Większość osób nie kończy rozpoczętych gier. To fakt powszechnie znany, ponieważ w sieci dostępnych jest mnóstwo statystyk, które to potwierdzają. Osobiście zazwyczaj staram się przejść zaczęte tytuły, ale czasami po prostu coś mnie od nich odrzuca. Niestety dotyczy to także wielkich hitów.
Są takie gry, do których wracam regularnie i kończę je wielokrotnie (np. Wiedźmin 3). Mimo tego, że doskonale znam fabułę, mechaniki i wszystkie sekrety, to zabawa w tych światach dalej sprawia mi masę frajdy. Są też niestety gry, przez które nie dałem rady przebrnąć. Próbowałem, ale w pewnym momencie coś skutecznie mnie zniechęciło. A szkoda, bo obiektywnie są to bardzo udane produkcje.
The Legend of Zelda: Breath of the Wild
The Legend of Zelda: Breath of the Wild było grą (a właściwie dalej jest), którą zachwycają się prawie wszyscy. Bardzo długo zwlekałem z zakupem Switcha, ale namówiony świetnymi opiniami w końcu zdecydowałem się wejść w posiadanie konsolki Nintendo. Skoro Breath of the Wild nazywane było przez wielu jedną z najlepszych gier generacji, to nie mogłem przejść obok tego tytułu obojętnie. Robiłem kilka podejść, ale za każdym razem odpadałem po kilku godzinach. Dowolność i swoboda, którą wiele osób chwali, kompletnie do mnie nie trafiła. Jakoś nie czułem tej przygody, a niektóre mechaniki lekko mnie frustrowały. Czasem nawet bardzo. Nie mam żadnych wątpliwości – to bardzo dobra gra, ale po prostu nie jestem właściwym odbiorcą. Na marginesie dodam tylko, że seria Xenoblade Chronicles pochłonęła mnie całkowicie i to właśnie ta marka była dla mnie tzw. „system-sellerem”. Dałbym wiele, aby zobaczyć Xenoblade na dużych konsolach, ale to oczywiście się nie stanie. A Zelda? Cóż… Kompletnie nie tego szukałem.
Baldur’s Gate 3
W grze od Larian Studios spędziłem całkiem sporo godzin i bawiłem się nieźle. Do czasu. Problem w tym, że rozgrywkę prowadziłem w dość wolnym tempie, przez co ogólny progres nie był zbyt imponujący. W pewnym momencie wkradło się zmęczenie tematem. Nie chciałem pomijać dialogów i zawartości gry, byle tylko jak najszybciej dotrwać do końca, gdyż mijałoby się to kompletnie z celem. Znużenie to jedna kwestia, ale nie jedyna. Na rynku zaczęły pojawiać się wtedy inne gry, które koniecznie chciałem sprawdzić, więc Baldur’s Gate 3 poszło w odstawkę. W tytule tekstu znajduje się słowo „raczej” i jest ono bardzo istotne w przypadku Baldura. To jedyna gra z tej listy, do której być może wrócę w przyszłości, ale z pewnością upłynie jeszcze dużo, dużo czasu.
Fallout 2
Gdy Bethesda zapowiedziała Fallouta 76, to nabrałem ochoty na przejście klasycznych odsłon, gdyż wcześniej nie miałem okazji tego zrobić. W pierwszą część grało mi się naprawdę przyjemnie, choć wiele razy musiałem posiłkować się wiedzą z Internetu. Stare gry nie wybaczają błędów i dobitnie się o tym przekonałem. Czasami nie wszystko poszło po mojej myśli, więc konieczne było wczytanie wcześniejszego zapisu. Ostatecznie grę ukończyłem (“dogadałem się” z Mistrzem), więc następnie przyszła pora na drugą część. Fallout 2 jest większy niż „jedynka” i dla wielu osób znacznie lepszy. Popełniłem duży błąd, gdyż grę zacząłem bezpośrednio po ukończeniu pierwszej odsłony i niestety było to dla mnie zbyt wiele. Skoro skala “dwójki” jest większa niż poprzedniczki, to nie widziałem szansy na ukończenie gry bez zmuszania się. Zapisy niestety przepadły, więc wszystko wskazuje na to, że nigdy nie zakończę tej historii. Niektórzy mogą mieć wątpliwości odnośnie tego, czy Fallout 2 był hitem. Jeżeli spojrzymy na oceny, to na pewno był.
Hollow Knight
Bardzo dobra gra, aczkolwiek Hollow Knight najprawdopodobniej na zawsze pozostanie na liście gier, których nie ukończę. To trudna produkcja, ale osobiście bardzo lubię tytuły, które gwarantują spore wyzwanie. Sęk w tym, że ta trudność jest związana również z dużymi problemami w poruszaniu się po mapie (przynajmniej dla mnie). Niestety, połączenie wymagającej rozgrywki i ciągłego uczucia zagubienia sprawiło, że Hollow Knight został odinstalowany z dysku i raczej już na niego nie wróci. Wszystko zależy od preferencji danego gracza, a produkcja od Team Cherry niestety w moim sercu miejsca nie znalazła, choć rozumiem też zachwyty nad tą grą. Niemniej jednak obok Silksong przejdę całkowicie obojętnie, więc cisza wokół gry nie jest dla mnie ani problemem, ani zmartwieniem.
Na koniec mały bonus. Gdybym ten tekst pisał nieco wcześniej, to na liście znalazłby się także Skyrim. Jest to gra, której fenomenu kompletnie nie rozumiem. Być może wynika to z dużej dowolności i swobody, którą twórcy dają graczowi. Zresztą wspomniałem też o tym wyżej, gdy omawiałem Breath of the Wild. Eksploracja Skyrim nie sprawiała mi zbyt dużej przyjemności, a z większości dialogów szybko rezygnowałem, bo po prostu były niewyobrażalnie nudne. Podobnie jak cały wątek główny. Do Skyrima podchodziłem chyba z 5 lub 6 razy i w końcu wytrzymałem więcej niż kilkanaście godzin, ale ukończenie tej gry traktowałem jako pewnego rodzaju wyzwanie, więc nie można powiedzieć, że w końcu się w ten tytuł wciągnąłem. Nie dziwię się, że niektórzy traktują obecnie hit Bethesdy jako platformę do modów. Sama podstawka to dla mnie nic specjalnego. Dodam tylko, że w Skyrima po raz pierwszy zagrałem w okolicach 2013 roku.
Zgłoś naruszenie/Błąd
Oryginalne źródło ZOBACZ
Dodaj kanał RSS
Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS