A A+ A++

Jeżeli ktoś jeszcze nie wczuł się w nowy sezon Premier League, to polecamy obejrzeć z odtworzenia drugi z dzisiejszych meczów. Starcie Chelsea z Liverpoolem to jedno z tych, które są najlepszą reklamą ligi angielskiej. Było w nim wszystko – emocje, intensywność, piękne akcje, bramki i ogień na trybunach. Zobaczyliśmy dwie drużyny, które po prostu wiedzą, jak się robi prawdziwe show i takie show właśnie nam zafundowały. Niech to będzie dobra wróżba na cały sezon!

Już przed spotkaniem można było podejrzewać, że będziemy świadkami prawdziwego spektaklu na Stamford Bridge. Naprzeciwko siebie stanęły w końcu dwie drużyny z tzw. Big 6, choć mające za sobą niemałe kryzysy. Zarówno Chelsea jak i Liverpool to dwie drużyny, które chyba najbardziej zawiodły swoich fanów w poprzednim sezonie, choć ta pierwsza zdecydowanie bardziej. 12. miejsce w tabeli na koniec sezonu, to totalna kompromitacja The Blues, nawet jeżeli weźmie się pod uwagę zawirowania właścicielskie i rewolucję, jaką przeszła drużyna.

W Liverpoolu może nie da się powiedzieć o kompromitacji, ale zespół zaprezentował się znacznie poniżej oczekiwań i po raz pierwszy od lat wylądował poza Top 4, co oznacza, że nie zagra w tym sezonie w Lidze Mistrzów.

Takie wyniki w poprzednim sezonie oznaczały tylko jedno – totalną rewolucję w obu zespołach. I znów – w Chelsea przeprowadzono ją na znacznie większą skalę. Sprowadzono cały worek nowych zawodników za grube miliony, a podobno nie powiedziano jeszcze ostatniego słowa. Zatrudniono nowego trenera – Mauricio Pochettino, który wraca do Premier League po burzliwym okresie pracy w PSG i od razu dostał niezwykle trudne zadanie do wykonania.

Z kolei w Liverpoolu wymieniono w zasadzie cały środek pola, pozbyto się wielu zawodników, którzy przez lata stanowili o sile zespołu Juergena Kloppa. Tutaj również miało być nowe otwarcie, więc właśnie dlatego wszyscy zacierali ręce przed niedzielnym spotkaniem. Miało nam ono dać odpowiedzi na wiele pytań, które się nawarstwiły. Bo jeżeli wokół jakichś drużyn narosło wiele wątpliwości, to właśnie wokół tej dwójki.

Czy niedzielny mecz dał nam te odpowiedzi? Trudno powiedzieć. Kilka na pewno, ale raczej nie na wszystkie.

CHELSEA – LIVERPOOL 1:1. Sędziowie znów w roli głównej

Wiemy już, że oba zespoły na pewno są silniejsze niż w poprzednim sezonie. Szczególnie tyczy się to Chelsea, choć umówmy się – trudno, żeby było gorzej. The Blues naprawdę zaimponowali. Zaliczyli słaby początek, kiedy to na tle Liverpoolu wyglądali, jakby pierwszy raz grali w tę grę. Podopieczni Juergena Kloppa narzucili od początku wysokie tempo, czym wprawili w osłupienie defensywę gospodarzy. Ci potrafili odpowiedzieć raz po raz jakimś kontratakiem, ale mało z tego wynikało. Po pół godziny gry wydawało się, że The Reds załadują kilka bramek i wyjadą z tarczą.

I kto wie, może by tak było, gdyby nie milimetrowy spalony…

Pierwszą bramkę w meczu zdobył Luis Diaz i ona była prawidłowa. Natomiast kilka minut później do siatki trafił również Mohamed Salah i tutaj pojawił się problem. Sędziom VAR długo zajęła analiza tej sytuacji, ale ostatecznie zdecydowali, że był spalony. Ludzkim okiem trudno to zweryfikować. Jeżeli był, to minimalny. Chelsea mogła mówić o wielkim szczęściu, bo niewykluczone, że po tym drugim ciosie już by się tak nie podnieśli.

Anulowana bramka Salaha dodała im skrzydeł i jeszcze przed końcem pierwszej połowy mogli wyjść nawet na prowadzenie. Najpierw do siatki trafił debiutujący w Chlesea Disasi, a chwilę później Ben Chilwell. Niestety w tym drugim przypadku sędziowie również zobaczyli spalonego i znów był on minimalny.

W drugiej połowie bramki już nie padły, ale to nie znaczy, że nie była ona równie ciekawa. Działo się w niej wiele. Pojawiło się sporo złej krwi pomiędzy obiema drużynami, co skutkowało od razu zdecydowanymi reakcjami Anthony’ego Taylora, który sumiennie stosował się do nowych wytycznych. Niestety, jego koledzy obsługujący system VAR nie byli tak stanowczy, jak powinni. Jak to zwykle bywa w Premier League, nie mogło się obyć bez sporego babola sędziowskiego. Na początku drugiej połowy Nicolas Jackson ewidentnie dotknął piłki ręką w polu karnym. Na pierwszy rzut oka wydawało się, że decyzja nie może być inna niż podyktowanie jedenastki. Taylor długo nasłuchiwał, co mówią mu koledzy, co już samo powinno świadczyć o tym, że chyba jednak coś jest nie tak. Ostatecznie zszokował większość obecnych przed telewizorami, wskazując, że nie było naruszenia przepisów. Kolejny kamień spadł z serc kibiców Chelsea.

Przed Juergenem Kloppem i Mauricio Pochettino na pewno jeszcze sporo pracy. Widać, że nowi zawodnicy po obu stronach muszą się jeszcze lepiej zgrać, ale wszyscy, którzy dzisiaj pojawili się na boisku, z pewnością mają potencjał na to, żeby pomóc swoim drużynom w powrocie tam, gdzie ich miejsce. To powinno być Top 4, ale niestety konkurencja nie śpi. Arsenal i Newcastle United pokazali już, że nie zamierzają oddawać pozycji wywalczonych w poprzednim sezonie. Nie widzieliśmy jeszcze w akcji Manchesteru United, ale nie ma wątpliwości, że oni również, cytując klasyka, „tanio skóry nie sprzedadzą”.

Cóż to będzie za sezon!

CHELSEA – LIVERPOOL 1:1 (1:1)

Disasi 37′ – Diaz 18′

CZYTAJ WIĘCEJ NA WESZŁO:

Fot. Newspix

Oryginalne źródło: ZOBACZ
0
Udostępnij na fb
Udostępnij na twitter
Udostępnij na WhatsApp

Oryginalne źródło ZOBACZ

Subskrybuj
Powiadom o

Dodaj kanał RSS

Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS

Dodaj kanał RSS
0 komentarzy
Informacje zwrotne w treści
Wyświetl wszystkie komentarze
Poprzedni artykułRzemieślnicze lody dla ochłody na Festiwalu Dobrego Smaku
Następny artykułСмертельна перестрілка окупантів в Урзуфі: з'явилося нове відео