Podcast: | (Duration: 44:51 — 41.9MB)
Subscribe: | |
Czy praca w domu to błogosławieństwo czy przekleństwo? Jakie są jej skutki uboczne? Co poradzić na samotność przedsiębiorcy pracującego w domu?
2 lipca 2019 r. minęło równo 7 lat prowadzenia mojego bloga. To dobry czas na podsumowania i przemyślenia. Tym razem skupiłem się na plusach i minusach prowadzenia własnej firmy z domu. Pracuję w ten sposób już od sześciu lat i oprócz ewidentnych zalet, widzę także kilka minusów. Dzisiaj skupiam się właśnie na tej ciemniejszej stronie pracowania w domu. Żeby jednak ten odcinek nie był wyłącznie narzekaniem, to od razu daję konkretne podpowiedzi, jak radzić sobie z wyzwaniami.
To także próba pokazania “drugiej strony medalu”. Pomimo, że jestem olbrzymim zwolennikiem prowadzenia małej firmy, to ten odcinek stoi nieco w opozycji do książki “Firma, czyli Ty” Paula Jarvisa, którą opisywałem niedawno na blogu (tu ). Uwypuklam minusy i moje rozterki, bo w kolejnym odcinku o zaletach bycia jednoosobowym przedsiębiorcą opowie Wam sam Paul Jarvis.
Mam też coś dla osób zainteresowanych cyferkami. W siódmym roku działalności mój blog przekroczył 10 milionów złotych łącznego przychodu (a w zasadzie zbliżył się do 11 milionów). Szczegółowe wyniki (przychody, koszty i dochód) znajdziecie poniżej.
Zapraszam do wysłuchania, obejrzenia lub przeczytania transkryptu (poniżej).
Firma jednoosobowa i praca w domu – podcast w formie audio i wideo
Możesz posłuchać podcastu lub obejrzeć wideo na YouTube.
Oglądając wideo oraz kliknij symbol dzwoneczka. Dzięki temu będziesz otrzymasz powiadomienie, gdy opublikuję nowy film.
W tym odcinku usłyszysz:
- Ilu Czytelników odwiedza obecnie bloga?
- Jakie są przychody, koszty i zysk mojej firmy od początku jej istnienia?
- Jakie są plusy i minusy pracy w domu?
- Jak radzę sobie z minusami pracy w domu?
- Jak radzę sobie z samotnością w pracy?
- Jakie narzędzia i aplikacje wykorzystuję do komunikacji?
- Dlaczego poczucie odpowiedzialności przeszkadza mi w pracy?
- Co to jest syndrom oszusta?
- Dlaczego nie wszystko ode mnie zależy?
- Jakie są negatywne konsekwencje braku regularności?
- Czym się martwię i jak sobie z tym radzę?
- Dlaczego uważam moją sytuację za luksusową?
.
Strony, osoby i tematy wymienione w podcast’cie:
Poniżej znajdziesz pełny tekstowy zapis podcastu.
Wyniki bloga „Jak oszczędzać pieniądze” po 7 latach
Na początek jednak krótkie podsumowanie wyników bloga „Jak oszczędzać pieniądze” po 7 latach jego działalności.
Blog prowadzę od 2 lipca 2012 r. W ciągu ostatnich 12 miesięcy odwiedziło go 2.184.359 unikalnych użytkowników (według Google Analytics).
W najlepszym miesiącu było Was tutaj 308 tysięcy. W najgorszym 154 tysiące. Największy ruch mam pomiędzy listopadem a styczniem, a najmniejszy – w miesiącach wakacyjnych. To zrozumiałe – w wakacje przede wszystkim odpoczywamy i wydajemy pieniądze. Można powiedzieć, że od kilku lat ruch jest stabilny i średnio wynosi około 200.000 UU miesięcznie.
Z kolei moją firmę prowadzę od marca 2013 r. W pierwszym, najgorszym roku działalności miała ona 55 tys. zł przychodów, 45 tys. zł kosztów i dochód ok. 10 tys. zł. W najlepszym 2017 r. miała ona ponad 3 miliony złotych przychodu, 926 tys. zł kosztów i zysk przed opodatkowaniem wyniósł nieco ponad 2 miliony złotych.
Do końca czerwca 2019 r. – a więc przez 6 lat i 3 miesiące działalności – moja firma osiągnęła łącznie 10.920.000 zł przychodu, przy kosztach wynoszących 3.044.000 zł. Całkowity dochód przed opodatkowaniem wyniósł więc 7.876.000 zł. Poniżej znajdziecie tabelkę ze szczegółowymi danymi o przychodach i kosztach w poszczególnych latach.
Reasumując: nadal jestem małą firmą, ale taką, która osiąga bardzo satysfakcjonujące wyniki i ma wysoką rentowność. Mogę powiedzieć, że moja firma prowadzi mądrą politykę finansową i daje solidnie zarobić jej właścicielowi.
Dla jasności: mówiąc „firma” mam na myśli zagregowane wyniki mojej działalności gospodarczej oraz spółki z ograniczoną odpowiedzialnością, którą także posiadam.
Do dnia dzisiejszego pozostaję firmą jednoosobową, co ma swoje olbrzymie plusy, ale również bardzo duże minusy. Moja firma zarabia przede wszystkim na działalności wydawniczej, dystrybucji książek i afiliacji w obszarze produktów finansowych. Oprócz zysków związanych z firmą, zarabiam także na moich inwestycjach, które realizuję poza firmą. Mam taką zasadę, że zyski opodatkowuję, wypłacam i inwestuję już prywatnie.
No to skoro już się przedstawiłem, to pora przejść do konkretów. Zanotowałem sobie 10 punktów, którymi chcę się dzisiaj z Wami podzielić.
1. Praca w domu jest jednocześnie świetna i fatalna
Po stronie plusów pracy w domu należy zdecydowanie wymienić brak konieczności dojazdów do pracy. Serio – to jest gigantyczna oszczędność czasu i gigantyczna oszczędność pieniędzy – zwłaszcza dla tych osób, które wcześniej dojeżdżały do pracy autem. Ale to, że nie trzeba nigdzie wychodzić ma także swoje wady.
Największy minus to brak ruchu. Bywają dni, kiedy nie robię nawet 1000 kroków przez cały dzień. Taki bezruch wymusza konieczność szukania sobie substytutów, aktywizowania się w jakiś sposób. W przeciwnym wypadku zanik mięśni i przybieranie na wadze są w zasadzie murowane. Nie ma też nic dobrego w tym, gdy od razu po wstaniu z łóżka siada się do pracy. Opóźnia się śniadanie i poranną toaletę. To też nie jest dobre.
Taką często eksponowaną korzyścią pracy w domu jest elastyczność w zakresie tego, kiedy się pracuje, ale to jest też największe przekleństwo dla pracownika. Nikt nie stoi nad naszą głową, nikt nie kontroluje efektów pracy. Ale to jednocześnie powoduje, że można w zasadzie bezkarnie marnować czas.
Trzeba mieć olbrzymią samodyscyplinę. Ja ją czasami mam a czasami nie. W efekcie mam wrażenie, że sporo czasu przecieka mi między palcami.
Ten brak ustalonego harmonogramu dnia – czyli konieczności wyjścia z domu, pojawienia się w biurze o konkretnej godzinie, ale również wyjścia z pracy o konkretnej godzinie także nie jest dobry. Nawet, gdy mamy harmonogram, to pracując w domu bardzo łatwo jest zrobić odstępstwo. Niewiele to kosztuje. Ot usiądę ciut później do pracy, albo wręcz przeciwnie – włączę sobie komputer wieczorem na kanapie.
Czasami łapię się na tym, że niby siedzę nad pracą 10 godzin i zastaje mnie wieczór, a tak naprawdę niewiele zrobiłem. To efekt tego, że sporo czasu potrafi pójść niby na pracowanie, a tak naprawdę przecieka między palcami.
Jak narzucam sobie dyscyplinę?
- Po prostu próbuję sobą świadomie zarządzać.
- Strategicznie planuję rok – w ostatnich dwóch latach dosyć luźno wyznaczam sobie zaledwie 1-2 duże projekty rocznie. O moim procesie tworzenia takich planów rocznych mówiłem szczegółowo w 90-ym () oraz w 113-ym odcinku podcastu (). Polecam przesłuchanie!
- Wykorzystuję aplikację do planowania zadań na bieżąco – chociaż i tu miewam spore zaległości w zakresie ich realizacji.
- Robię okresowe przeglądy. Strategiczne co kwartał i podstawowe – mniej więcej co tydzień.
- Staram się wykonać przynajmniej jedno duże zadanie dziennie, np. na dzisiaj wyznaczyłem sobie wyłącznie zaplanowanie i nagranie tego odcinka podcastu.
- No i gdy zacząłem się przyłapywać na marnowaniu czasu, to pomagało mi notowanie sobie w kalendarzu co jakiś czas tego, co naprawdę robiłem. To pomogło realnie ocenić mi ile czasu idzie na pracę a ile na inne rzeczy. W końcu podstawą do rozwiązania każdego problemu jest jego solidna diagnoza.
2. Brak kontaktu z żywymi ludźmi
Przy całym moim introwertyzmie muszę powiedzieć wprost, że brak osobistego kontaktu z innymi osobami jest długofalowo po prostu zły.
Kiedyś jako pracownik biurowy byłem przeciwnikiem spędzania czasu na kawkach ze współpracownikami. Dzisiaj doceniam jednak społeczną rolę takiego “wspólnego marnowania czasu”. Wspólne śmiechy, wymiana informacji – także prywatnych, nawet plotkowanie, to wentyl bezpieczeństwa, który może pomagać poradzić sobie z wyzwaniami w pracy. To daje poczucie wspólnoty. A tego nie mam niestety przy pracy w domu.
W tym co robię czuję się czasami bardzo samotny. Z jednej strony lubię taki tryb pracowania, bo zdecydowanie jestem samotnym wilkiem. Lubię brać odpowiedzialność na siebie, wiedzieć, że tylko ja odpowiadam za porażki i czuć się również właścicielem sukcesów. Ale w trudnych momentach jestem z nimi po prostu sam. I to jest bardzo realny koszt wyboru bycia firmą jednoosobową. Nawet nie próbuję sobie wyobrażać, co muszą czuć przy takim trybie pracy ekstrawertycy.
Można oczywiście próbować tę lukę zapełniać po prostu umawiając się na cykliczne spotkania na żywo lub organizując sieciowe grupy mastermind, ale to tylko połowicznie adresuje ten problem. Pewnym rozwiązaniem jest także praca nie w domu, a w przestrzeni coworkingowej – tak robi część moich znajomych.
Jak sobie radzę z brakiem kontaktów z innymi?
- Umawiam się co jakiś czas z biznesowymi znajomymi na luźne pogadanki na mieście.
- Gram w Counter-Strike’a rozmawiając ze współgraczami, co daje mi szansę na rozmowę z prawdziwymi ludźmi.
Niemniej jednak – nie ma tego wiele i jest to tylko marny substytut relacji z prawdziwej firmy, w której pracuje się codziennie z innymi osobami.
3. Czasochłonna komunikacja
Przy pracy zdalnej większość komunikacji odbywa się przez komunikatory bądź mailem, a to jest bardzo czasochłonny sposób komunikacji. Plusem takiej pisanej komunikacji jest jednak to, że zostawia ona ślad i w problematycznych sytuacjach możliwe jest odtworzenie ustaleń.
Minusem z kolei jest to, że bardzo łatwo o nieporozumienia. Zdecydowanie trzeba się nauczyć komunikować w zrozumiały a jednocześnie w miarę zwięzły sposób. Rozumieć, że zwięzłość komunikacji nie musi oznaczać powierzchowności i ignorowania drugiej strony.
Jak udrażniam komunikację?
Po prostu stosuję sporo różnych narzędzi dostosowanych do tego, co chcę w danej chwili załatwić:
- Email do komunikacji ze wszystkimi
- Slack do komunikacji ze stałymi współpracownikami
- Messenger – do komunikacji online z osobami spoza grona współpracowników
- Helpscout i Zendesk do rozwiązywania problemów zgłaszanych przez klientów.
- Zoom i Skype do komunikacji głosowej i wideo
- No i w końcu spotkania osobiste wszędzie tam, gdzie inaczej się nie da (na szczęście bardzo rzadko)
4. Ciężar odpowiedzialności
Podziwiam tych ludzi, którzy mają receptę na wszystko. Ja coraz częściej nawet jeśli mam zdanie na jakiś temat, to poważnie zastanawiam się nad tym, czy odpowiedzialne jest jego mówienie na głos. Bo coraz częściej widzę, że świat nie jest czarno-biały i coraz częściej łapię się na tym, że sam mam problemy z odróżnianiem odcieni szarości.
To jeden z powodów, dla których coraz trudniej pisać mi proste materiały. Dlaczego? Bo wiem, że czyta mnie wiele osób, które znajdują się w różnych miejscach swojej życiowej drogi, mają różny bagaż doświadczeń i naprawdę nie chciałbym moją działalnością przyczyniać się do tego, że Wy – jako Czytelnicy i Słuchacze będziecie podejmować zbyt szybkie decyzje, bo zaufaliście Szafrańskiemu i skoro tak mówi to tak jest. Ja nie jestem nieomylny, wielu rzeczy nie wiem i po prostu nie chcę prowadzić Was na manowce.
Podam przykład: mam mocno rozgrzebany temat PPK – Pracowniczych Planów Kapitałowych, o których nie mam jednoznacznej opinii. Z jednej strony wiem, że czekacie na odpowiedzi, a z drugiej – wiem, że sam mam więcej znaków zapytania niż pewników. W oparciu o bieżącą wiedzę mogę zarówno twierdzić, że to świetny produkt, jak i że słaby. A i tak wszystko opiera się na spekulacjach co do przyszłości – a sam nie chciałbym takich spekulacji publicznie dokonywać.
W pewnym sensie ten ciężar odpowiedzialności bywa paraliżujący. I to jest coś, z czym zmagam się w coraz większym stopniu. Chociaż – przynajmniej teoretycznie – powinienem być coraz bardziej wyluzowany pod tym względem. 🙂
Jak próbuję udźwignąć ciężar odpowiedzialności?
- Sięgam do wyników przeprowadzonej kiedyś na blogu ankiety czytelniczej, aby jeszcze raz zrozumieć kim są moi Czytelnicy i jakie mają oczekiwania. Zaglądam też do pojedynczych ankiet i czytam, co o sobie napisaliście.
- Po prostu staram się rzetelnie tworzyć materiały starając się pokazywać różne perspektywy i te odcienie szarości, o których mówiłem.
- Przekonuję sam sobie, że przecież tworzę dla ludzi inteligentnych, którzy potrafią uzupełnić i skorygować to co mówię, nawet jeśli ja sam nie stanę na wysokości zadania.
5. Syndrom oszusta
Syndrom oszusta to zjawisko polegające na tym, że kwestionujemy własne kompetencje do mówienia na dany temat. Ja mam to notorycznie. To kolejny z powodów, dla których piszę coraz mniej.
“A co jeśli nie zgłębiłem dobrze tego tematu?”, “Przecież ja nie posiadam wystarczającej wiedzy, aby mówić innym na ten temat”, “Kim ja jestem i jaki mam mandat do tego, aby tyle osób mnie słuchało?” – to są pytania, które przechodzą przez moją głowę praktycznie cały czas.
Sam siebie zatruwam myślami o tym, że podając Wam przeróżne porady być może wcale nie powinienem tego robić, bo przecież to co działa u mnie, wcale nie musi sprawdzać się u kogoś innego.
We wszystkich obszarach jestem samoukiem. Uczestnicząc czasami w jakichś konferencjach dowiaduję się, że np. istnieją fachowe nazwy na działania, które ja wykonuję, a których sam nie potrafiłem opisać. To pokazuje mi, jak niewiele tak naprawdę wiem. Przykładowo: niektórzy w moich działaniach związanych z promocją książki “Finansowy ninja” dopatrują się użycia konkretnych technik i mechanizmów z zakresu psychologii, a ja nawet nie wiedziałem, że coś takiego istnieje. To pokazuje mi, że być może przecenia się moje zdolności. Że być może to ktoś inny powinien się na te tematy wypowiadać, a nie ja. Że nie jestem wystarczająco kwalifikowany.
Jak zwalczam syndrom oszusta?
- Mam w mojej poczcie folder “Referencje”, do którego wrzucam miłe maile, które mi przesłaliście opisujące, w jaki sposób to co tworzę pomaga Wam poprawiać Wasze finanse i nie tylko. Przeglądam od czasu do czasu te maile. Jeśli moja działalność daje takie efekty, to dlaczego mój “syndrom oszusta” miałby mnie powstrzymywać?
- Równolegle próbuję też poszerzać moją wiedzę i po prostu solidnie przykładać się do opracowywania kolejnych tematów. To oczywiście powoduje, że czasochłonność pracy wzrasta, ale idzie to w parze z zaspokajaniem poczucia odpowiedzialności i skutecznie osłabia poczucie bycia oszustem.
- I mam jeszcze jeden sposób, który może się Wam wydać zabawny. W takich chwilach zwątpienia sięgam też po moje książki, albo do najlepszych wpisów na blogu. Czytam je czasami z takim niedowierzaniem “Serio? To naprawdę ja napisałem? To jest cholernie dobry materiał”. Czuję czasami jakby pisał to ktoś znacznie bieglejszy w słowie i w wiedzy ode mnie. To mnie podbudowuje i podnosi samoocenę. Zdecydowanie warto mieć takie materiały pod ręką.
6. Poczucie kontroli (lub jego brak)
Kiedyś wydawało mi się, że “chcieć to móc” i że generalnie wszystko jest w naszych rękach.
Dzisiaj widzę, że nie wszystko zależy ode mnie. Choćbym nie wiem jak chciał, to czasami okoliczności zewnętrzne nie pozwalają mi działać na 100%. Przeróżne sprawy i zmartwienia zaprzątają głowę i trudno mi się od nich całkowicie oderwać. Zwłaszcza, kiedy praca po prostu się nie klei.
Co ciekawsze w ciągu ostatniego roku przekonuję się także, że pieniądze wcale nie rozwiązują wszystkich problemów. Oczywiście jest dużo łatwiej, gdy się je posiada i np. można finansować nimi specjalistów pracujących w prywatnej służbie zdrowia, ale z drugiej strony – w niektórych obszarach naprawdę trudno jest znaleźć profesjonalistów, którzy świadczą usługi warte opłacania. Kolejny raz przekonuję się, że kluczowe znaczenie mają nie tyle pieniądze, co sieć kontaktów i znajomych, którzy pozwalają łatwiej dotrzeć do właściwych osób.
Krótko mówiąc: czasami – nawet będąc w teorii osobą w pełni decyzyjną we własnym biznesie – można utracić poczucie kontroli, co w automatyczny sposób wjeżdża na psychikę i rodzi trudne pytania, np. czy jest sens się męczyć w takiej sytuacji i ciągnąć to dalej tak jak dotychczas. Mniejszy problem, gdy widzimy rozwiązania i alternatywę. Gorzej, gdy przyzwyczailiśmy się już do określonego sposobu działania, nie widzimy dla siebie innej drogi a w pracy po prostu zaczynamy się męczyć. Pracownik etatowy może w takiej sytuacji zmienić firmę. Właściciel własnego biznesu raczej nie ma takiej możliwości.
Jak radzę sobie z trudnościami poza moją kontrolą?
Pisałem już o tym rok temu we wpisie . Takiej sytuacji nie da się po prostu rozwiązać, bo na czynniki będące zupełnie poza naszą kontrolą po prostu możemy nie mieć wpływu. Trzeba sytuację po prostu zaakceptować. Taką jaka jest. Pogodzić się z tym, że tak jest i odpowiednio dostosować swój sposób działania. Kopanie się z koniem nie ma najmniejszego sensu i prowadzić może tylko do frustracji. Akceptacja pozwala przejść nad tym do porządku dziennego. Nie jest to łatwe, ale warto się tego uczyć.
7. Regularność działań to podstawa
Widać to zwłaszcza wtedy, gdy tej regularności zaczyna brakować. Przy działalności internetowej systematyczność publikacji treści ma olbrzymie znaczenie. YouTube, Facebook i Google premiują tych, którzy regularnie tworzą treści, pomagając ich materiałom docierać szerzej. Ja świadomie odpuściłem sobie aktywność w mediach społecznościowych, co niestety ma swoje negatywne konsekwencje. Publikując nowe materiały – docieram znacznie węziej niż miało to miejsce rok temu.
Zresztą nie chodzi wyłącznie o media społecznościowe. Sam po sobie widzę, że jeżeli wypadam z mojego cyklu pracy i publikacji, to jeszcze ciężej jest mi się powrócić do regularności. Idealnym przykładem jest właśnie publikacja podcastów. Przez kilka lat ukazywały się one w miarę regularnie co 2 tygodnie. Zasadę tę złamałem w listopadzie 2018 r. planując krótką przerwę. W efekcie przez 4 miesiące nie ukazał się ani jeden podcast. Potem udało mi się opublikować 3 odcinki i znowu nastąpiła 3-miesięczna przerwa. Powrót do regularności jest bardzo trudny.
Jak próbuję dbać o regularność?
- Jak widać nie bardzo sobie z tym radzę.
- Próbuję po prostu codziennie pisać – raz więcej, raz mniej. Przygotowuję notatki do artykułów i podcastów, ale czasami dopada mnie taki paraliż decyzyjny. Brakuje wykończenia pracy.
- Dzisiaj postanowiłem, że nagram kolejny odcinek. Wszystko inne poszło w odstawkę i od dobrych kilku godzin pisałem sobie notatki do podcastu. Ale i ta praca bywała przerywana, bo np. rano mój blog nie działał przez 3 godziny i trzeba było podjąć działania naprawcze we współpracy z firmą hostingową.
- Życie rzuca kłody pod nogi. Najłatwiej jest zapewne powiedzieć sobie “oj tam – nic się nie stanie, jak zrobię to jutro”, ale w firmie takiej jak moja ja już mam konkretne plany na jutro, więc nieszczególnie mogę opóźnić nagranie odcinka. Gdybym to zrobił, to znowu z regularności byłyby nici.
8. Zaciągane długi trzeba kiedyś spłacić
W każdej małej firmie jest tak, że koncentrując się na robieniu czegoś, nie robi się w tym czasie czegoś innego. Jeśli jest to tak jak u mnie firma jednoosobowa i uzupełnianiem braków nie ma się kto zająć, to szybko zaciąga się pewien dług technologiczny lub organizacyjny. Po prostu zaległości w niektórych obszarach się nawarstwiają i z czasem zaczyna się płacić cenę zaniechań.
Dokładnie tak jest w tej chwili u mnie. Blog działa na technologii nie zmienianej od 2012 r. Jego wygląd był ostatnio odświeżany w 2013 r. Obecnie działa on dużo wolniej niż powinien, co powoduje, że Google nie lubi go tak mocno jakby mógł. Struktura bloga jest zabałaganiona i w efekcie trudno wyszukać na nim konkretne artykuły.
Tworząc treści na bloga nie zwracałem szczególnej uwagi na SEO, czyli ich pozycjonowanie w wyszukiwarce. W efekcie prawdopodobnie mam dużo mniejszy ruch niż mógłbym mieć. Na naprawę tych błędów i zaniechań musiałbym poświęcić dużo czasu, a to z kolei jeszcze bardziej odciągnęłoby mnie od tworzenia nowych treści. Niestety jakoś muszę spłacić ten dług zaciągany przez lata.
Inny przykład: mam biuro, ale niewykończone. Już od dwóch lat przymierzam się do wygłuszenia pomieszczenia, w którym nagrywam podcasty i szczerze – poza niechęcią do pochylenia się nad tym tematem – nie ma obiektywnych powodów, dla których jeszcze tego nie zrobiłem. A to z kolei powoduje, że przed każdym nagraniem paraliżuje mnie myśl, że jakość audio będzie niezadowalająca, że kadry i oświetlenie nie będą OK itp. Obiektywnie przeszkadza mi to w zabraniu się za nagrywanie. Gdybym remont przeprowadził wcześniej, to teraz – w tym trudniejszym okresie – zapewne łatwiej byłoby usiąść do nagrywania kolejnych odcinków.
Jak sobie radzę z natłokiem zadań?
Na miarę możliwości jednoosobowego przedsiębiorcy:
- Część tematów porzucam z założeniem, że nie są one priorytetowe.
- Część projektów realizuję dzieląc tydzień na dni kreatywne i dni, w których zajmuję się sprawami organizacyjnymi i technologicznymi. Czasami w obrębie jednego dnia – jeśli widzę, że nie idzie mi praca kreatywna, to siadam do łatania zaległości. Ale jest to również zdradliwe, bo w zasadzie mógłbym siedzieć i tylko zajmować się zaległymi projektami, więc muszę być tutaj dosyć ostrożny.
- Pomagają mi tygodniowe przeglądy i zgrubne planowanie tych zadań, które są najważniejsze.
9. Zamartwianie się i zwątpienie
Systematycznie towarzyszy mi zamartwianie się. Wiem, że w pojedynkę wszystkiego nie zrobię. Martwię się, że idę do przodu wolniej niż bym chciał. Że moja praca polega dzisiaj w dużej mierze na robieniu rzeczy, których nie powinienem robić (np. w ostatni weekend poprawiałem jakieś bardzo stare wpisy na blogu, aby usunąć nieaktualne już linki). A wszystko to wynika z mojej decyzji, że chcę być jednoosobowy, nie chcę brać sobie na głowę zobowiązań i nie chcę zatrudniać pracowników.
Udostępniając do sprzedaży książki z jednej strony umożliwiłem sobie dobre zarabianie na blogu, ale z drugiej – wziąłem na głowę szereg zagadnień związanych ze sprzedażą i marketingiem, którymi tak naprawdę nie chcę się zajmować. Martwię się tym, że przez tę komercyjną stronę działalności, mam mniej czasu na tworzenie interesujących treści. Ja wiem, że to brzmi trochę jak marudzenie, że zarabiam dobre pieniądze – niemniej jednak jest to źródłem pewnej frustracji, że robię nie to, co powinienem – chociaż oczywiście uwielbiam zarabiać.
Jednocześnie efektem tego, że rzadziej publikuję nowe materiały i że są to materiały inne niż dotychczas, jest narastająca obawa, że Czytelnicy odejdą i że ruch na blogu spadnie. Że przez to, że rzadziej nagrywam nowe odcinki, to Słuchacze przerzucą się na inne podcasty, a WNOP zniknie z rankingów i jeszcze trudniej będzie nowym Słuchaczom natrafić na mój podcast.
Martwię się nawet o to, że ewentualny spadek zainteresowania moimi treściami doprowadzi do tego, że zwątpię w sens dalszego tworzenia treści. W połączeniu z “syndromem oszusta” to jest bardzo groźna mieszanka, którą można sprowadzić do pytania “a może rzucić to wszystko i wyprowadzić się w Bieszczady?”.
Dla jasności – nie martwię się szczególnie o to, czy moja firma przetrwa. Nigdy nie uważałem jej za coś długowiecznego. Raczej jest ona dla mnie wehikułem do zarabiania pieniędzy tu i teraz.
Ale tu pojawia się inny aspekt: mając spory kapitał (przynajmniej dla mnie) martwię się o alokację środków i poświęcam sporo energii na właściwe planowanie moich inwestycji próbując zabezpieczyć się przed różnymi negatywnymi scenariuszami.
Jak dbam o to, aby się nie zamartwiać?
Tu nie mam jednego sprawdzonego sposobu. Mam kilka i wzajemnie się one uzupełniają:
- Uświadamiam sobie, w jak doskonałej sytuacji jestem w porównaniu z innymi. Jak błahe są te moje zmartwienia i nieistotne.
- Przypominam sobie, że już nic nie muszę, że mam prawo się tak czuć, ale nie jest to powód do zamartwiania.
- Pomaga też oderwanie się od siebie i skupienie na innych, np. osobach, które wymagają pomocy. Zamiast skupiać swoją uwagę na sobie, to przenieść ją na innych.
- Zrobienie czegoś dobrego dla najbliższych i dla siebie. Odwrócenie uwagi od smutków. Danie sobie szansy na zauważenie, jak piękny jest świat. Czasem się nie udaje, ale ogólnie jest super. 🙂
10. Sowita premia za ryzyko
I na koniec chcę powiedzieć jeszcze o tej pozytywnej stronie prowadzenia mojej firmy. Dzisiaj skupiłem się bardziej na minusach prowadzenia jednoosobowej firmy próbując pokazać Wam, w jaki sposób radzę sobie z tymi trudniejszymi sytuacjami. Niemniej jednak trzeba podkreślić, że generalnie znajduję się w świetnej sytuacji i przez te 7 lat prowadzenia bloga otrzymałem olbrzymią premię za podjęcie ryzyka.
Uśredniając wynik – każdy rok prowadzenia bloga dał mi ok. miliona złotych zysku. To więcej niż kiedykolwiek sobie wymarzyłem. Kilkukrotnie już podkreślałem, że mój poziom oczekiwań to 200.000 zł zysku rocznie. Tyle wystarcza mi i mojej rodzinie do spokojnego funkcjonowania. Cała reszta to bonus.
Najlepsze jest jednak to, że wyniki finansowe idą w parze z osiąganiem innych, absolutnie kluczowych celów mojej działalności:
- Po pierwsze – udaje mi się działać po swojemu, według własnych zasad, bez konieczności chodzenia na kompromisy. Działam dokładnie tak, jak chcę. A to niesamowity luksus.
- Po drugie – mam wrażenie, że udaje mi się do Was trafiać z moimi treściami. Że przydaje się Wam to co robię, że ogólnie nie ma lipy i raczej udaje mi się trzymać wysoki poziom.
- Po trzecie i najważniejsze – że jesteście, trwacie i że dajecie mi powody do kontynuowania mojej działalności. Już to wielokrotnie mówiłem, ale powtórzę jeszcze raz – nadajecie sens temu co robię i za to Wam bardzo, ale to bardzo dziękuję. Dziękuję także za to, że kupując moje książki de facto finansujecie moją działalność. Owszem – to ja tworzę produkty, ale to właśnie dzięki Wam mogę chwalić się takimi wynikami i taką rentownością.
Mam nadzieję, że pokazując Wam kulisy – nie tylko te jaśniejsze, ale też ciemniejsze strony mojej działalności, chociaż w małym stopniu uda mi się Was inspirować do odważnego brania losu w swoje ręce. Nie będę oszukiwał – bywa trudno, głowa potrafi płatać figle, projekty potrafią się komplikować, życie potrafi się wtrącać i mieszać w biznesie, ale ja uważam, że warto próbować. Sam jestem przekonany, że nie było absolutnie żadnych szans, abym mógł dojść do takich rezultatów pracując na etacie. Po prostu życie jest na to za krótkie.
I już naprawdę na koniec zdradzę, że ten odcinek to taki wstęp do kolejnego, w którym będę rozmawiał z Paulem Jarvisem, autorem fenomenalnej książki “Company of One” omawiającej dlaczego warto być firmą jednoosobową – taką jak moja. Niedawno ukazało się tłumaczenie tej książki i dostępna jest ona pod tytułem “Firma, czyli Ty”. To jest tak świetna książka, że napisałem do niej polską przedmowę i dodałem do mojego sklepu internetowego. Bardzo zapraszam do oraz .
Skąd pobrać podcast
Podcast dostępny jest dla Was w wielu miejscach:
A jeśli podoba Ci się podcast, to będę Ci bardzo wdzięczny, jeśli poświęcisz minutkę i zostawisz swoją ocenę oraz krótką recenzję w iTunes. Wasze głosy powodują, że mój podcast trafia do rankingów iTunes. Dzięki temu łatwiej jest do niego dotrzeć tym osobom, które jeszcze nigdy go nie słyszały. A na tym bardzo mi zależy 🙂
Jeszcze raz bardzo Ci dziękuję za Twoje wsparcie i życzę Ci świetnego dnia! 🙂
Zgłoś naruszenie/Błąd
Oryginalne źródło ZOBACZ
Dodaj kanał RSS
Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS