Nie chwalą się swoim wydarzeniem organizatorzy i uczestnicy koncerciku „Chopin też był uchodźcą”. Czyżby okazał się klapą? Na Facebooku kliknęło swój udział ledwie 500 internautów, gospodarz wydarzenia – klub „Nowy świat muzyki” nawet nie pochwalił się relacją, a jedyne nagranie z imprezki jest zrobione tak marnie jakościowo, że słuchając i patrząc można zgryźć własne szkliwo i uszy wygiąć w trąbkę. Koncert wspierał zrzutkę finansową Helsińskiej Fundacji Praw Człowieka, która całościowo zebrała już milion trzysta tysięcy złotych, ale to nie dzięki muzycznemu wydarzeniu. Zbiórka pieniędzy trwa od 28 października i wtorkowy koncert nie podbił wykresu wpłat czy komentarzy.
Chopin nie był uchodźcą
Czy to kłamstwo założycielskie tego przedsięwzięcia zadecydowało o jego klapie? Wiemy bowiem, że Fryderyk Chopin żadnym uchodźcą nie był, że z Polski wyjechał w początkach listopada 1830 roku, zatem na miesiąc przed Powstaniem Listopadowym, przy czym planował to – wraz z bliskimi – od dawna. Lewica zdaje się wszystko co „uchodzi” nazywać uchodźcą, kiedy Chopin wyjechał po prostu na nauki i spotkanie z wielkim światem, co było polską tradycją od setek lat (tzw. peregrynacje), a dla Polski tworzył przez kolejne lata – na emigracji.
Chopin zachował swoją tożsamość
Zabawnie zresztą Anna Dębowska z „Gazety Wyborczej” przedstawia, oburzając się na prawicę, że Chopin wyjechał za lepszym życiem, tak jak biedni imigranci zza białoruskiej granicy. Dziennikarka nie wie widocznie, że narracja establishmentu mówi o asymilowaniu się bliskowschodnich przybyszy, zaś Chopin asymilować się nie dał – to on polonizował słuchaczy bardziej, niż oni kosmopolityzowali jego. Zresztą już to porównywanie geniusza fortepianu z cwaniaczkiem walącym siekierą w druty kolczaste jest tak żenujące, że ja się dziwię klawiaturom autorów, które nie spłonęły przy wystukiwaniu tych głupot.
Żadne autorytety
Może fiasko koncertu wynika z tego, że te szumne autorytety, takie jak Hołdys, Ostaszewska i Opania, są puste w środku, jak sowieckie pomniki stawiane po ruskim świecie – monumentalne z zewnątrz, odsłaniane z pompą, ale robione z najtańszego budulca, na pospolitej matrycy, za odgórnie wydatkowane pieniądze. Nazwiska celebrytów i artystów nie podziałały zatem – smutny to obraz moralnej nędzy i politycznej rozpaczy.
A jednak z niejednej hucpy TVN potrafił bicz ukręcić. Z objazdu Bodnarowych dziadersów w ramach „Tour de Konstytucja” robiono patetyczne reportaże, jakoby sędziowie ze wzniosłą misją czytania Ustawy Zasadniczej objeżdżali kraj, gdy w rzeczywistości głosili TVNowskie slogany do pustych chodników i przydrożnych krawężników. Tu jednak nie robiono fajerwerków, nie pochwalili się relacją z imprezy nawet sami muzycy i aktorzy.
Czy Polacy zasłużyli na tak wybitne elity?
Śmiem twierdzić, że Polska jeszcze nie dojrzała na tyle, by te swoje elity docenić. Nie ma w tym tak dużo ironii, jak by można przypuszczać, bo faktycznie społeczeństwo – mimo jazdy w te i we w te walca postkomunizmu i walca nowoczesności – jeszcze nie zgłupiało na tyle, by w scenach rosłych czterdziestolatków rzucających drabinę na druty kolczaste, rodem z filmów o średniowiecznym oblężeniu, widziały cywilizowanych pianistów notujących na pudełkach od zapałek nowe nokturny.
Z szumnie zapowiadanego koncertu zostało więc przynajmniej tyle, że jaśniepaństwo artystyczne utwierdziło się w swoim poczuciu wyobcowania i niezrozumienia ich wybitności w szarej masie Polaków. Mogą westchnąć, zadrzeć nosa i dalej wrócić do swojego politowania wobec narodowej kultury i tradycji.
A dalsze narracje o „biednych uchodźcach”? Cóż, tego Salon nie zarzuci – skoro nie chcą tego oglądać w Polsce, to niech się przyda antypolskiej Zagranicy.
Zgłoś naruszenie/Błąd
Oryginalne źródło ZOBACZ
Dodaj kanał RSS
Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS