Wisłoka Dębica wygrała po dogrywce ze Stalą Stalowa Wola 1:0 (0:0, 0:0) w finale Pucharu Polski na szczeblu wojewódzkim. Bramkę na wagę triumfu „Biało-zielonych” zdobył w 119. minucie meczu Tomasz Palonek. Dzięki temu zwycięstwu podopieczni Dariusza Kantora i Wacława Macioska awansowali do głównej drabinki turnieju, który będzie miał swoją kontynuację 22 września.
Na tym etapie, na Parkową mogą przyjechać między innymi uznane marki z Ekstraklasy. Do Stalowej Woli udaliśmy się z wielkimi nadziejami, lecz oczywiście zdawaliśmy sobie sprawę z ciężaru gatunkowego tego spotkania. Znakomity finisz sezonu w III lidze w wykonaniu „Biało-zielonych” podsycał jedynie pucharowe oczekiwania i napawał kibiców optymizmem. Każdy z nas miał też w pamięci niedawny mecz Wisłoki ze Stalówką, zakończony bezbramkowym remisem, z dużą przewagą dębickiego klubu. Już wtedy czuliśmy, że rywal nie jest taki straszny jak go malują, a zwycięstwo na pięknej arenie wcale nie musi być tylko wyimaginowanym pragnieniem. Przed spotkaniem wszystkie karty były jednak po stronie „Zielono-czarnych”: atut własnego boiska (losowanie) oraz szeroka kadra. To właśnie gospodarze w oczach ekspertów czy bukmacherów uchodzili za faworyta „Bitwy podkarpackiej”.
Sztab szkoleniowy Wisłoki musiał się mierzyć z dodatkowymi utrudnieniami. W finale zabrakło pauzującego za kartki Kamila Rębisza, a z powodów osobistych nie mogli wystąpić – najlepszy strzelec, Łukasz Siedlik oraz pomocnik, Adrian Wójcik. Ostatecznie trener Dariusz Kantor zabrał na najważniejszy mecz w sezonie zaledwie 16 zawodników. Samo spotkanie elektryzowało kibiców na całym Podkarpaciu. Na stadionie w Stalowej Woli zameldowało się ponad 300 sympatyków Wisłoki, w tym zaprzyjaźnione ekipy z Górnika Zabrze i Siarki Tarnobrzeg. Związek przygotował także transmisję na żywo wraz ze studiem przedmeczowym, którą obejrzało ponad 15 tysięcy widzów.
W powietrzu unosił się zapach profesjonalnego wydarzenia, gdzie w jednym narożniku znalazła się drużyna z potencjałem sportowym, finansowym, infrastrukturalnym i organizacyjnym, a naprzeciwko stanęła półamatorska ekipa walcząca charakterem oraz ambicją. Na szczęście o wynikach nie zawsze decydują pieniądze i tak też było tym razem.Na początku spotkania Stal zamarkowała kilkukrotnie wysoki pressing, próbując zamknąć Wisłoce możliwość rozegrania od tyłu po stronie Janka Kozłowskiego. „Biało-zieloni” szybko zareagowali na takie posunięcie i przez środek przenieśli ciężar budowania akcji na połowę gospodarzy. Już w 3. minucie, po ostrym dośrodkowaniu Damiana Łanuchy z rzutu rożnego, czujność Tomasza Wietechy sprawdził Dominik Cabała.
Bramkarz Stalowej popisał się skuteczną obroną, oddalając na chwilę niebezpieczeństwo. Goście nie rezygnowali z konstruowania ataku pozycyjnego, raz po raz zaznaczając swoją obecność tuż przed polem karnym rywali. W 17. minucie Dawid Sojda przejął futbolówkę decydując się automatycznie na strzał. Piłka, po rykoszecie, spadła na górną część siatki, choć wielu kibiców zgromadzonych na trybunach widziało ją już w bramce. Aktywny od samego początku był naturalnie Damian Łanucha. Kapitan Wisłoki wykonał kilka prób uderzenia z dystansu, lecz w tym meczu futbolówka nie chciała za bardzo słuchać playmakera KSW. Kiedy dębiczanie powiększali optyczną przewagę nad przeciwnikiem, Stalówka przeprowadziła jedną jedyną akcję, która mogła przynieść zmianę rezultatu. W 34. minucie podręcznikowo wykonany rzut rożny z odegraniem na nabiegającego Piotra Mrozińskiego, lecz po strzale pomocnika gospodarzy piłka trafiła jedynie w słupek. Wisłoka natychmiast uspokoiła sytuację i zaatakowała „Zielono-czarnych”. Warte odnotowania były kolejne strzały Damiana Łanuchy czy próby wejścia z prawego sektora Patryka Zygmunta. W 43. minucie na techniczne uderzenie zza pola karnego zdecydował się jeszcze Sebastian Fedan, jednak Tomasz Wietecha skutecznie wypiąstkował na rzut rożny. Tych jedna i druga drużyna miała w tym meczu sporą ilość, ale nikt nie potrafił ich spożytkować. Do przerwy bez bramek.Po zmianie stron Wisłoka mogła bardzo szybko napocząć Stal i to w jakim stylu! Kapitalna kombinacja z pierwszej piłki w wykonaniu czwórki zawodników: Łanucha – Palonek – Sojda – Fedan.
W końcowej fazie Dawid Sojda stworzył Fediemu okazję 1 na 1 z bramkarzem, jednak mimo silnego strzału Fedinho, Tomek Wietecha po raz kolejny uratował swój zespół od utraty gola. Z każdą kolejną minutą Wisłoka stwarzała sobie kolejne znakomite okazje do strzelenia gola. Coraz więcej piłek dostawał na lewej flance Darek Kamiński. Pomocnik „Biało-zielonych” notował wiele wygranych dryblingów, ale gdzieś w decydującym momencie podejmował nie do końca najlepsze wybory. Po jednym z jego uderzeń zmuszony do interwencji Wietacha rzucił kilka motywujących słów w stronę swoich kolegów. Nie minęło jednak dużo czasu, a znów zrobiło się groźnie w polu karnym strzeżonym przez popularnego „Balona”.
Tym razem Dominik Cabała otrzymał świetną centrę z prawego sektora i kiedy wszyscy widzieli już futbolówkę w siatce, doświadczony defensor uderzył z główki ponad poprzeczką. Była to kolejna stuprocentowa szansa na zdobycie upragnionego gola. Później w bliżniaczej sytuacji Tomasz Palonek zamiast strzału „z dyni”, przyjmował niepotrzebnie piłkę na nogę. Festiwal marnowanych okazji nie zemścił się na szczęście na Wisłoce, która musiała się przygotować na wyczerpującą dogrywkę. Trener Kantor przeprowadził tylko jedną zmianę w regulaminowym czasie, gdzie za zmęczonego Sebastiana Pawlaka, wszedł Damian Lubera.
Stal miała już za sobą cztery roszady, a więc sporą przewagę w świeżości. W dodatkowym czasie Wisłoka nadal utrzymywała wysoki poziom, nękając gospodarzy groźnymi akcjami na jej połówce. W dalszym ciągu aktywny był Dariusz Kamiński, natomiast ciężar rozgrywania brali również na siebie Sebastian Fedan i Hubert Król. To właśnie po wprowadzeniu piłki przez „Królika” doczekaliśmy się w końcu sytuacji bramkowej. Damian Łanucha szukał małej gry przed polem karnym z Tomkiem Palonkiem, który przejął futbolówkę i takim sytuacyjnym strzałem z lewej nogi zaskoczył golkipera Stalówki. Była 119. minuta meczu, kiedy „Biało-zielony” sektor kibiców oszalał z radości. Sędzia Mariusz Złotek doliczył jeszcze 3 minuty, a w samej końcówce było naprawdę nerwowo. Najpierw piłkarze Wisłoki umiejętnie kradli cenne sekundy przy chorągiewce, a gdy Stal się odkryła, Wisłoka wyprowadziła kontrę.
Tomasz Palonek pobiegł resztkami sił w pole karne, lecz oddał niecelny strzał, nie zauważając jeszcze będącego bez krycia Dawida Sojdy. Zamiast 2:0 po chwili mogło być 1:1, ale bardzo dobrą asekuracją w „szesnastce” Tomasza Libery popisał się Patryk Zygmunt. Po rozegraniu rzutu rożnego wybrzmiał ostatni gwizdek arbitra, natomiast piłkarze z automatu pobiegli świętować pod sektor kibiców. Te piękne obrazki zapadną w naszej pamięci na dłużej. Wisłoka w pełni zasłużenie pokonała Stal Stalowa Wola na jej terenie, awansując do głównego Pucharu Polski.
Piłkarze Wisłoki pokazali prawdziwy, biało-zielony charakter, walcząc o zwycięstwo do samego końca. Przewaga w posiadaniu piłki i budowaniu ataku pozycyjnego, multum sytuacji bramkowych, skuteczny pressing, destrukcja, przerzucenie ciężaru rozgrywania na połowę przeciwnika, gra skrzydłami, a do tego niezwykle dobre przygotowanie fizyczne. To wszystkie aspekty, w których Wisłoka górowała nad drużyną Stali. Można powiedzieć, że gdyby nie kolejny świetny występ Tomasza Wietechy, to spotkanie powinno się zakończyć znacznie wcześniej.
źródło: KS Wisłoka
Zgłoś naruszenie/Błąd
Oryginalne źródło ZOBACZ
Dodaj kanał RSS
Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS