A A+ A++

Jednym z zabawniejszych politycznych epizodów ostatnich tygodni – nawet jak na standardy władzy w epoce Jarosława Kaczyńskiego – jest utajnienie treści umowy koalicyjnej PiS, Solidarnej Polski i Porozumienia. Tymczasem umowa jest tajna, ponieważ jej nie ma. Nie udało się bowiem wynegocjować najważniejszego, czyli mechanizmu tworzenia list na kolejne wybory do Sejmu.

Czytaj również: „Boję się, że zachoruję i z tego nie wyjdę”. Nauczyciele zaczynają uciekać ze szkół

Z przecieków dochodzących z niezbyt ostatnio szczelnego obozu władzy wynika, że Kaczyński postanowił wykorzystać wybory do ostatecznej likwidacji partii Ziobry i Gowina. Chce stworzyć jedną listę bez partyjnych klasyfikacji, co prowadziłoby do wizerunkowego wchłonięcia Solidarnej Polski i Porozumienia już w trakcie kampanii. Koalicjanci oczekiwali gwarancji, że dostaną tzw. miejsca biorące, jednak Kaczyński im jej nie dał. Ziobro dalej zbiera więc haki na Morawieckiego i najbliższych współpracowników Kaczyńskiego w PiS. A Mariusz Kamiński oraz inni ludzie Kaczyńskiego w rządzie próbują – jak dotychczas niezbyt skutecznie – powstrzymać go przed tym.

Kolejnym elementem tej rozgrywki stało się nagłe zaostrzenie sytuacji wokół afery GetBacku i Leszka Czarneckiego. W tym skandaliczne zatrzymanie Romana Giertycha na dzień przed posiedzeniem sądu, gdy miał jako adwokat reprezentować bankiera.

W aferze GetBacku, a także w postępowaniu prokuratorskim wobec Leszka Czarneckiego pojawiają się ojciec premiera Kornel Morawiecki, sam premier, a także ludzie Kamińskiego ze służb. Były prezes GetBacku Konrad K. miał zeznać prokuratorom Ziobry, że już w okresie rządów PiS był tajnym współpracownikiem CBA o pseudonimie Zeus. Wraz z przekazywaniem gigantycznych sum na finansowanie medialnych i propagandowych przedsięwzięć PiS miało mu to zagwarantować dostęp do najważniejszych ludzi obozu władzy – głównie z kręgu Morawieckiego – i zapewniło wielomiesięczną bezkarność umożliwiającą pozyskiwanie pieniędzy od niczego niepodejrzewających inwestorów.

Z kolei Czarnecki ma nieopublikowane taśmy dotyczące afery KNF, m.in. z rozmów z Adamem Glapińskim, najbardziej zaufanym współpracownikiem Kaczyńskiego. Zagrożenie mu przez Ziobrę listem gończym, aresztowaniem i konfiskatą majątku ma przekonać Czarneckiego, że czarna godzina już dla niego nadeszła i czas ujawnić nagrania. W ten sposób to nie Ziobro, ale „nomenklaturowy miliarder Czarnecki” uderzyłby boleśnie w ludzi Kaczyńskiego.

W tej sytuacji ludziom Kamińskiego pozostało tylko wejście do domu i biura Romana Giertycha i zatrzymanie adwokata w nadziei, że położą łapę na ewentualnych nagraniach.

Głębokie zaangażowanie się Kaczyńskiego w walkę z Ziobrą następuje w momencie, kiedy rząd nie panuje nad pandemią koronawirusa, a liczba zakażeń i zgonów bije kolejne rekordy. Spod kontroli wymknął się też budżet państwa i mamy totalny dryf w stosunkach PiS-owskiego rządu z Brukselą. A przecież Kaczyński i Morawiecki potrzebują miliardów euro z unijnej kasy, żeby im się budżet państwa nie zawalił do końca. Do tego jeszcze PiS rozwścieczyło rolników i i nie panuje nad sytuacją w górnictwie.

***

Wszystkie te pożary Kaczyński próbuje gasić bez wyraźnego i skutecznego nacisku opozycji. Dlaczego?

Posłowie PO i KO rozpoczęli właśnie akcję „poselskich kontroli” ministerstw i innych instytucji obsadzonych przez PiS, ujawniając skandaliczne zaniechania i uwłaszczanie się władzy na budżecie państwa, także w czasie pandemii. Jest to akcja sensowna i bardzo potrzebna, jednak nie robi wystarczającego wrażenia. Platforma wciąż nie rozstrzygnęła do końca wewnętrznego sporu o władzę i model przywództwa. Szefem sejmowego klubu został Cezary Tomczyk, kandydat Borysa Budki, a klubu senackiego Marcin Bosacki, nazywany w mediach człowiekiem Schetyny. Nie jest to jednak określenie zbyt precyzyjne, gdyż był on kandydatem całego bardziej konserwatywnego skrzydła PO i KO, do którego należą m.in. Sikorski, Schetyna, Ujazdowski, Zalewski i wielu działaczy Platformy w regionach i samorządzie.

Zobacz również: „Jacek wpadnij do nas. Pokażesz jak prawdziwa praca wygląda”. Lekarze wściekli na Sasina za słowa o „braku woli” w walce z pandemią

Borys Budka nie ma potencjału, a nawet nie widzi chyba potrzeby, by uczynić PO formacją wodzowską. Istnieje pewne napięcie pomiędzy nim i Trzaskowskim oraz konserwatystami. Platforma jest zatem skazana na wypracowanie modelu przywództwa bardziej demokratycznego niż azjatycko-feudalne przywództwo Kaczyńskiego w PiS. Dopóki nie wypracuje tego modelu, nie będzie mogła przejąć inicjatywy i zaproponować planu politycznego całej opozycji – czyli tego, co zostanie z Lewicy, PSL i Hołowni.

Poza PO i KO panuje bowiem jeszcze większy chaos. Włodzimierz Czarzasty ma coraz większe problemy z zachowaniem jedności Lewicy. W SLD podgryzają go coraz mocniej zwolennicy ściślejszej współpracy z Koalicją Obywatelską, w tym sympatycy Leszka Millera. Na Lewicy utwardził się też radykalny nurt skupiony wokół Adriana Zandberga. Sympatyzujący z nim funkcjonariusze Partii Razem, aktywiści LGBT i najbardziej radykalni działacze miejscy od paru tygodni skupiają się nie na walce z PiS, ale na uderzeniu w Rafała Trzaskowskiego, Jacka Jaśkowiaka, Aleksandrę Dulkiewicz. Gdy słucha się kolejnych wypowiedzi lewicowych radykałów, ma się wrażenie, że Warszawa jako kolejna „strefa wolna od LGBT” pod rządami Jakiego czy Gdańsk pod rządami Płażyńskiego bardziej by im odpowiadały niż największe polskie miasta wciąż jeszcze kierowane przez samorządowców z PO.

Ta samobójcza dla lewicy akcja wynika z ogromnych ambicji i niezbyt trafnej diagnozy Zandeberga, który wciąż uważa, że po zniszczeniu liberalnego centrum nastąpią złote czasy dla populistycznej lewicy.

PSL walczy o przeżycie i zachowanie podstawowej spójności, kuszone i szantażowane przez PiS i ludzi Kaczyńskiego znajdujących się na zewnątrz (Balazs) i wewnątrz (Pawlak, Sawicki) ludowców. Marek Sawicki po raz kolejny wyszedł przed szereg i bez konsultacji z Kosiniakiem-Kamyszem oświadczył, że „będzie optował za zerwaniem współpracy z tak zwaną opozycją w Senacie”.

Szymon Hołownia wciąż nie może się wyleczyć z kampanijnego narcyzmu. Marnuje społeczną energię, jaką zdołał zgromadzić, walcząc o prezydenturę, i przedstawia jako swój gigantyczny (bo jedyny) polityczny sukces przejęcie posłanki lewicy Hanny Gill-Piątek. Przejście łódzkiej polityczki, wcześniej skrajnie antyklerykalnej i będącej zwolenniczką radykalnej liberalizacji ustawy antyaborcjyjnej, do umiarkowanego w kwestiach kościelnych i obyczajowych Hołowni jest spowodowane jedynie jej totalnym personalnym konfliktem z całą łódzką lewicą. Ten transfer kompromituje zarówno Gill-Piątek, jak i Hołownię, pokazując, że nowi potrafią być w polityce tak samo zdemoralizowani jak starzy.

Ale powtórzmy jeszcze raz – losy opozycji zależą od kondycji jej najsilniejszej formacji. Albo Platforma Obywatelska pogrąży się w cichym, ale paraliżującym ją konflikcie wewnętrznym, albo wypracuje model efektywnego przywództwa i zaproponuje sensowny plan tej części opozycji, która jest jeszcze zdolna do politycznego myślenia i działania, a nie tylko do egzaltowania się własnym radykalizmem.

Zobacz również: „Daję mu miesiąc”. Kim jest Grzegorz Puda, nowy minister rolnictwa?

Oryginalne źródło: ZOBACZ
0
Udostępnij na fb
Udostępnij na twitter
Udostępnij na WhatsApp

Oryginalne źródło ZOBACZ

Subskrybuj
Powiadom o

Dodaj kanał RSS

Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS

Dodaj kanał RSS
0 komentarzy
Informacje zwrotne w treści
Wyświetl wszystkie komentarze
Poprzedni artykuł5G to kopalnia złota
Następny artykułZmierzch Łukaszenki