A A+ A++

Koszmar Putina

Europejskich rządów do rezygnacji z sankcji raczej to nie przekona. Pokazuje natomiast, w jak trudnej sytuacji znaleźli się Rosjanie. Kurka z gazem nie zakręcą z oczywistych względów: dopływ twardej waluty z handlu gazem i przede wszystkim ropą – to ostatni gospodarczy filar podpierający jeszcze finansowo reżim Putina. W tym samym czasie, kiedy Nowak straszył Europę embargiem Komisja Europejska zapowiedziała jego wprowadzenie. Zgodnie z przedstawionym wczoraj przez Ursulę von der Leyen planem, już w tym roku import rosyjskiego gazu miałby się zmniejszyć o dwie trzecie, a do końca dekady gazociągi tłoczące błękitne paliwo ze Wschodu miałby zostać wyłączone. Nord Stream 2, w który Gazprom zainwestował kilkanaście miliardów dolarów – kwotę, za którą można wybudować sporej wielkości elektrownię atomową – najwyraźniej można powoli rozbierać. To czarny sen Władimira Putina.

Na detoksie

Prawie co drugi kubik gazu, który Rosja wysyła za granicę płynie do krajów UE, Wielkiej Brytanii i USA. A ściślej płynął, bo wygląda na to, że przyszłość węglowodorowego eldorado Putina rysuje się nieciekawie. W czwartek i piątek w Wiedniu szefowie krajów członkowskich UE będą dyskutować o tym, czy i jak wdrożyć przygotowany przez KE plan uniezależniania się od rosyjskich węglowodorów.

Rosja dostarcza dziś do UE ok. 40 proc. gazu ziemnego i 40 proc. ropy. Na natychmiastowe odcięcie się unijnej gospodarki od importu ze Wschodu nikt się nie zdecyduje. Nawet USA i Wielka Brytania, które ściągają z Rosji po kilka procent potrzebnych im gazu i ropy dały sobie czas do końca roku na znalezienie alternatywnych kierunków dostaw. Ale plan zmniejszenia importu gazu z Rosji o dwie trzecie tylko w tym roku robi wrażenie. Także na Kremlu.

Rosyjski budżet zarobił w ubiegłym roku na eksporcie gazu co najmniej 30-35 mld dolarów. Nawet, jeśli ceny dostaw spotowych na giełdach osiągają teraz absurdalne poziomy, to większość dostaw ze Wschodu odbywa się jednak w ramach długoterminowych kontraktów. Nawet po wzroście cen na giełdach skutek ograniczenia importu gazu ziemnego z Federacji Rosyjskiej będzie dla rządu tego kraju bolesny. O ile tego planu nie zablokują wierni partnerzy Kremla w UE.

Budapeszt w Warszawie

– Wprawdzie potępiamy rosyjską ofensywę zbrojną i potępiamy wojnę, ale nie pozwolimy, by węgierskie rodziny musiały płacić za to cenę. A zatem sankcje nie mogą zostać rozszerzone na taki obszar jak ropa i gaz — mówił we wtorek Orban po rozmowach z brytyjskim premierem Borisem Johnsonem w Londynie. Węgierski premier podpisał niedawno z Putinem nowy, 15-letni kontrakt na dostawy gazu. I pozostaje w pełni uzależniony od dostaw ropy ze Wschodu. Wiadomo jednak, że w jego politycznej strategii nie chodzi tylko o ceny paliw.

Węgry kooperują z Rosją także przy projektach jądrowych, szukają finansowania we wspierających Rosję Chinach (podobnie zresztą jak polski rząd). Orban nie zgodził się na eksport broni z węgierskich zapasów do Ukrainy. Ba, nie zgodził się nawet na tranzyt broni z innych krajów UE przez Węgry. To polityk, który przez lata był punktem odniesienia dla Prawa i Sprawiedliwości, na nim Jarosław Kaczyński ewidentnie się wzorował. – Przyjdzie czas, że będzie Budapeszt w Warszawie – mówił Kaczyński w 2011 roku.

Teraz ostentacyjnie proputinowskie stanowisko Orbana potępiają nawet nawet niezwiązani z gospodarką ani bieżącą polityką międzynarodową. – Orban deklarujący, że zablokuje unijny zakaz importu gazu i ropy z Rosji, bo nie pozwoli by węgierskie rodziny musiały płacić cenę za tę wojnę mówi tyle, że będzie ogrzewał domy krwią ukraińskich dzieci – napisał na Twitterze katolicki publicysta Tomasz Terlikowski, dodając, że od premiera Węgier dzieli nas przepaść cywilizacyjna.

MOL w Gdańsku

W tej sytuacji zaskakuje konsekwencja z jaką PKN Orlen (z błogosławieństwem rządu) kontynuuje proces sprzedaży wartych kilka miliardów złotych 400 stacji paliw obecnej grupy Lotos węgierskiemu państwowemu koncernowi paliwowemu MOL, zarządzanemu przez ludzi Orbana. W odpowiedzi na pytania „Newsweeka”, czy w świetle wydarzeń na Ukrainie MOL pozostaje właściwym partnerem biznesowym dla Orlenu, polski koncern odpowiedział, że prace nad sprzedażą są kontynuowane, a Orlen zyska na niej wchodząc przy okazji na Węgry (kupi 144 stacje paliw na Węgrzech). – W ramach jednej transakcji wymiany aktywów PKN Orlen uzyska ponad 7 proc. udziałów w rynku węgierskim – przekonuje biuro prasowe PKN Orlen.

Wątpliwości zaczyna budzić zresztą także drugi z biznesowych partnerów do transakcji rozbioru Lotosu. Saudi Aramco, potentat naftowy z Arabii Saudyjskiej, który po okazyjnej cenie ma przejąć 30 proc. udziałów w spółce kontrolującej Rafinerię Lotos i inne składniki infrastruktury paliwowej Lotosu, z jednej strony pomoże zmniejszyć uzależnienie Polski od rosyjskiej ropy. Ale z drugiej wejście SA wiąże się z ryzykiem politycznym. Saudowie, do niedawna wierny sojusznik USA, źle znoszą połajanki polityków Zachodu związane z autorytarnym systemem rządów. Rijad podpisał niedawno umowę o współpracy militarnej z Rosją i kooperuje przy budowie rakiet z Pekinem. Nalegania ze strony USA w ostatnich dniach, o zwiększenie wydobycia ropy naftowej, co pomogłoby zatrzymać wzrost cen, Saudowie zignorowali.

Czytaj także: Gospodarka Rosji trafiła na śmietnik. „Niewypłacalność kraju jest nieuchronna”

Oryginalne źródło: ZOBACZ
0
Udostępnij na fb
Udostępnij na twitter
Udostępnij na WhatsApp

Oryginalne źródło ZOBACZ

Subskrybuj
Powiadom o

Dodaj kanał RSS

Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS

Dodaj kanał RSS
0 komentarzy
Informacje zwrotne w treści
Wyświetl wszystkie komentarze
Poprzedni artykułKrakowianie, idźmy znowu na zakupy! Skończyły się zapasy żywności, miasto wstrzymuje wydawanie pakietów dla uchodźców
Następny artykułPutin jeszcze wczoraj ukrywał prawdę o własnej armii. Rosjanie ujawniają wstrząsający fakt