sportowego. Z opisów wynika, że chodzi o rolę, jaką sir Alex Ferguson miał w Manchesterze United, Arsene Wenger w Arsenalu, a Pep Guardiola ma w Manchesterze City. W takim układzie gorącym kartoflem staje się Ronald Koeman, ale sam Font przekonuje, że i dla Holendra znajdzie się jakieś miejsce w całym koncepcie.

Ciekawe, nie powiemy.

Zarazem nie obiecuje żadnych wielkich ruchów transferowych, czym też zyskuje wiarygodność.

– Ci, którzy obiecują wielkie nazwiska, czyli Neymara i Mbpape, nie są wiarygodni. Klub jest w bardzo złej sytuacji finansowej, może nawet na skraju sytuacji upadłościowej. Nie ma pieniędzy, żeby sfinansować gwiazdy.

I właśnie to czyni go najpoważniejszym rywalem dla Laporty, który zdążył już nawet podszczypywać w mediach.

– Laporta? Ja mam projekt, on ma ostentację i slogan. Przynajmniej tyle widzieliśmy do tej pory. Od dawna podajemy szczegóły, nazwiska, pokazujemy strukturę, wyjaśniamy, jak zmienimy sposób zarządzania klubem i podejmowania decyzji, a on operuje na banałach. Taka jest między nami różnica. 

Toni Freixa

Specyficzna postać. Pracował już w klubie za czasów Laporty, Rosella i Bartomeu, startował już też w wyborach, bez większych sukcesów, ale wciąż liczy na triumf. Umniejsza Neymarowi, mówiąc, że nie jest w pierwszej trzydziestce najlepszych piłkarzy świata, bo nie zdradza się takiego klubu jak Barcelona. Porusza się na pograniczu prostych, nieco dziwnych opinii, niekiedy nawet uderzając w tony nietrafionych insynuacji. Albo inaczej: bawi się w politykę. Po prostu. W AS-ie dywagował na temat telefonów od otoczenia swoich przeciwników. Sugerował, że są naciski polityczne na zwycięstwo Laporty. Takie tam gadki. Nic szczególnego, a jednak trochę wygląda to tak, jakby hiszpański prawnik zapomniał, że ubiega się o stanowisko – mimo wszystko – sportowe.

Wypomina mu się też, że wspierał Bartomeu w czasie jego kadencji, a krytykował go dopiero po tym, jak ten zleciał ze stołka. Uważa też, że nawet jako prezydent nie będzie miał żadnego wpływu na przyszłość Messiego.

– Mógłbym jedynie powiedzieć, że nie chcę Messiego w Barcelonie i pozwolę mu odejść. A tak nie jest, więc tego nie mówię – nie brzmi to szczególnie przekonująco.

Jest też zwolennikiem przebudowania stadionu, finansowanego z pomocą Goldman Sachs, w czym jest dosyć odosobniony w gronie innych kandydatów.

Emili Rousaud

Były wiceprezydent Barcelony, członek zarządu Josepa Bartomeu. Kusi swoim sukcesem finansowym w zarządzaniu firmą Factor Energia. Przedstawia całkiem konkretne pomysłu finansowania klubu, przekonuje, że on we współpracy z byłym już prezydentem Barcelony zawsze był tym dobrym, tym rozsądnym i odszedł, kiedy poczuł, że z Barcą dzieje się coraz gorzej. Sam też chwali się też, że ma wielkie wsparcie swoich przyjaciół w grupie socios, którzy ponoć sami mieli prosić go, żeby wystartował w wyborach.

Czy tak jest?

Trudno powiedzieć.

Na pewno mówi konkretne, ma know-how, ma poparcie pewnych mikro-środowisk, ale też uderza w bardzo nieprzekonujące tony, kiedy pojawiają się tematy czysto sportowe. Mówi, że ma wybranego dyrektora generalnego, którego nazwisko zdradzi dopiero jak wygra wybory, bo aktualnie ten człowiek pracuje w innym klubie. Dodaje, że ten dyrektor sportowy weźmie za sobą świetnego trenera. I że są wybitni zawodnicy, którzy też przyjdą, jeśli tylko ludzie oddadzą na niego głos. Eh.

Xavi Vilajoana

Również członek zarządu z poprzedniej ekipy. W Barcelonie zajmuje się Barceloną B. W katalońskim Sporcie uspokajał, że nie zamierza być przedłużeniem ręki Josepa Bartomeu, ale tak naprawdę nie za wiele wiadomo o jego planach i koncepcjach. Jego szanse też są niewielkie.

***

Na końcówkę stycznia zaplanowana jest debata kandydatów. W niej najwięcej zyskać będzie mógł Victor Font, który zdaje się być zdecydowanie najkonkretniejszym ze wszystkich kandydatów i jeśli uda mu się odpowiednio obronić tezę o tym, że Joan Laporta opiera się tylko na wytartych sloganach, pozbawionych jakiegokolwiek planu, to faktycznie ma szanse na tym zyskać.

Inna sprawa, że Laportę broni historia i fakt, że jest zdecydowanie bardziej charyzmatyczny. On nie musi udowadniać, że kocha ten klub i że umie nim sprawnie zarządzać. Sprawdził się w dobie kryzysu z początku wieku, to wielu wystarcza. Kultowe w hiszpańskich mediach stały się też jego słowa o tym, że tak jak inni kandydaci mogą sobie pogadać o przyszłości Leo Messiego, tak on zna go na tyle dobrze i jest dla niego na tyle wiarygodny, że tylko on jest w stanie go zatrzymać.

A to – w tym polityczno-sportowym świecie – zdaje się mieć największe znaczenie dla głosujących socios, bo jak źle nie było w finansach i strukturach, obecność argentyńskiego idola fanów w składzie daje nadzieję, że będzie lepiej. Ktokolwiek nie zasiadłby akurat na prezydenckim stołku.

Fot. Newspix

Oryginalne źródło: ZOBACZ
0
Udostępnij na fb
Udostępnij na twitter
Udostępnij na WhatsApp

Oryginalne źródło ZOBACZ

Subskrybuj
Powiadom o

Dodaj kanał RSS

Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS

Dodaj kanał RSS
0 komentarzy
Informacje zwrotne w treści
Wyświetl wszystkie komentarze
Poprzedni artykułJurij Gladyr: Rok skończyliśmy w dziwnym, ale udanym stylu
Następny artykułWarto w (post)pandemicznym 2021 roku znaleźć czas, by czytać polskich znakomitych pisarzy [VIDEO]