Sprowadzany do Polski węgiel jest wielokrotnie certyfikowany, począwszy od portu załadunku, aż po klienta końcowego – zapewnił w piątek podczas konferencji prasowej w resorcie aktywów państwowych prezes Węglokoksu Tomasz Heryszek.
CZYTAJ RÓWNIEŻ: Sejm za częścią poprawek Senatu ws. dystrybucji węgla. Mają one m.in. ułatwić samorządom preferencyjną sprzedaż węgla
Wiceminister aktywów państwowych Karol Rabenda pytany był przez PAP podczas czwartkowej konferencji prasowej, czy rząd spodziewa się problemów w funkcjonowaniu nowego systemu dystrybucji węgla, wprowadzonego ustawą o preferencyjnej sprzedaży paliwa stałego. Czeka ona obecnie na podpis Prezydenta RP.
Zdaniem wiceministra może dochodzić do „spiętrzenia zapotrzebowania w danym tygodniu”.
Jedno to dostępny wolumen węgla, drugie to możliwości transportowe. Polska ma dzisiaj dużo wyzwań transportowych: mówimy o wsparciu dla Ukrainy, mówimy o różnego rodzaju sytuacjach kryzysowych, mówimy o systemie dystrybucji węgla, który jest nowym przedsięwzięciem. Zabezpieczamy się, szukamy takich możliwości, żeby uniknąć tych trudności, ale też diagnozujemy, że one mogą występować, że do jednej gminy węgiel przyjedziecie trochę szybciej, a do innej później (…), ale jeśli chodzi o możliwość zapewnienia węgla to go mamy. Mogą występować jakieś dwudniowe przesunięcia. Uprzedzamy te ryzyka i szukamy rozwiązań
— zapewnił Rabenda.
Obecny na konferencji prezes Węglokoksu Tomasz Heryszek zapewnił, że węgiel który trafia do polskich odbiorców, przechodzi wieloetapową certyfikację.
Wojna energetyczna, wywołana na Wschodzie dotyka wiele państw. Z tego powodu jesteśmy szczególnie wyczuleni na towar, który sprowadzamy. Dlatego ten surowiec (…) jest certyfikowany najpierw w przez dostawcę, certyfikowany przez nas, certyfikowany w porcie załadunku. Gdy przypływa statek z ładunkiem do portu w Polsce następuje proces certyfikacji. W innym przypadku do transakcji nie mogłoby dojść. Dopiero później towar trafia już na polski rynek hurtowy. My dokonujemy operacji logistycznej w postaci odsiewania, wyłapywania frakcji opałowych, które jeszcze raz są certyfikowane i dopiero ta ostatnia frakcja, która trafia bezpośrednio do klienta ostatecznego, ona będzie musiała mieć również certyfikat
— odpowiedział Tomasz Heryszek na pytanie PAP o sposób certyfikacji jakości węgla.
Prezes Węglokoksu wyjaśnił też, kto certyfikuje jakość węgla.
To są międzynarodowe, globalne firmy certyfikujące, laboratoria badawcze, które są uznane na całym świecie. Jest kilka takich firm. My również posiłkujemy się własnymi laboratoriami, które posiadamy w Polsce
– powiedział Tomasz Heryszek.
Dziennikarze pytali też, jakie koszty będą ponosiły gminy za transport węgla.
Ustawa przewiduje, że po stronie podmiotów wprowadzających, importerów jest dostarczenie węgla do punktów, które są zbliżone do danej gminy. Z tych punktów do samych gmin to jest koszt samorządu, który musi zmieścić się w kwocie 500 zł. Z naszych badań takich pilotaży wynika, że jest to wystarczająca kwota. Sama Polska Grupa Górnicza ma 100 takich punktów w całym kraju. One są równomiernie rozłożone. Importerzy mają kilkadziesiąt swoich punktów i tą bazę będą rozbudowywali zgodnie z za potrzebowaniami
— powiedział Rabenda.
Dodał, że na rozliczenie się gminy z importerem, czy ze spółką górniczą, jest 60 dni.
W naszym przekonaniu to wystarczy żeby ten węgiel, który zostanie sprowadzony dla konkretnych obywateli trafił do nich, a płatność przez gminę może w tym czasie przejść i trafić na zapłacenie faktury
— stwierdził Karol Rabenda.
Na mocy nowych przepisów gminy oraz spółki i związki gminne mogą kupować węgiel od importerów po 1,5 tys. zł za tonę, by następnie sprzedawać go mieszkańcom po nie więcej niż 2 tys. zł za tonę.
„Węgla nie zabraknie”
Węgla nie zabraknie; może być problem w nowym systemie dystrybucji, który się tworzy – wskazał wiceminister aktywów państwowych Karol Rabenda. Wstępne zainteresowanie dystrybucją węgla zgłosiło ponad 1000 gmin, z 600 gminami jesteśmy w kontakcie operacyjnym – dodał.
Na mocy nowych przepisów gminy oraz spółki i związki gminne mogą kupować węgiel od importerów po 1,5 tys. zł za tonę, by następnie sprzedawać go mieszkańcom po nie więcej niż 2 tys. zł za tonę.
Wiceminister aktywów państwowych Karol Rabenda pytany był w piątek w Programie Trzecim Polskiego Radia, czy biorąc pod uwagę to, że gmin jest w Polsce 2,5 tys., to te 600, z którymi rozmawia rząd o dystrybucji węgla, to nie za mało.
Wstępne zainteresowanie zgłosiło ponad 1000 gmin. Mówiłem o 600 gminach, z którymi jesteśmy, jako spółki Skarbu Państwa w kontakcie operacyjnym, gdzie rozmawiamy już o umowie, o dostarczaniu, o harmonogramach. Jesteśmy już po serii spotkań. (…) One są organizowane przez wojewodów razem z samorządowcami
— powiedział Rabenda.
Myślę, że poza jakimiś niewielkimi wyjątkami, gminy będą do tego projektu przystępować
— dodał.
Dodał, że gmina może przystąpić do programu dystrybucji węgla, ale nie musi koniecznie sama wykonywać wszystkich czynności związanych z dostawą tego surowca. „Może to robić podmiot prywatny, który jest na terenie gminy” – wskazał i dodał, że jeżeli gmina w ogóle nie chce przystąpić, to przewidziano taki mechanizm, który umożliwia mieszkańcom zaopatrzenie w węgiel.
Wiceminister wskazał, że zapotrzebowanie na węgiel jeszcze pół roku temu było bardzo duże. „Importujemy od początku roku znaczne ilości węgla. Do dziś to jest około 10 mln ton, który dystrybuujemy do energetyki, do ciepłownictwa, i też do gospodarstw domowych. Ta luka u gospodarstw domowych z tygodnia na tydzień jest coraz mniejsza” – powiedział. Zapewnił, że węgla nie zabraknie. Przyznał jednak, że „może być problem w nowym systemie dystrybucji, który się tworzy”.
Jesteśmy w trybie zamawiania węgla. Od początku roku do lipca spółki Skarbu Państwa sprowadziły prawie 6 mln ton węgla na potrzeby podmiotów takich jak samorządy, ciepłownie. Od lipca do września sprowadziliśmy kolejne 6 mln ton i 5 mln ton sprowadzimy jeszcze do końca roku
— wymienił.
Ocenił, że „wszystkie możliwości przeładunkowe w portach są zajęte”. I ten węgiel, który przypływa – codziennie po kilka statków – jest rozładowywany w Porcie Gdańskim. On przybywa zgodnie z harmonogramem. To są wielkości około 2 mln ton miesięcznie” – poinformował Karol Rabenda.
Wiceminister pytany był również o to, ile kosztuje tona węgla sprowadzana do Polski.
To są różne ceny, w zależności od okresu, jaka jest cena wskaźnika ARA. To jest wskaźnik tych największych portów w Amsterdamie, Rotterdamie, Antwerpii. On się waha
– powiedział wiceszef MAP.
Jak dodał, w szczycie ceny dochodziły do 300-350 euro za tonę, a teraz jest to 280, 260 euro. Dopytywany, skąd w Polsce ceny sięgające 3,5-4 tys. za tonę, odpowiedział, że wynika to z modelu, jaki funkcjonował wcześniej.
Gospodarstwa domowe zaopatrywały się w znacznym stopniu w węgiel rosyjski, który był importowany przez podmioty prywatne, które stworzyły sieć dystrybucji. To było też spowodowane tym, że kilkanaście lat temu była podjęta decyzja, żeby wygaszać polskie górnictwo. Taki największy spadek to jest 2007-2016, wydobycie zmniejszyło się o około 18 mln ton, więc tego węgla z polskiego wydobycia dla gospodarstw domowych zwyczajnie brakowało
— przypomniał wiceminister.
Rabenda wskazał, że w tę lukę wszedł węgiel rosyjski, dystrybuowany przez podmioty prywatne.
Te ceny, które teraz są na składach, są wynikiem embarga. Jeśli ten kierunek został odcięty dla tych dystrybutorów prywatnych, to węgla w Polsce stało się mniej. Ten, który był wcześniej, było go za mało i część przedsiębiorców, korzystając z sytuacji biznesowej (…) podnosiło tę cenę
— powiedział w radiu Karol Rabenda.
mly/PAP
Zgłoś naruszenie/Błąd
Oryginalne źródło ZOBACZ
Dodaj kanał RSS
Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS