Niektórzy komentatorzy w Rosji i na Ukrainie porównują dzisiejsze napięcie między obu krajami do słynnej konfrontacji, do której doszło w 1480 roku między Wielkim Księstwem Moskiewskim a Złotą Ordą. Na czym miałoby polegać owo historyczne podobieństwo?
Wojna nerwów
Jak wiadomo, wojska rosyjskie stoją od ponad miesiąca wzdłuż granicy z Ukrainą. Naprzeciw nich gotowa do obrony znajduje się armia ukraińska. Wszyscy na świecie od kilku tygodni zadają sobie pytanie, czy Putin zaatakuje, czy też ustąpi.
Przypomina to nieco sytuację z 1480 roku, gdy po dwóch stronach rzeki Ugry stanęły naprzeciw siebie oddziały wielkiego księcia moskiewskiego Iwana III Srogiego i chana Złotej Ordy Ahmeda, który ruszył wówczas na Moskwę z wyprawą zbrojną. Przez niemal miesiąc oba wojska trwały na swoich pozycjach, tocząc swoistą wojnę nerwów. Wódz Mongołów, stosując tradycyjną taktykę zastraszania, miał nadzieję, że sam widok jego potężnej armii zmusi Rosjan do uległości.
Moskwicini przystąpili do rozmów pokojowych, by zyskać na czasie, ponieważ wiedzieli, że każdy dzień zwłoki gra na ich korzyść. Zbliżała się bowiem zima, podczas której Mongołowie mieli trudniejsze warunki do prowadzenia ofensywy, zwłaszcza aprowizacyjne.
Zdaniem współczesnych ekspertów, jeśli Rosjanie mają uderzyć na Ukrainę, to nie mogą zbyt długo odwlekać ataku, ponieważ wraz z wiosną przyjdą roztopy i ciężki sprzęt wojskowy może łatwo ugrzęznąć w tamtejszych błotach i bagnach.
System sojuszy
W 1480 roku obie strony (podobnie jak dziś) liczyły na swych sojuszników. Chan Ahmed miał układ z wielkim księciem litewskim Kazimierzem Jagiellończykiem, który był zarazem królem Polski. Czekał więc nad Ugrą na oddziały z Litwy, które mogłyby wziąć wojska moskiewskie w kleszcze. Iwan III porozumiał się jednak z Tatarami krymskimi, którzy pod wodzą Mengli I Gireja zaatakowali Podole, absorbując jednostki litewskie i uniemożliwiając im przybycie.
W efekcie po kilku tygodniach stania naprzeciw siebie w gotowości obie armie nie podjęły walki, rozchodząc się w dwie strony. To wydarzenie przeszło do historii pod nazwą „stanięcia nad Ugrą”. Chociaż wynik konfrontacji był patowy, to jednak w rzeczywistości zakończyła się ona zwycięstwem Rosjan. Dlaczego? Ponieważ w ten sposób Wielkie Księstwo Moskiewskie po 240 latach zależności zrzuciło z siebie jarzmo mongolskie. Chan zorganizował przecież wyprawę przeciw Rosjanom dlatego, że dziewięć lat wcześniej Iwan III odmówił mu płacenia corocznej daniny. Odstąpienie wojsk Ahmeda znak Ugry sprawiło, że Moskwa wydostała się z mongolskiej strefy wpływów.
Nauka z historii
Dziś komentatorzy po obu stronach granicy, przywołując wydarzenia z 1480 roku, starają się wyciągnąć z nich wnioski dla siebie. Ukraińcy zdają sobie sprawę, że nie mogą dać się zastraszyć i ustąpić pola, a przy tym muszą budować sieć sojuszników gotowych stanąć po ich stronie.
Z kolei Rosjanie wiedzą, że przedłużająca się wojna nerwów zaczyna działać na ich niekorzyść. Mają też świadomość stawki, o którą toczy się gra. Osiem lat temu Kijów zrzucił zależność od Moskwy i Kreml do dziś nie może się z tym pogodzić. Stąd właśnie dzisiejsza ofensywa. Rezultatem odstąpienia od granic Ukrainy może być jednak ostateczna utrata kraju, który przez 360 lat był zniewolony bądź zwasalizowany przez Rosję.
Obie strony znają dobrze tę historię. Kto z niej jakie wyciągnie wnioski?
Zgłoś naruszenie/Błąd
Oryginalne źródło ZOBACZ
Dodaj kanał RSS
Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS