– Mój mąż, dwie córki: Hania i Zosia. Moja siostra z mężem i synem, brat męża – on ma dużą rodzinę i zawsze zabiera ze sobą teściową – wymienia świątecznych gości 38-letnia Alicja z Sopotu. To już 13 osób, a wciąż jeszcze nie wszyscy. Bo będzie też jej mama Maria ze swoim nowym chłopakiem Sławkiem. Poznali się wiosną i Sławek wciąż czeka na oficjalne przedstawienie rodzinie. – Dlatego jak przeczytałam o nowych obostrzeniach na święta, to tylko parsknęłam śmiechem.
Wigilia i święta do pięciu osób
A te są następujące: w imprezach domowych mogłoby brać udział do pięciu osób. Limit ten ma nie dotyczyć osób, które wspólnie mieszkają. – Przed nami są te najważniejsze dla Polaków w trakcie roku święta – Bożego Narodzenia – mówił w sobotę wicepremier Jarosław Gowin. Zaapelował w „imieniu polskich przedsiębiorców, związkowców, pracowników”, by miały one kameralny charakter. – Powinniśmy je spędzić wśród tych, którzy rzeczywiście są najbliżsi z najbliższych – zaznaczył wicepremier.
Obecnie można zorganizować imprezę domową do 20 osób. Ograniczenie do pięciu z okazji najważniejszych w roku świąt wydaje się więc nielogiczne. I tak jest traktowane. Bo o ile do obostrzeń wielkanocnych Polacy podeszli z dużą dyscypliną, rezygnując ze spotkań, to teraz wiele osób nawet nie ukrywa się ze swoimi zamiarami: święta będą takie, jak zwykle. Na ten efekt psycholodzy społeczni zwracali uwagę już wcześniej – wprowadzanie obostrzeń bez wyraźnego planu i pomysłu skończy się na tym, że obywatele będą je lekceważyć.
Alicja z Sopotu pracuje w biurze tłumaczeń językowych. To trzecie święta, które chce zorganizować w swoim domu. Rodzina przyjeżdża z okolicznych miast, poza siostrą z mężem – oni wyprowadzili się za pracą do Warszawy.
W ostatnim roku praktycznie się nie spotykali. Bo Wielkanoc spędzali osobno, każde w swoim mieszkaniu. – Jesteśmy taką typowo kaszubską rodziną. Dużo się kłócimy, ale też poszlibyśmy za sobą w ogień. To nie są relacje, które da się wyrazić przez kamerkę w telefonie – mówi Alicja. Tłumaczy, że do tej pory starali się ograniczać kontakty, jak się tylko dało. Zrezygnowali z wyjazdu na wesele kuzyna. Nie wpadali do siebie na niedzielną kawę, ewentualnie chodzili na spacery. – Jestem wkurzona, bo uważam, że te obostrzenia są nielogiczne. Bo przecież do kościoła można iść. Czyli jak – nie spotkam się z mamą, a będę mogła pójść na pasterkę?
Najbardziej denerwuje ją, że prawo nie dotyczy wszystkich po równo. – Twój bój jest większy niż mój – rzuca cytatem z piosenki Kazika Staszewskiego. – Jesteśmy odpowiedzialni. Nosimy maski, ograniczyliśmy wyjścia z domu i kontakty. Zresztą wyślę do wszystkich organizacyjnego maila na początku grudnia – nie chodźcie na protesty, nie odwiedzajcie znajomych, jak możecie, to ograniczajcie kontakty. Tak żebyśmy byli możliwie bezpieczni – tłumaczy.
Świąteczne obostrzenia
Zygmunt, czterdziestolatek z Gdyni, o swoich planach mówi tak: – Jest nas czwórka domowników. Ale zależy nam, żeby przy wigilijnym stole zasiadła siódemka – mama żony i siostra żony z synkiem. To w pewnym sensie pakiet. Decydując się na zaproszenie 74-letniej mamy, od roku wdowy, przesądzamy również o obecności szwagierki z synem, które poza naszym gronem nie miałyby z kim spędzić tego wieczoru.
Święta będą rodzinne, mimo że Zygmunt wyraźnie podkreśla: – Nie jesteśmy koronascpetykami! Stosujemy się do zasad, ograniczeń, obostrzeń.
Mimo to uważają, że skazywanie mamy na samotny wieczór wigilijny mamy i świąt jest okrucieństwem. – Długotrwała samotność, spotęgowana w tym czasie może być gorsza niż wirus – mówi Zygmunt.
Inne zdanie ma Piotr, 30-letni grafik z warszawskiego Ursusa. Gwiazdkę spędzi ze swoją narzeczoną i półrocznymi bliźniakami. Mogli pojechać na święta do jego mamy do Piastowa- tam będzie kameralnie, bo wpadnie tylko jej brat z żoną. Można założyć, że liczba osób przy stole wyniosłaby dokładnie pięć osób. – Ale nie chce ryzykować. Mama ma cukrzycę, a ja dwa razy w tygodniu chodzę normalnie do pracy. Za duże ryzyko. Nawet gdyby nie było tych obostrzeń, to i tak zostalibyśmy w domu.
Piotr mówi o przypadku youtubera Piotra Kuldanka – autora popularnego bloga PanCodziennik.pl i podcastów o grach komputerowych. Kuldanek przyznał, że Covid-19 zaatakował jego bliskich po małej, z pozoru niegroźnej i niedużej rodzinnej imprezie.
„Nas załatwiła mini rodzinna impreza, uznaliśmy że prawie wszyscy mieszkamy razem albo pracujemy jakbyśmy mieszkali, więc co nam może się stać? A jednak. Moja głupota niech Wam pomoże lepiej podjąć decyzje” – pisał bloger krótko po tym, jak na koronawirusa zmarł jego ojciec.
Nie wiedział jeszcze wtedy, że wkrótce podzieli jego los. Koronawirusem zakazili się także brat, bratowa, mama i żona blogera.
– Zmroziła mnie ta historia. Dlatego wolę zostać w domu. Nie narażać nikogo, szczególnie bliskich – mówi Piotr.
Ewelina, 33 lata, mieszka w Gdańsku, dziennikarka. Mówi: – Jestem w kropce. Najbliższą rodzinę mam na drugim końcu Polski i Boże Narodzenie było jedynym świętem w roku, na które zawsze, odkąd mieszkam nad morzem, czyli od 11 lat, jeździłam do domu. Teraz nie wiem co zrobić, z jednej strony premier straszy, że rozważają wprowadzenie zakazu przemieszczenia się, z drugiej – ta zasada pięciu osób przy stole to jakiś absurd. I tak nikt nie będzie tego sprawdzał.
Ewelina mówi, że o ile rząd nie zawiesi połączeń kolejowych, a ona sama będzie czuć się zdrowa, to raczej pojedzie. – Jeśli nie przyjadę, to mojej mamie i babciom serce pęknie. Widujemy się dwa razy do roku – mówi. Ale też dodaje, że ma świadomość, że wszystko może się jeszcze zmienić. – To mogą być pierwsze takie święta, które spędzę sama, 700 kilometrów od moich najbliższych.
Młodzi lekarze nie chcą uciekać z tonącego okrętu. Ilu z nich zmieni zawód po pandemii?
Zgłoś naruszenie/Błąd
Oryginalne źródło ZOBACZ
Dodaj kanał RSS
Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS