A A+ A++

W niedzielę, 15 maja, miesiąc przed swoimi 91. urodzinami, zmarł wybitny aktor Ignacy Gogolewski. Był bodaj ostatnim z powojennego pokolenia wielkich osobowości polskiego teatru i filmu. Pasją aktorską zaraził się w Otwocku, gdzie spędził większość swojego dzieciństwa

Portret Ignacego Gogolewskiego z roku 1984, z okresu pracy w Teatrze im. Juliusza Osterwy w Lublinie

Dziś często jest powtarzana fraza prawie jak z „Ferdydurke” Gombrowicza, która brzmi – Gogolewski wielkim aktorem był. To oczywiście prawda. W historii naszej sceny i kina aktor zapisał się złotymi zgłoskami.

Od gwary do Gustawa

Studia na Wydziale Teatralnym w Państwowej Wyższej Szkole Teatralnej w Warszawie rozpoczął w 1949 roku, a egzamin dyplomowy zdał w 1953 roku i w tym samym roku debiutował rolą Demetriusza w przedstawieniu „Sen nocy letniej” Williama Szekspira w reżyserii Jana Kreczmara. Zostanie zapamiętany przede wszystkim z roli Antka Boryny w „Chłopach” Jana Rybkowskiego, filmów „Mistrz” i „Hrabina Cosel” Jerzego Antczaka czy legendarnej już inscenizacji „Dziadów” Adama Mickiewicza w reżyserii Aleksandra Bardiniego, który obsadził Gogolewskiego w roli Gustawa. „Byłem pierwszym 24-latkiem w historii teatru, któremu tę rolę powierzono. Wcześniej otrzymywali ją aktorzy, którzy przekroczyli czterdziestkę” – lubił podkreślać.

Gogolewski należał do ostatnich mistrzów starej szkoły aktorskiej. Do pokolenia, które dało nam Gustawa Holoubka, Tadeusza Łomnickiego czy Zbigniewa Zapasiewicza. Ich wszystkich cechował wielki szacunek dla słowa, dbałość o frazę muzyczną tekstu, rytm prozy i poezji oraz właściwe operowanie głosem. Aż trudno uwierzyć, że na początku nauki w PWST Ignacy Gogolewski był ponoć obiektem żartów ze względu na typową gwarę warszawską, której wtedy używał.

Ignacy Gogolewski podczas 100 lecia liceum im. Gałczyńskiego

 Zemsta w „Jaraczu”

Przyszły aktor urodził się 17 czerwca 1931 roku w Ciechanowie i tam spędził pierwsze lata życia. Potem wraz z matką przeniósł się do Otwocka, gdzie jej siostra miała dom. Był nieślubnym dzieckiem, owocem krótkiego romansu 18-latki i właściciela majątku Gogole. Matka wychowywała go sama, ojca poznał dopiero jako nastolatek, gdy ten odwiedził go w Otwocku. Było to ponoć ich jedyne spotkanie, ale mimo wszystko niezwykle ważne. – Ojciec pojechał do Urzędu Stanu Cywilnego na Nowym Świecie i powiedział, że odtąd będę nazywał się Gogolewski. Myślę, że zrobił to, bo w swojej uczciwości uznał, że ten 16-letni chłopak powinien nosić jego nazwisko – wyznał po latach aktor.

Ignacy Gogolewski uczęszczał do Szkoły Podstawowej nr 1, a potem do Liceum Ogólnokształcącego im. K. I. Gałczyńskiego. Tam zdał też maturę. Gdy odwiedził otwocki ogólniak w 2019 roku, przy okazji jubileuszu 100-lecia szkoły, wspominał dowcipnie, że i jemu nieobce były wagary. Przede wszystkim jednak w otwockim gimnazjum (taki placówka miała wówczas status) zasiano w nim miłość do poezji, co jest zasługą ówczesnego dyrektora Tadeusza Parnowskiego i polonisty Zbigniewa Minakowskiego. – To oni zachęcili mnie do udziału w konkursie recytatorskim, w którym zająłem drugą lokatę, mówiąc „Odę do młodości”. Ten sam wiersz powtórzyłem potem na egzaminach do szkoły teatralnej – wspominał aktor. I zaraz potem wyrecytował w auli „Gałczyna” fragment tekstu, a jego słabiutki dotąd głos nagle zaczął brzmieć niczym dzwon, jakby mistrz znalazł się na deskach Teatru Narodowego, którego aktorem był jeszcze do 2020 roku.

Właśnie w kuluarach tej warszawskiej sceny miałem okazję spotkać się z Ignacym Gogolewskim w 2016 roku, gdy szykowaliśmy się do obchodów 90-lecia „Jaracza”. Mistrz dał się wtedy namówić na wspomnienia, które snuł w kłębach papierosowego dymu.

„Dziękuję bardzo wszystkim tym, którzy działali i działają w otwockim teatrze, jest on dla mnie czymś najpiękniejszym, ponieważ otworzył mi przed laty wiedzę i wyobraźnię teatralną i dzięki temu znalazłem się w gronie bardzo zasłużonych twórców i działaczy teatralnych w Polsce. Nie wiem, czy osiągnąłbym to, gdyby nie Teatr Miejski im. Stefana Jaracza w Otwocku. Pierwsze wrażenia pozostają zawsze najsilniejsze, są z nami na zawsze. W tym teatrze, jako chłopak, po raz pierwszy oglądałem „Zemstę” Aleksandra Fredry, był rok 1947 albo 1948. Zacząłem się wtedy wokół teatru kręcić, myszkować i wreszcie dostąpiłem zaszczytu zaciągnięcia kurtyny po jednym z przedstawień. Byłem tak przejęty, że zrobiłem to za wcześnie i dostałem niezłą burę od inspicjenta. Te chwile pozostały w mojej pamięci i wrażliwości teatralnej na całe życie. Wcześniej nie znałem tej dziedziny, nie umiałem jej odbierać, a ta sztuka otworzyła mi oczy. To teatr amatorski, ale to nie ma znaczenia. Istotne jest, że przez lata skupia ludzi kochających teatr, zaangażowanych, pasjonatów” – opowiadał.

A rok później dawał dowód tym słowom, oklaskując aktorów „Jaracza” po premierze „Domu na granicy” Sławomira Mrożka, która uświetniła otwarcie gmachu otwockiego teatru po kilkunastu latach niebytu. Był wzruszony i nie szczędził nam ciepłych słów.

Gdy przekraczam rzekę Świder…

Ignacy Gogolewski kochał Otwock i miał do niego ogromny sentyment. Miasto zrewanżowało się mu odpowiednimi honorami. Otrzymał Złotą Sosenkę, tytuł Honorowego Obywatela Miasta Otwocka, na gali 100-lecia miasta był wymieniony wśród ambasadorów Otwocka za to, że w sposób szczególny rozsławia miasto poza jego granicami. Od 2019 roku imię Ignacego Gogolewskiego nosi mała aula na parterze LO im. Gałczyńskiego. Aktor był także Honorowym Członkiem Towarzystwa Przyjaciół Otwocka. Była prezes TPO Jolanta Barańska wspomina go tak:

– Fascynujący w spotkaniach na żywo, w teatrze, z publicznością, a także w tych naszych otwockich spotkaniach Towarzystwa Przyjaciół Otwocka, gdzie przed laty miał także okazję spotykać się ze swoimi dawnymi koleżankami i kolegami. Brał udział w otwockich wydarzeniach kulturalnych, gdy tylko miał czas. O Otwocku nigdy nie zapomniał, lubił tu przyjeżdżać, spotykał się ze znajomymi, czasami wypijał kawę i zawsze odwiedzał grób matki i bliskich z rodziny na otwockim cmentarzu. W książce „Ignacy Gogolewski. Od Gustawa Konrada do Antka Boryny” tak mówi o Otwocku: „Jak to cudownie wracać pamięcią do czasów młodości, a moja przynależy do okolic Otwocka. Do tych sosen i piasków, do przeuroczych stawów na Torfach i do Meranu. Ludzie pozbawieni pejzaży młodości szybciej się starzeją. Ja, kiedy przekraczam rzekę Świder, pozbywam się problemów warszawskich i z metryki skreślam pół wieku”.

Krew nie woda

Myślę, że przy tym wszystkim warto pamiętać, że Ignacy Gogolewski nie był postacią pomnikową, ale człowiekiem z krwi i kości, który potrafił żyć pełnią życia i korzystać z niego. Był dwukrotnie żonaty (druga żona zginęła w katastrofie lotniczej), miał wiele romansów, bywał bohaterem skandali obyczajowych, którymi żyła wtedy Polska. Burzliwe lata jego młodości temu służyły. W dorosłość wchodziło pokolenie, które miało za sobą koszmar wojny i potrafiło czerpać z życia pełnymi garściami. Ta część jego biografii czyni go bardziej ludzkim, a on sam, choć zasłynął rolami pomnikowymi, wcale nie czuł się dobrze na piedestale.

Ceremonia pogrzebowa Ignacego Gogolewskiego odbędzie się w najbliższy poniedziałek, 23 maja o godz. 11, w warszawskim Kościele Środowisk Twórczych na placu Teatralnym, po czym nastąpi przejazd do Otwocka, gdzie zostanie pochowany w grobie rodzinnym obok swojej matki.

Odcisk dłoni i podpis I. Gogolewskiego w Alei Gwiazd w Międzyzdrojach

Przemek Skoczek

Oryginalne źródło: ZOBACZ
0
Udostępnij na fb
Udostępnij na twitter
Udostępnij na WhatsApp

Oryginalne źródło ZOBACZ

Subskrybuj
Powiadom o

Dodaj kanał RSS

Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS

Dodaj kanał RSS
0 komentarzy
Informacje zwrotne w treści
Wyświetl wszystkie komentarze
Poprzedni artykułStara fabryka w Bielsku-Białej wraca do życia. Zielony dach i ściany z pnącą zielenią w centrum miasta
Następny artykułBieszczadzkie Pogotowie Ratunkowe będzie mieć nową siedzibę