Równo dwa lata temu – 16 grudnia – Manchester United przegrał z Liverpoolem 1:3 i Jose Mourinho został zwolniony. Widziano w tym spotkaniu z Juergenem Kloppem zderzenie przeszłości z teraźniejszością, w którym raz jeszcze okazało się, że epoka pragmatycznych trenerów minęła, a teraz czas na idealistów: na “normalność” zamiast “wyjątkowości”, na pozytywny przekaz Kloppa zamiast obrażonego na cały świat Mourinho, radosny, szybki futbol Liverpoolu zamiast trudnego do oglądania Manchesteru.
Za zgorzkniałym Portugalczykiem nikt nie płakał, za to wielu zastanawiało się, co takiego miał w sobie jeszcze kilka lat temu, że tam, gdzie pracował, gazety zawsze liczyły kilka stron więcej, bo nieustannie podrzucał temat albo mówił coś ciekawego. Ekscytował, stał się absolutną ikoną, pociągał za sobą tłumy. A teraz – chwilami – wydawał się być własną karykaturą.
– Jestem tym samym facetem. W ogóle się nie zmieniłem. To tylko percepcja – mówił zaraz po zwolnieniu. I wierząc w to zatrudnił spin doktora, który miał pomóc mu odbudować wizerunek: stąd Instagram, do którego przekonała go córka, wspaniała rola w serialu o Tottenhamie i szereg innych sztuczek.
W środę Mourinho wraca na Anfield jako lider Premier League. Wynikami robi sobie najlepszy PR. Liverpool ma tyle samo punktów co Tottenham, ale gorszą różnicę bramek, więc zajmuje drugie miejsce. – Gra naszego rywala jest wynikiem 1894 dni pracy z Kloppem, my jesteśmy wynikiem zaledwie 390 dni wspólnej pracy – podyktował dziennikarzom środowe nagłówki na konferencji prasowej. A chwilę później zaczął wyliczać: – Alisson? Nie jest kontuzjowany. Alexander-Arnold? Nie jest kontuzjowany. Henderson? Nie jest kontuzjowany. Mane, Wijnaldum, Robertson nie są kontuzjowani. Matip też zagra. Kontuzjowany jest Van Dijk. Tyle – rozprawił się z bardzo długą listą kontuzjowanych, którą przedstawił sam klub. Kibice piali z zachwytu: oto stary Jose!
Jak Jose Mourinho odbudował swój wizerunek?
Porażka z Kloppem, która doprowadziła do jego zwolnienia, wydawała się też jasnym dowodem, że sposób gry proponowany przez Mourinho nie dość, że nie pasował do realiów, to jeszcze przestał być skuteczny. W czasach Kloppów, Pepów czy Nagelsmannów ważne stały się jasne ideały, niezwykle szczegółowy system gry, tolerancja dla indywidualnych błędów piłkarzy, proaktywność czy wręcz budowanie poprzez sposób gry pewnej tożsamości klubu. Ale popandemiczny futbol z tego wszystkiego kpi: śmieje się z wymyślnych pomysłami, niszczy cierpliwie wypracowywane strategie poważnymi kontuzjami, dokuczliwymi urazami, pozytywnymi testami, skróconym okresem przygotowawczym i przeładowanym terminarzem.
W Anglii szacują, że w tych realiach do mistrzostwa może wystarczyć 85 punktów. I pytają: dlaczego nie miałby ich zdobyć Tottenham? Ma wyrównany skład, dobrych napastników, szczelną defensywę, na razie niewiele kontuzji i sposób gry idealny do tych okoliczności. To znaczy, że proponuje prostą piłkę: cztery-pięć akcji w meczu, na które można złapać każdy zespół na świecie, opiera się na znakomitej współpracy Heung-min Sona z Harrym Kanem, jego piłkarze mają najmniej przebiegniętych kilometrów spośród czołowych zespołów. Diego Torres, dziennikarz “El Pais”, w biografii Mourinho opisywał sposób, w jaki Portugalczyk postrzega futbol: “mecz wygrywa drużyna, która popełnia mniej błędów”, “kto ma piłkę, ten się boi”. W 2014 – roku wydania książki – były to wnioski przestarzałe, ale dziś, w czasach strachu i pustych stadionów, na których wszystkie drużyny popełniają więcej błędów, brzmią jak przepis na sukces. Futbol znów jest bowiem grą sprytu i sztuką adaptacji.
Pep Guardiola i Juergen Klopp wyglądają na zmęczonych okolicznościami, Ole Gunnar Solskjaer na przytłoczonego tym co się dzieje wokół niego i Manchesteru United, tymczasem Mourinho wyraźnie odżył. Wrócił do Londynu, wreszcie nie mieszka w hotelu, jak przez cały okres pracy w United, ma przy sobie bliskich. Znacznie lepiej dogaduje się z Danielem Levym niż z dyrektorami w Manchesterze: jak chce dostawić w salonie sofę, dostaje sofę, a nie lampę. Poprosił o Pierre’a Hojbjerga, piłkarza niezbyt efektownego, ale “przyszłego trenera” – jak wróży sam Mourinho – i go ma. Chciał Sergio Reguilona, obrońcę z ciekawymi perspektywami i przeszłością w wielkim klubie. Ma. A jak Levy zapragnął ściągnąć z powrotem Garetha Bale’a – podali sobie z Mourinho rękę: klub zyska marketingowo, a i w zespole przyda się konkurencja.
Bliscy Mourinho zdradzają, że dawno nie był tak szczęśliwy. Znów jest zabawny: na Instagramie, w serialu “All or Nothing”, w wywiadach. Dodaje zdjęcie z klubowej siłowni i przy okazji kpi z reprezentacyjnej przerwy, po porażce w Lidze Europy ze śmiertelną powagą informuje, o której następnego dnia będzie trening. W serialu skupia na sobie całą uwagę – gdy nie ma go na ekranie, czekasz aż się pojawi. Mauricio Pochettino, postrzegany jako znacznie bardziej postępowy i otwarty trener, widział w tych kamerach – zamontowanych niemal w każdym zakamarku ośrodka treningowego – spore zagrożenie. Mourinho zobaczył szasnę. Napisał sobie tę rolę: uśmiechniętego, inteligentnego, niezwykle pewnego siebie, zabawnego, chwilami serdecznego, miłego faceta. Tak, to prawdziwy Jose, ale ustawiony tym lepszym profilem. W produkcji Amazona nie wszystko jest wyreżyserowane, ale też nic nie znalazło się w serialu bez wiedzy Mourinho.
Jose Mourinho i Tottenham. Związek idealny
Z Tottenhamem stworzył zaskakująco stabilny i udany związek. Mógł grać buntownika w Porto, gdzie wskazywał na dużą siłę drużyn z Lizbony. Mógł to samo robić w Chelsea, która zanim przyszedł zdobyła tylko jedno mistrzostwo w historii. Mógł to powtórzyć nawet w Interze, gdzie twierdził, że wszystko jest ustawione pod Juventus. Ale w Realu Madryt i Manchesterze United to nie wypadało, choć usilnie próbował to robić. Tam kibice chcą wygrywać w określony sposób – dominując i zachwycając. Trudno zbudować narrację, że bohatersko rzuciłeś wyzwanie komuś większemu, bo to ty jesteś największy. W Tottenhamie Mourinho znów może wsadzać bogatszym i bardziej utytułowanym klubom kij w szprychy. Może wygrywać po swojemu. Nie musi słuchać jątrzenia klubowych legend, które wciąż najchętniej wszystko porównywałyby do starych czasów. Znów jest w klubie, któremu brakuje trofeów, dlatego nikt mu nie powie, że jakiś puchar zdobył w nieładny sposób. To będzie najpiękniejszy puchar na świecie bez względu na okoliczności. Dlatego, gdy pokonuje Manchester City oddając raptem cztery strzały i mając 34 procent posiadania piłki, to fani świętują. Gdy to samo robi z Arsenalem – fani świętują. Gdy remisuje z Chelsea, wszyscy szanują punkt. Nikt nie pyta: ale gdzie porywające akcje, gdzie odważniejsza gra? Mourinho znów jest w klubie skrojonym dla siebie. Dlatego mówi, że po roku pracy jest szczęśliwszy niż gdy ją dostawał i powtarza, że widzi się w Tottenhamie jeszcze przez wiele lat.
W tym sezonie udało mu się stworzyć mentalność, którą uwielbia. – Wygląda na prostą, wręcz podstawową, ale jest bardzo trudna do osiągnięcia: chodzi o to, żeby wygrywać każdy następny mecz i tylko na tym się skupiać – mówił po jednym z takich wygranych meczów. I jego zespół to kupuje. Nikt nie wygląda na obrażonego, że musi biegać za piłką i dotyka jej rzadziej niż dwa-trzy sezony temu. Największe gwiazdy wydają się mieć frajdę z tego, że ruszają do kontry i zaraz skarcą rywala. Cieszą się po 6:1 z Manchesterem United i po wymęczonym 1:0 z West Bromem, bo Mourinho znów potrafi z męczenia uczynić cnotę. Docenia to Juergen Klopp: – Mourinho nauczył ten zespół wygrywać. Po prostu – powiedział przed środowym spotkaniem.
Rosną Eric Dier, Toby Alderweireld, Serge Aurier i Tanguy Ndombele. Historia Francuza jest jedną z najciekawszych: na początku współpraca z Mourinho układała się fatalnie – publiczna krytyka, zarzuty o nieprzykładanie się, odstawienie od składu i mozolne odbudowywanie zaufania. Dzisiaj ma pewne miejsce w środku pola. Jeszcze lepiej niż w poprzednich sezonach gra Harry Kane – do regularnie zdobywanych bramek dołożył jeszcze asysty i tytaniczną pracę na rzecz zespołu. – Może zmienić sposób, w jaki kibice patrzą na napastnika. Tu nie chodzi tylko o gole – przekonuje Mourinho. Eksperci szukają porównań: nasuwa się skojarzenie z będącym u szczytu kariery Rooneyerm czy Marco Van Bastenem, który lata temu rozpoczął tę debatę o pozycji numer “dziewięć i pół” jako hybrydy klasycznego środkowego napastnika i kreatywnego ofensywnego pomocnika.
Dziś wszystko w Tottenhamie się układa, ale ludzie, którzy w przeszłości pracowali z Mourinho przestrzegają: – Jose jest świetny, jest absolutnym liderem, potrafi doskonale zmotywować, jeśli wszystko idzie dobrze. Problemy pojawiają się, gdy on musi odnieść sukces, a sprawy idą nie po jego myśli. Chce wtedy przekonywać wszystkich, by wspierali go w obliczu kryzysu. Zaczynają się problemy. Dlatego w trakcie drugich sezonów zazwyczaj osiąga najlepsze wyniki: ma już swoje transfery, zawodnicy wciąż są z nim, obie strony nie są sobą zmęczone, problemy nie są jeszcze widoczne. Wychodzą później, w trzecim sezonie. Zobaczymy, jak poradzi sobie z nimi tym razem – mówi “The Telegraph” anonimowo jeden z jego byłych piłkarzy.
Zgłoś naruszenie/Błąd
Oryginalne źródło ZOBACZ
Dodaj kanał RSS
Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS