A A+ A++

Zbliża nam się jedna z wyjątkowych kolejek Ekstraklasy w tym sezonie. Będzie inna niż wszystkie, bo rozpocznie się już w czwartek, w piątek zrobi sobie przerwę, w sobotę wróci, następnie w niedzielę kolejna przerwa i kolejny powrót w poniedziałek. Skąd to zamieszanie? Tak, stąd, że nadchodzi Wielkanoc. A jaka jest najlepsza forma spędzenia wolnego czasu w okresie świątecznym? Oczywiście, że oglądanie naszych ligowców. 

Pod względem emocji i wagi poszczególnych spotkań trudno będzie jakiejkolwiek innej kolejce przebić tę poprzednią, kiedy mieliśmy fantastyczny mecz poniekąd o mistrzostwo Polski i równie ciekawe starcie o trzecią pozycję w tabeli. Było co oglądać. Nie ma się co oszukiwać, że tym razem będzie równie nieźle, bo nie będzie, ale nie ma się też co załamywać, bo w końcu Wielkanoc, więc różne cuda mogą się dziać.

To gdzie tych cudów się spodziewać? Najprędzej chyba w Poznaniu, gdzie Lech podejmie Wartę i w Zabrzu, gdzie dojdzie do pojedynku Górnika i Korony, który będzie niezwykle ważny w kontekście walki o utrzymanie.

ZAPOWIEDŹ 27. KOLEJKI EKSTRAKLASY

Śląsk Wrocław – Piast Gliwice (06.04, 18:00)

Problem z walką o utrzymanie w Ekstraklasie w tym sezonie jest taki, że wśród drużyn w nią zamieszanych jest niezwykły ścisk i też dlatego czwartkowe starcie Śląska z Piastem może być wciąż rozpatrywane również jako jedno z tych kluczowych w tym kontekście, choć nie aż tak, jak to starcie Górnika z Koroną. Gliwiczanie są bowiem na ósmym miejscu, ale to daje im tylko pięć punktów przewagi nad strefą spadkową, więc spokojnie dałoby się to roztrwonić. Nie inaczej jest z wrocławianami, którzy mają jeszcze mniejszą przewagę nad drużynami z samego dna, bo wynosi ona zaledwie trzy punkty. Jeżeli podopieczni Ivana Djurdjevicia po raz kolejny w tym sezonie obsrają zbroję, to mogą niebezpiecznie zbliżyć się do pierwszej ligi.

Największym szczęściem tych dwóch drużyn, które wyjdą na boisko we Wrocławiu, jest słabość pozostałych rywali w walce o utrzymanie, choć akurat Piasta nie wypada nie docenić. Zespół prowadzony od niedawna przez Aleksandara Vukovicia zrobił pod jego batutą ogromny progres i ostatnio ma naprawdę niezłą serię. Ostatnią porażkę ponieśli 19 lutego i to nie z byle kim, bo z Legią (0:1), a i tak nie mieli się czego wstydzić. W ogóle w tym roku kalendarzowym gliwiczanie przegrali tylko dwa spotkania i tak się składa, że oba z dwoma najlepszymi zespołami w lidze, bo ta druga to porażka z Rakowem i to również zaledwie jedną bramką.

Piast jest więc zdecydowanie na fali wznoszącej, natomiast Śląsk zaledwie dryfuje na jakiejś fali. Tutaj postępu żadnego nie ma i nic nie wskazuje na to, żeby miał być. Wrocławianie mają sporo szczęścia i jakimś cudem udaje im się ostatnio ciułać punkciki, ale faktem jest, że z zespołami z dołu tabeli. Tym razem przyjedzie się zmierzyć z kimś lepszym i spokojnie można obstawiać, że skończy się tragedią, choć tej z Kalisza i tak już nie da się powtórzyć.

Górnik Zabrze – Korona Kielce (06.04, 20:30)

No i to jest prawdziwe starcie na szczycie, choć oczywiście na szczycie samego dna. Tutaj również nie jest trudno wskazać faworyta, bo jedna z drużyn ma ostatnio znacznie lepszy okres, a w drugiej w zasadzie nie wiadomo, co się dzieje. Zacznijmy może od tej drugiej, bo tam jest znacznie ciekawiej.

Dzięki pani prezydent Mańce-Szulik w Zabrzu zawsze jest ciekawie, więc należy to docenić. Wszyscy wiemy już, że Górnik ma nowego trenera, choć ten nowy trener jest jednocześnie starym trenerem, bo jest nim nie kto inny jak Jan Urban, który zastąpił Bartoscha Gaula, który wcześniej przybył na Śląsk, żeby zastąpić Urbana. Logiczne. W każdym razie skoro już Urban wrócił i podjął się z jakichś tylko sobie znanych powodów tego trudnego zadania, to są nadzieje, że coś być może w końcu ruszy. Jeszcze nie ruszyło, bo na dzień dobry nowy-stary szkoleniowiec dostał w łeb od Piasta w derbach, ale jak już wspominaliśmy, na gliwiczan ostatnio po prostu nie ma mocnych. Czy z Koroną może być lepiej? Może, ale cudów nie ma się co spodziewać, choć niewątpliwie liczymy przynajmniej na to, że będzie ciekawie. Może chociaż Podolski pośle jakąś bombę z połowy boiska, albo przynajmniej z rzutu wolnego.

Korona w przeciwieństwie do pozostałych rywali w walce o utrzymanie faktycznie wygląda, jakby chciała zostać w Ekstraklasie. O reszcie powiedzieć tego nie można, bo reszta wygląda raczej, jakby marzyła o powrocie na zaplecze. Kamil Kuzera okazał się strzałem w dziesiątkę władz kieleckiego klubu i wykonuje naprawdę kawał dobrej roboty. Pokonanie Górnika sprawiłoby, że beniaminek oddaliłby się od strefy spadkowej na solidne pięć punktów, co z pewnością uspokoiłoby jeszcze sytuację.

Problem w tym, że historia tych pojedynków nie przemawia na ich korzyść. Scyzory po raz ostatni wygrały przy Roosevelta w 2015 roku.

Wisła Płock – Zagłębie Lubin (08.04, 12:30)

Tak, jak już wspominaliśmy, na papierze wygląda na to, że najbliższa kolejka może nie być wyjątkowo ciekawa, bo większość spotkań ma jakiegoś tam minimalnego faworyta, choć zwykle wynika to przede wszystkim ze słabości drugiej drużyny. Nie inaczej jest w tym, które otworzy nam Wielką Sobotę.

Nad drużyną gospodarzy spuśćmy zasłonę milczenia, bo nazwanie żałosnym tego, co robią na wiosnę, może być niewystarczające. Niech samo za siebie powie to, że płocczanie wygrali w tym roku kalendarzowym zaledwie jedno spotkanie, a przecież jesienią byli rewelacją rozgrywek. Pozdrawiamy wszystkich tych, którzy wieszczyli nawet mistrzostwo drużyny Pavola Stano.

Skoro przy okazji każdego spotkania kogoś chwalimy, to tak też trzeba zrobić w przypadku Waldemara Fornalika. Jest to pewien paradoks, bo Waldek King odszedł z Piasta, gdzie zastąpił go Vuković i Serb robi super robotę. Fornalik znalazł pracę w Zagłębiu i również szybko pchnął zespół do przodu. Czasami po prostu trzeba zmienić otoczenie. Lubinianie poczynają sobie dość śmiało wiosną, więc ewentualne zwycięstwo z koszmarną ostatnio Wisłą nie powinno być zaskoczeniem.

Widzew Łódź – Stal Mielec (08.04, 15:00)

W tym momencie mamy drużynę na spokojny środek tabeli – rzekł najbardziej znany mielecki lobbysta Tomasz Poręba w niedawnej rozmowie z Pawłem Paczulem. Można mieć co do tego poważne wątpliwości, choć wyraźnie na jaw wyszło to dopiero niedawno, w momencie, kiedy zabrakło Hamulicia. Stal mocno wyhamowała, Adamowi Majewskiemu nie pomagały nawet chwyty motywacyjne Parisa Platynova, więc musiał się pożegnać z robotą. Zastąpił go Kamil Kiereś i pierwszy mecz tego szkoleniowca wciąż nie przekonał nas do tego, że po boisku biegają piłkarze na środek tabeli.

Będąc skazanym na napastnika, który strzelił w całym sezonie dwie bramki, to raczej powinieneś spoglądać w dół.

Szczęściem Stali jest to, że nie trafi w sobotę na Widzew z jesieni. Dzisiejsza drużyna Janusza Niedźwiedzia pogrążyła się w marazmie i dołączyła do innych drużyn, którym 2023 rok zdecydowanie nie służy. Zaledwie jedno zwycięstwo, to bilans mocno niespodziewany, ale być może łodzianie przestali po prostu w końcu grać ponad stan. W tym miejscu też należy pozdrowić tych, którzy wieszczyli Widzewowi puchary, co zostało szybko wyjaśnione. Podobnie jak mistrzowskie ambicje Wisły Płock.

Pogoń Szczecin – Cracovia (08.04, 17:30)

Jens Gustafsson to jeden z idealnych przykładów, co Ekstraklasa robi z ludźmi. Kiedy Szwed pojawił się w Polsce, wyglądał na człowieka poukładanego, spokojnego i o w miarę trzeźwym umyśle. Wystarczyło jednak tylko 10 miesięcy pobytu w naszym kraju, żeby zaczął pleść totalne głupoty. – Jeśli jesteśmy zainteresowani statystykami i liczbami, to myślę, że jeśli ktoś podliczy nasze wszystkie rozgrywki, w tym gry wewnętrzne, to okaże się, że żaden zespół z ligi nie grał tak często jak Pogoń – te słowa naprawdę padły z ust trenera Pogoni. Nie wiemy, dlaczego do tego doszło.

Wiadomo, że trenerzy często szukają problemów tam, gdzie ich nie ma i starają się zwalić winę za własne porażki na wszystko i wszystkich tylko nie na siebie i swoje drużyny. Ale narzekanie na natężenie… gier wewnętrznych? Co tam Raków, co tam Lech. Myśmy się nakopali w sparingach…

Miejmy nadzieję, że w tym tygodniu Pogoń nie ma zaplanowanego żadnego meczu towarzyskiego, bo wtedy może zabraknąć sił na sobotnie starcie z Cracovią i mecz może być jednostronny. A tego przecież nie chcemy.

Lech Poznań – Warta Poznań (08.04, 20:00)

Danie główne Wielkiej Soboty otrzymamy dopiero na sam koniec, a będą nim derby Poznania. Te derby są oczywiście wyjątkowe, bo akurat w tym przypadku pomiędzy oboma klubami nie ma złej krwi, ale to nie oznacza, że na boisku nie będzie emocji. W końcu spotkają się dwie drużyny, którym piłka nie przeszkadza w grze, co nie jest w naszej lidze standardem. Oczywiście to Kolejorz jest faworytem, ale Warta już nie takich cudów dokonywała.

Szczególnie że okazja na sukces w starciu z rywalem zza miedzy jest idealna. Lech ma ostatnio sporo na głowie, bo ich udana europejska kampania wywołuje spore zamieszanie. A już niedługo znów staną przed historyczną szansą, tym razem na awans do półfinału europejskiego pucharu, co już byłoby czymś niesamowitym. Drużyna Dawida Szulczka z pewnością postara się wykorzystać rozchwianie Lecha, spowodowane zbliżającym się spotkaniem z Fiorentiną. Skoro nawet taki Śląsk potrafił, to co dopiero Warta.

Nie zapominajmy też o tym, że Lech ma jeszcze jeden poważny problem, a mianowicie Bartosza Salomona, który otrzymał pozytywny wynik testu antydopingowego. Przy Bułgarskiej zrobił się więc bałagan, co z pewnością bez znaczenia nie będzie.

Jagiellonia Białystok – Lechia Gdańsk (10.04, 15:00)

To spokojnie może być najgorsze spotkanie tej kolejki i pewnie niespecjalnie trzeba to jakoś uzasadniać. W przeciwieństwie do spotkania opisywanego wyżej, tutaj mamy do czynienia z dwoma zespołami, którym piłka przeszkadza w grze. Ale tutaj również mamy do czynienia z drużynami, którym poważnie zagraża spadek. Podobnie, jak w przypadku starcia Górnika z Koroną, tutaj również ktoś musi wygrać, jeżeli chce nieco uspokoić sytuację. A w obu klubach nie ma o tym na ten moment mowy.

Oba zespoły mają nowych trenerów, więc są wielką niewiadomą. Być może wszyscy się zdziwimy i nagle zobaczymy zupełnie odmienionych piłkarzy. David Badia już debiut zaliczył i nie dał zbyt wielkich nadziei na jakąkolwiek zmianę, ale wciąż można mieć nadzieję co do Adriana Siemieńca, który zastąpił Macieja Stolarczyka. Nowy trener Jagiellonii został teraz najmłodszym trenerem w Ekstraklasie, detronizując Dawida Szulczka.

Pozostaje mu tylko życzyć, żeby wszedł do ligi z podobnym efektem, co kolega z Poznania.

Radomiak Radom – Raków Częstochowa (10.04, 17:30)

W Radomiu również zobaczymy dwie drużyny na zupełnie innych biegunach, ale należy spojrzeć na to spotkanie z zainteresowaniem. Przede wszystkim chcielibysmy się czegoś dowiedzieć o Rakowie, który ostatnio w końcu poniósł porażkę i nieco skomplikował sobie sytuację w wyścigu o mistrzostwo. Legia okazała się zbyt mocna, więc przewaga nad warszawianami stopniała do zaledwie sześciu punktów. Presja wzrosła ogromnie, a co by było dopiero w przypadku potknięcia z takim Radomiakiem…

Na szczęście Markowi Papszunowi udało się poprawić nastroje w drużynie, dzięki pokonaniu Górnika Łęczna w półfinale Pucharu Polski i wywalczenia trzeciego z rzędu finału. Reakcja po warszawskim blamażu była więc odpowiednia, ale pamiętajmy, że Ekstraklasa to coś innego niż puchar, a Radomiak, to wciąż nieco lepszy zespół od Górnika Łęczna.

Raków po raz ostatni ligowe spotkanie przegrał we wrześniu – z Cracovią 0:3. Rekacja była wyraźna i imponująca. W końcu już w następnej kolejce częstochowianie pokonali 4:0… Legię. Wtedy sytuacja była jednak zgoła inna. Przede wszystkim wtedy nie było żadnej presji. Dziś ta presja jest największym wrogiem Marka Papszuna i jego piłkarzy.

Miedź Legnica – Legia Warszawa (10.04, 20:00)

Na koniec tej wielkanocnej kolejki zawitamy w niespecjalnie ekskluzywne piłkarsko miejsce w tym sezonie, bo do Legnicy i znów możemy mieć do czynienia z dość jednostronnym widowiskiem. Na Dolny Śląsk zawita bowiem rozpędzona Legia, która dopiero co zgniotła Raków w lidze i wywalczyła awans do finału Pucharu Polski.

O Miedzi nie ma co wspominać, bo już niedługo to legniczanie pozostaną tylko ekstraklasowym wspomnieniem. Ale spójrzmy na Legię. Po meczu z Rakowem nad drużyną Kosty Runjaicia można było tylko cmokać, bo dali prawdziwe show. Jednak kilka dni później nastapił pewien zgrzyt. Warszawianie przyjechali do Kalisza zmierzyć się z drugoligowym KKS-em i… no nie popisali się. Zgadza się w zasadzie tylko wynik, bo Wojskowi wygrali 1:0, ale na tle niżej notowanego rywala wyglądali naprawdę blado. Kaliszanom zabrakło skuteczności, bo okazji stworzyli sobie nieporównywalnie więcej niż Legia i napędzili poważnego stracha rywalom.

W poniedziałek zobaczymy więc zapewne, które oblicze Legii jest tym prawdziwym. Czy to z Łazienkowskiej, czy to z Kalisza. Jeżeli to pierwsze, to Miedź w zasadzie nie ma po co wychodzić na boisko. Jeżeli to drugie, to w Legnicy może się jeszcze zatlić nadzieja na utrzymanie.

Czytaj więcej o Ekstraklasie:

Fot. Newspix

Oryginalne źródło: ZOBACZ
0
Udostępnij na fb
Udostępnij na twitter
Udostępnij na WhatsApp

Oryginalne źródło ZOBACZ

Subskrybuj
Powiadom o

Dodaj kanał RSS

Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS

Dodaj kanał RSS
0 komentarzy
Informacje zwrotne w treści
Wyświetl wszystkie komentarze
Poprzedni artykułCzyszczenie piekarnika staje się łatwe z kostką do zmywarki – oto jak to zrobić!
Następny artykułW Ciechanowie powstaje skatepark-minirampa. Inwestycję wybrali mieszkańcy