Przypominamy wojenne losy mieszkańców gminy Nowy Dwór.
Tadeusz Łabieniec ps. „Strzała”, syn Jana i Anastazji urodził się w 1925 roku w Nowym Dworze. Do Armii Krajowej wstąpił w 1942 roku. Po przeszkoleniu został przydzielony do oddziału dywersyjnego Kedyw pod dowództwem por. „Wira”. Oddział m.in. uwolnił pięciu żołnierzy AK przetrzymywanych przez żandarmerię w Nowym Dworze. Po ukończeniu konspiracyjnej szkoły młodszych dowódców otrzymał stopień kaprala i dowodził partyzancką drużyną. W jednej z walk został ranny. Został też zdekonspirowany, musiał zmienić pseudonim na „Andrzej”.
W 1947 roku, po ogłoszeniu amnestii, ujawnił się wraz z całym oddziałem. Kiedy dostał wiadomość o możliwości aresztowania. wrócił do oddziału leśnego. Po rozbiciu go przez UB i NKWD wyjechał na Ziemie Odzyskane, zmienił nazwisko i dokumenty. Nadal działał w konspiracji. W 1962 roku został zdekonspirowany i aresztowany. Wykroczenia przedawniły się i odzyskał wolność.
Tadeusz Łabieniec został odznaczony Krzyżem Walecznych, Srebrnym Krzyżem Zasługi z Mieczami, Orderem Virtuti Militari kl. V, awansowany do stopnia podporucznika. W nowodworskim kościele znajduje się tablica z odznaczeniami Tadeusza Łabieńca, obok kościoła zaś upamiętniający go pomnik.
„Współpracowałem z różnymi organizacjami nielegalnymi, a mój dom był miejscem kontaktów i narad. Miałem możliwość ucieczki za granicę. Kilku z nas otrzymało „obywatelstwo amerykańskie” na podstawie metryki urodzenia w Stanach Zjednoczonych. Niektórzy po wypełnieniu wyjechali z Polski. Zostałem, uważając, że tu jestem bardziej przydatny niż za granicą” – pisał w swoim życiorysie Tadeusz Łabieniec.
W konspiracji działali także m.in. Wacław Łabieniec z Nowego Dworu, Stanisław Wilczewski z Sieruciowiec, Kazimierz Stasiulewicz z Nowego Dworu i Jan Franciszek Łabieniec także z Nowego Dworu.
Nazwisko Łabieniec w Nowym Dworze było bardzo popularne. W rozróżnieniu danych osób pomagały ich pseudonimy, którymi posługiwali się lub przydomki. Historię z czasów wojennych zasłyszanych od ojca Stanisława Łabieńca ps. „Zulek” opowiada jego syn Henryk.
– W 1936 roku ojciec zakończył karierę wojskową i stał się cywilem. Jednak 1 września 1939 roku został powołany, aby walczyć w wojnie. Jako kapral wstąpił do swojej poprzedniej jednostki. Zaczął formować swój pluton, wszyscy byli z tutejszych, nowodworskich terenów. Ojciec z Grodna trafił do Lidy. Pociągami transportowano wszystkie sprzęty, jednak sowieckie wojsko zbombardowało wagony. Wszyscy rozpierzchli się po lesie. W dobę po tym wydarzeniu rosyjscy wojskowi złapali żołnierzy. I mojego ojca przewieźli do obozu, zagonili go aż na Ukrainę. Obóz był wielkim, może dziesięciohektarowym polem, ogrodzonym drutem. Potem selekcjonowano wszystkich. Ojciec był rolnikiem, jego ręce były grube i spracowane. Pagony u wszystkich były pozrywane, więc sowieci nie byli w stanie stwierdzić kto był kim, dlatego definiowali ludzi po dłoniach. I tak ojciec został przydzielony do czynnej służby – opowiada Henryk.
W opowieści przewija się też wątek porucznika Eugeniusza Rokickiego.
– W obozie ojciec przebywał razem z Rokickim, który był dyrektorem szkoły w Nowym Dworze. On namawiał, aby przeskoczyć przez płot i dołączyć do nich, ponieważ był on w grupie oficerskiej, a ojciec przecież był podoficerem. Potem sprawnych zaganiano do pracy, ładowali ich do wagonów i wywozili do różnych robót: karczowania lasów nad jednym z tamtejszych jezior. To było w czasie zimy. Razem z innymi chłopakami którejś nocy żołnierze postanowili uciec. Podpłynął do nich jakiś rybak i powiedział, żeby nie uciekali, bo są na wyspie, a dookoła jest jezioro. No i zostali. Przyszła wiosna. Wtedy przypłynął statek, który wybierał ludzi. Nie wywołali nazwiska Łabieniec, więc ojciec nie poszedł. Cały statek był zapełniony ludźmi, aż w ostatniej chwili krzyknęli „Łabenski”. Ojciec rzucił się w ostatniej chwili i wszedł na łódź. Po dopłynięciu na miejsce wszyscy, którzy na statku byli zaczęli uciekać, rozproszyli się. Miesiąc czasu szedł do Nowego Dworu piechotą. Aż w końcu przyszedł. Chował się w swoich budynkach, nie spał w nocy, bo przychodzili po niego i AK-owcy, i sowieci. Spał na chlewie, na stodole. Matka przynosiła mu jedzenie – mówi syn Stanisława. – W roku 1940 ojciec zaczął normalnie wychodzić, a w 1941 ożenił się i zaczął stawiać dom. Kiedy sowieci stacjonowali w Nowym Dworze, to zabraniali dawać sieczki dla koni, najlepiej żeby oddawać wszystko na chleb. Parę razy łapali za to ojca i wywozili, do Nierośna, Chilmon. Trzy dni ojciec spędził w szkole w Nierośnie, bo zbierali ludzi, których potem wywozili na front. Ale ojciec zawsze był zwinny, przychodziła noc i uciekał.
Henryk kończy swoją opowieść o ojcu smutnym stwierdzeniem: „Po ojcu zostały tylko nieliczne papiery po wojnie”.
W Zajdrze znajduje się pomnik poświęcony mieszkańcom „Za pomoc i ofiarność w przetrwaniu okresu prześladowań”.
(hr)
Zgłoś naruszenie/Błąd
Oryginalne źródło ZOBACZ
Dodaj kanał RSS
Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS