Kattegat stało się już smutnym wspomnieniem, lecz dla Freydis, Leifa oraz Haralda oznacza to tylko tyle, że muszą iść dalej. A nowy, zdecydowanie nieprzyjazny świat stoi przed nimi otworem. 2. sezon „Wikingowie: Walhalla” odbiega od pierwowzoru, co może wpłynąć na Wasze Zapraszam do recenzji serialu.
Debiutujący w 2013 roku serial „Wikingowie” szybko zaskarbił sobie przychylność widzów – przynajmniej do pewnego momentu fabuły, bo zakończenie i podsumowanie tej sagi wypadło znacznie poniżej oczekiwań, tak delikatnie mówiąc. Kiedy wydawać by się mogło, że niesmak po finale pozostanie z nami na zawsze, cały na biało na scenę wkroczył Netflix, udostępniając pierwsze odcinki spin-offu koncentrującego się na potomkach mieszkańców Północy – Haralda Sigurdssona, Leifa Erikssona oraz Freydis Eriksdotter – których życie toczy się około 150 lat po krwawych wydarzeniach, w jakich uczestniczyli Ragnar, Lagertha czy Rollo. Choć pierwotnie w zamówieniu streamingowego giganta widniały 3. sezony, przez pewien czas nie było oficjalnie jasne, czy platforma zaakceptuje wszystkie słupki oglądalności i udostępni kolejne epizody. Czy decyzja o następnych odcinkach była właściwa? Tak, ale…
Wikingowie: Walhalla (2023) – recenzja 2. sezonu serialu [Netflix]. Przed wyruszeniem w drogę należy zebrać drużynę
Przed młodymi wikingami dalsza droga. Choć Freydis i Harald wspaniale czują się ze sobą, mają pełną świadomość, że sielanka niebawem się skończy, a każde z nich podąży własną drogą – zgodnie z przeznaczeniem. Tak staje się niezwykle szybko, bowiem ambitny książę Norwegii rusza na dwór jednego ze swoich wujów – władcy Rusi Kijowskiej, Jarosława Mądrego – by przekonać go do ataku na Knuta. W drodze towarzyszy mu Leif, który nadal nie może poradzić sobie ze stratą ukochanej. Jednocześnie Freydis, jako obrończyni starej wiary, planuje osiąść w Jomsborgu, który zgodnie z zapewnianiami może okazać się nową Uppsalą. Ich nowa ścieżka nie jest jednak pozbawiona problemów…
W wielu tekstach poświęconych recenzowanym „Wikingowie: Walhalla” twórcom było wytykane, że nie do końca wykorzystali potencjał świata i sprostali oczekiwaniom bazy odbiorców, którzy uwielbiali historię Ragnara Lodbroka, lecz wydaje mi się, że showrunner Jeb Stuart chyba od początku do końca nie miał możliwości wywiązać się z tego zadania. Po pierwsze, poprzeczka była postawiona zbyt wysoko, po drugie, scenarzyści poszli w nieco innym kierunku niż można było się spodziewać. Nie bez znaczenia wydaje się także forma realizacji, nie ulega bowiem wątpliwości, że budżet serialu jest nieco mniejszy, pierwszemu sezonowi brakowało pewnej szczegółowości, dzięki której można było głębiej wniknąć w przedstawiony świat i w pełni poczuć klimat Europy początku XI wieku. 2. sezon wypada pod tym względem nieco lepiej (scenografia, stroje postaci i ich ogólny wygląd), ale nadal nie jest najmocniejszym punktem propozycji.
Wikingowie: Walhalla (2023) – recenzja 2. sezonu serialu [Netflix]. „Idź po swoje”
Serial Netflixa od początku koncentruje się na ukazaniu jak najbardziej dokładnego obrazu wewnętrznych wątpliwości, z jakimi mierzy się nowe pokolenie mieszkańców Północy – najnowsze odcinki przynoszą jednak nieco współczesną perspektywę tego zjawiska, dlatego postacie kobiece doczekały się mocniejszej reprezentacji, a dzięki Leifowi więcej światła rzucono na stan wiedzy i kwestie filozoficzne. W większości pragnienia głównych bohaterów się nie zmieniają, jednakże każde z nich prędzej czy później musi mierzyć się z konsekwencjami podjętych decyzji. I nie chodzi tutaj tylko o kwestię wpływów i władzy, do której dąży grany przez Leo Sutera Harald. W 2. sezonie „Wikingowie: Walhalla” sporo uwagi, po raz kolejny zresztą, poświęca się kwestii walki o wiarę w stare bóstwa, kładąc ją na szali z coraz bardziej rozprzestrzeniającym się chrześcijaństwem, które siłą chce wyplenić pogan, zaprowadzając nowy porządek. Do tego scenarzyści dołożyli motyw uchodźców ściągniętych do Jomsborga, jaki wydaje się dodany trochę na siłę. Od początku nie byłam przekonana do tak okazałego skupienia się na Freydis, lecz z czystym sumieniem przyznaję, że jej wątek w ogólnym rozrachunku bardzo zyskuje, jest najbardziej interesujący, choć ja nadal nie pałam sympatią do tej bohaterki.
Nieco inaczej postrzegam jednak zmiany zachodzące w dwóch pozostałych wikingach – pomimo kluczowej podróży do Konstantynopola Haralda z drużyną, w której znajduje się także Leif, przygoda ta znacznie się dłuży i nie dodaje zbyt dużo do głównej osi fabuły. O ile dzięki tej przeprawie rozwinięty zostaje wątek nieustraszonego wikinga z Grenlandii, tak ambitny Sigurdsson wydaje się tracić na znaczeniu. Jego postać zdecydowanie schodzi na dalszy plan. W trakcie seansu mamy nieustannie wrażenie, że twórcy podjęli się zadania ukazania pewnych wątków na siłę, odwracając uwagę od jak najbardziej brutalnych walk, jatki i bitew, bo tych jak na lekarstwo – doskonałym potwierdzeniem tej tezy są wydarzenia rozgrywające się w Anglii, gdzie śledzimy dworskie intrygi jeszcze mocniej zwalniające fabułę. Spuścizna „Wikingów” w 2. sezonie „Wikingowie: Walhalla” została niemal całkowicie pominięta, dlatego nie powinniśmy się łudzić, przebieg historii ani trochę nie przypomina atmosfery wcześniejszej pozycji. Nieuporządkowany montaż, bazujący na przeskakujących, krótkich scenach, również nie pomaga. O dziwo, pomimo tych kilku bolączek finał opowieści nie daje nam poczucia zmarnowanego czasu, bowiem staje się początkiem dla następnych, zapewne o wiele bardziej widowiskowych, wydarzeń.
Wikingowie: Walhalla (2023) – recenzja 2. sezonu serialu [Netflix]. Chcę więcej Dorocińskiego!
Pod koniec 2022 roku Marcin Dorociński pochwalił się angażem w produkcji Netflixa – w 2. sezonie recenzowanej „Walhalli” wciela się on w wielkiego księcia Rusi Kijowskiej Jarosława Mądrego, który okazuje się szczególnie ważny dla Haralda. Twórcy podjęli bardzo dobrą decyzję, wybierając Polaka, bo Dorociński wywiązał się z zadania brawurowo – jego kreacja i luz z jakim gra, momentami szczególnie wyróżniają się na tle pozostałej części obsady. Władca nie pojawia się zbyt często na ekranie, mimo to jest w stanie wywołać znacznie bardziej pozytywne odczucia niż reszta ekipy, której warsztat jest uboższy. Jednocześnie przedstawione wydarzenia zdają się sugerować, że aktora będziemy mogli jeszcze zobaczyć, ale dopiero w nowych epizodach trzeciej serii. Mam zresztą taką nadzieję, bo dzięki naszemu rodakowi cały zespół zyskuje.
„Wikingowie: Walhalla” nie odznaczają się zbyt żwawym tempem i mam wrażenie, że 2. sezon pod tym względem jeszcze mocniej cierpi. Obyczajowe wątki całkowicie zdominowały fabułę, przejmując kontrolę nad zaciekłymi bitwami czy potyczkami ukazującymi siłę bohaterów w całej okazałości. Jeżeli od pierwszego odcinka główni bohaterowie przypadli Wam do gustu, ten zabieg nie powinien wpłynąć na Wasze doznania (wtedy też śmiało możecie dorzucić do końcowej oceny jedno „oczko” wyżej). Gorzej, jeżeli od początku spodziewaliście się „kolejnych „Wikingów””, bowiem Jeb Stuart wypłynął na całkowicie inne wody, co poskutkowało nakręceniem „średniaka”. Pozostaje mieć nadzieję, że Netflix nie zrezygnuje z już nakręconego 3. sezonu.
Zgłoś naruszenie/Błąd
Oryginalne źródło ZOBACZ
Dodaj kanał RSS
Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS