Po ostatnim meczu Widzewa z GKS Bełchatów, w maju 2019 roku, kibice łódzkiego klubu mają traumę do dzisiaj. Decydowały się wtedy losu awansu do pierwszej ligi. Widzewiacy po fatalnej grze przegrali w Bełchatowie i zakończyli sezon zgodnie przez zwolenników i wrogów klubu z al. Piłsudskiego nazwany „klęską”.
Trzech piłkarzy z tamtego meczu (Daniel Tanżyna, Mateusz Michalski i Daniel Mąka) wyszło w pierwszym składzie Widzewa teraz, ale trudno mówić o rewanżu. Wiele zmieniło się w obu klubach. Było, minęło…
Widzew – GKS, czyli derby województwa
Teraz, w pierwszej części nowego sezonu, obie drużyny usadowiły się w środku tabeli i ciułają punkty. Bilans mają identyczny: trzy wygrane, trzy remisy i cztery porażki. To był więc mecz ligowych średniaków, chociaż – jakby nie patrzeć – derby województwa łódzkiego. Emocje ciut więc większe.
Ale niestety tylko w teorii, bo na boisku nie było ani emocji, ani dobrej gry w piłkę. Obie drużyny „grały swoje”. Widzew, jak na gospodarza przystało, prowadził grę. Goście wycofali się pod swoje pole karne i czyhali na szanse do kontr. Kilka ich wyprowadzili, kilka z nich zakończyli strzałami na bramkę, ale krzywdy łodzianom nie zrobili. W pierwszej połowie przewaga Widzewa w utrzymywaniu się przy piłce wynosiła 66 do 34 proc., ale na nic się to nie przełożyło. Kompletnie nieudany był manewr – nie pierwszy raz – z wystawieniem na szpicy Mateusza Michalskiego, bo tym razem nie miał w ogóle okazji, którą mógłby zmarnować. Oczywiście gra toczyła się w wolnym tempie, mnożyły się straty i niecelne podania. Nie był to też tzw. „mecz walki”. Nuda jak na polskim filmie.
Drugą połowę Widzew zaczął od ataku i od razu stworzył najlepszą szansę w meczu. Strzał Michalskiego z ostrego kąta obronił jednak bramkarz GKS. Pewnie w niejednej kibicowskiej głowie pojawiła się wtedy myśl, że może zwiastuje to jednak zmianę i derby województwa jeszcze będą ciekawym i emocjonującym meczem, ale od razu wszystko wróciło do normy.
Powrót Marcina Robaka
Lekkie przebudzenie przyszło w 65. min, kiedy dobrą szansę miał Marcin Robak. Strzelił jednak za słabo. Kapitan Widzewa w optymalnej formie pewnie strzeliłby gola. Robak jednak chorował i dopiero co wrócił do treningów i do gry. Na boisko wszedł chwilę wcześniej.
Kolejne emocje? Dopiero w 83. min po fatalnym wyjściu z bramki Miłosza Mleczki. Bramkarz Widzewa poza polem karnym faulował Macieja Masa. Napastnik GKS strzelał na pustą bramkę, ale na szczęście dla łodzian spudłował.
Z kolei już w doliczonym czasie gry stojąc na wprost bramki Dominik Kun strzelił wysoko nad poprzeczką. Pudło!
Trenerzy polskich drużyn mają taką manierę, że nawet po fatalnych meczach szukają pozytywów. Tutaj pasowałoby np. “cieszy, że zagraliśmy na zero z tyłu”. Prawda jest jednak taka, że najlepszą wiadomością po tym meczu jest fakt, że w końcu został rozegrany, mamy go już za sobą i trzeba spróbować jak najszybciej o nim zapomnieć. Dobrze też się stało, że na trybunach nie było kibiców. Tylko by zmarzli i stracili mnóstwo nerwów.
Widzew – GKS Bełchatów 0:0
Widzew: Mleczko Ż – Kosakiewicz, Grudniewski, Tanżyna, Stępiński Ż – Mąka (64. Robak), Poczobut, Mucha (75. Możdżeń), Prochownik (64. Becht) – Fundambu (75. Kun) – Michalski Ż (88. Ojamaa).
GKS: Lenarcik – Sierczyński, Michalski, Magiera, Szymorek – Wroński, Gancarczyk Ż, Witek (46. Najemski), Eizenchart (75. Błanik) – Makuch (82. Zdybowicz), Winsztal (46. Mas).
Zgłoś naruszenie/Błąd
Oryginalne źródło ZOBACZ
Dodaj kanał RSS
Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS