Łukasz Gliński miał łzy w oczach, gdy chodził po zgliszczach bydgoskiej Fabryki Lloyda. Pasja jego życia spłonęła. Tylko w ten weekend miały się tu odbyć imprezy dla setek osób. Bydgoszczanie oferują pomoc. Zaplanowanych imprez być może nie trzeba będzie odwoływać – dowiedziała się “Wyborcza”
Nad ranem byliśmy na zgliszczach zabytkowej hali Fabryki Lloyda. W 2020 r. stara stocznia produkująca statki żeglugi śródlądowej została oddana do użytku jako klub, a raczej prywatny, multimedialny klub kultury. Za odnowieniem zabytku, które pochłonęło prawie 2 mln zł, stał Łukasz Gliński.
W piątek rano był na miejscu. Rozmawiał z nami, nie mogąc ukryć emocji. Jest głęboko wstrząśnięty pożarem. – Byłem tutaj chwilę po godzinie trzeciej – mówi. – Wszystko stało w ogniu. O pożarze zawiadomili mnie sąsiedzi. Nasz obiekt jest monitorowany, nad bezpieczeństwem czuwała firma ochroniarska. Nie wiem, dlaczego nikt nie zareagował na pierwsze płomienie, to wyjaśni policja.
Zgłoś naruszenie/Błąd
Oryginalne źródło ZOBACZ
Dodaj kanał RSS
Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS