Grupka 20 urzędników magistrackich oraz radnych zorganizowała sobie imprezę sylwestrową w kawiarni zlokalizowanej w Arenie Lodowej. Być może byłaby to jeden z wielu takich kameralnych “Sylwestrów”, o którym wiedzieliby tylko jego uczestnicy, gdyby nie współczesne zdobycze techniki w postaci smartfonów. Zdęcia z imprezy obiegły lokalne “internety”, zanim ona sama tak naprawdę na dobre się rozpoczęła. Wywołały prawdziwą burzę i lawinę komentarzy. Jaki miały charakter zapewne większość osób czytających te słowa widziała. Na radnych i urzędnikach nie zostawiono przysłowiowej suchej nitki. Czy ktoś jest tym zaskoczony? Chyba tylko sami radni
Facebook rządzi
I nie tylko rządzi, ale też ogłupia i to w stopniu niewiarygodnym. Jeśli uświadomimy sobie, jak bardzo zmienił nasze życie na przestrzeni ostatnich 15 lat, to uświadamiamy sobie, że w rozwoju zamiast iść do przodu się błyskawicznym tempie cofamy. Nie ma Cię n Facebooku, to nie istniejesz, mówi popularne porzekadło. No ale powiedzmy sobie wprost, że jest to tylko narzędzie i jak z niego korzystamy, to tylko nasz problem. Przecież nie można winić młotka o to, że wbijając w ścianę gwóźdź, uderzymy się w palec.
Zapewne wszyscy słyszeli o badaniach Iwana Pawłowa, który prowadził eksperymenty na psach, dzięki którym odkrył istnienie tzw. odruchu warunkowego. Najkrócej ujmując jest on reakcją nabytą, która pojawia się w sposób automatyczny w reakcji na konkretne bodźce. Słowo “nabyta” ma w tym przypadku kluczowe znaczenie, ponieważ oznacza, że nie ma uwarunkowania biologicznego. Odruchy warunkowe pojawiają się w wyniku systematycznego powtarzania konkretnej czynności i równoczesnego kojarzenia jej z inną. Psy Pawłowa śliniły się na dźwięk dzwonka.
Facebookowe odruchy warunkowe mają ten sam charakter. Wiele osób uzależnionych jest do tego stopnia, że każdą rzecz, którą wykonują muszą upublicznić w mediach społecznościowych. Kupujemy nowe buciki, strzelamy fotkę, robimy pazurki, natychmiast się nimi pochwalimy. Jesteśmy na imprezie strzelamy “słiciaki” i klikamy przycisk wyślij/udostępnij. Nawet nie zastanawiając się nad konsekwencjami. Oczywiście na potrzeby felietonu nieco spłycam temat, bo brać należy też pod uwagę naturalną potrzebę akceptacji, w tym przypadku mierzoną liczbą kliknięć, polubień i udostępnień, a więc “zasięgu”. Klikają kciuk, a więc mnie lubią… Czy aby na pewno? Może jego wciśnięcie stanowi również przejaw odruchu warunkowego?
W każdym razie wspominani na wstępie urzędnicy przekonali się bardzo szybko, jak działa “magia” Facebooka. Po udostępnieniu zdjęć z imprezy szybko skopiował je dziennikarz lokalnego tygodnika i udostępnił na własnym profilu z własnym, mało przyjemnym komentarzem. Do tego tematu jeszcze wrócę w dalszej części, ale w tym miejscu tylko wspomnę, że i u niego zadziałał odruch warunkowy. Zobaczył post w internecie i natychmiast w sposób nieprzemyślany zareagował. Jest oczywiście możliwe, że miał w tym swój jakiś ukryty cel, ale to raczej źle by o nim świadczyło.
Dlaczego zaczynam od Facebooka? No właśnie. Nie chcę napisać, że “na początku był Facebook”, ale w przypadku tego tematu faktycznie tak było i przyniosło bardzo poważne konsekwencje, obejmujące swym zasięgiem nie tylko samych uczestników imprezy. Beztroska zabawa zakończy się zapewne szeregiem postępowań sądowych i prokuratorskich. A mogła zakończyć się jeszcze gorzej… Nie wierzycie? No to pomyślcie, kto pry zdrowych zmysłach publikuje o godzinie 19 zdjęcia z imprezy, o której wiadomo, że będzie trwała co najmniej do północy. Przecież to zaproszenie dla złodziei do tego, by w tym czasie ogołocili nam kompletnie mieszkanie. No ale cóż… ludzie chwalą się też zagranicznymi wyjazdami. Sąsiedzi domu przypilnują ale czasem też muszą wyskoczyć na zakupy albo przejrzeć aktualności na swoim Facebooku.
Zachowanie urzędników i radnych było delikatnie to ujmując niezbyt mądre. I nie chodzi o to, by cokolwiek ukrywać, bo Tomaszów to jest miasto, gdzie ukryć cokolwiek jest bardzo trudno, ale o zapewnienie samym sobie i rodzinom minimum bezpieczeństwa.
Władza się bawi za nasze pieniądze
Dokładnie tak można było odczytać wpis dziennikarza na jego profilu Facebookowym. Nie da się ukryć, że zdjęcia na lodowisku, mimo emanujących z nich radości, budzą cała lawinę pytań. Wśród nich te najbardziej oczywiste, a więc kto za to zapłacił? Przecież bilet na tor kosztuje, a jego wynajęcie na czas dłuższy również. Z każdym kolejnym komentarzem fala gniewu narasta. Trudno się nawet komentującym dziwić. Po ostatnich kolosalnych podwyżkach diet dla radnych, bycie nimi nie budzi raczej pozytywnych skojarzeń. A tu proszę, nie dość, że dostają wysokie uposażenia, to jeszcze bawią się za… nasze. Problem jednak w tym, że zanim post się pojawił nikt tego nie sprawdził. Profesjonalny dziennikarz, zanim coś opublikuje robi research, zbiera informacje, dokumentuje. Chyba, że jego celem jest tylko i wyłącznie dokopanie komuś. Jeśli taki cel przyświecał to gratuluję, bo się udało.
Oczywiście nie wyklucza to faktu, że domniemania dziennikarza na temat korzystania z publicznego mienia do celów całkiem prywatnej zabawy bez ponoszenia za to kosztów mogły mieć pewne cechy prawdopodobieństwa, a nawet być całkowicie prawdziwe. Gdyby zachował się jak profesjonalista, temat by zbadał dogłębnie, zanim puścił go w publiczny obieg i kto wie, jaki byłby tego finał. Gdyby to okazało się prawdą. Tymczasem reakcja była stosunkowo szybka, uczestnicy imprezy opublikowali swoje oświadczenia ilustrowane dowodem wpłaty ponad 4000 złotych na rzecz właścicielki kawiarni. Można teraz sobie dywagować, czy “kwit” wypisano przed imprezą, czy też po tym, jak się ona już odbyła. Profesjonalne podejście dziennikarskie takie dywagacje już na samym początku powinno ukrócić. Ponieważ dziennikarz wykazał się nadmiarem emocji i amatorszczyzną, możemy w naszych ocenach opierać się jedynie na dokumentach, które istnieją.
Czy takie publiczne miejsca można wykorzystywać do prywatnych, czy nawet partyjnych imprez? Nie ma w tym niczego złego, pod warunkiem, że się za to zapłaci. Sam uczestniczyłem w imprezach PO na terenie COS, kiedy kierowali nim politycy tej partii. Miejsce pod grill na terenie ośrodka zostało wynajęte i opłacone. nie było żadnego problemu. Wynajmowano też Skansen Rzeki Pilicy. No ale faktycznie. Nikomu nie przychodziło do głowy, by zdjęcia z imprezy publikować w internecie i to jeszcze w czasie, kiedy ona jeszcze trwała. Ale co poradzić, skoro Facebook, to nie tylko zachowania autodestrukcyjne ale i infantylne.
Alkohol w obiekcie sportowym? Nie wolno i… już!
Takie komentarze pojawiały się również. Przyznam, że w sumie mnie nie dziwią, są tak samo infantylne, jak zachowanie radnych i urzędników. Czy ktoś z komentujących w ten sposób był w ogóle na jakiejkolwiek imprezie organizowanej w obiekcie sportowym? Na przykład na koncercie albo jakimś widowisku scenicznym? Sprzedaż alkoholu jest jednym ze źródeł przychodu na takiej imprezie. Kupiliście kiedyś bilet z pakietem VIP? Kilka razy mieliśmy okazję, jako redakcja takie otrzymać. Alkohole są w nie wpisane w ramach otwartego baru i to bez żadnych ograniczeń.
To samo jest na meczach i to nie tylko piłkarskich. Alkohol leje się strumieniami. Podkreślam, że piszę tu o publicznych a nie prywatnych imprezach. Należy tylko pamiętać, że organizatorem nie jest żaden podmiot publiczny, ale prywatne agencje koncertowe, które sale wynajmują, a ten wynajem pozwala w jakimś stopniu niwelować stałe koszty utrzymania obiektu jego właścicielowi. Opowieść o tym, że duże obiekty sportowe się same finansują należy odłożyć na półkę z bajkami dla nieco starszych dzieci. Imprezy nieco tylko zmniejszają koszty.
Prezes w noworocznym nastroju
Post dziennikarza postanowił skomentować prezes Areny Lodowej, Roman Derks. Kilkoma zdaniami dołożył do przysłowiowego “pieca”. Wyjaśnił, że urzędnicy i radni bawili się na lodzie w ramach ministerialnego projektu, dzięki któremu finansowana jest nauka jazdy na łyżwach i dodał złośliwe zdanie, że gazeta, w której pracuje dziennikarz, nie brała udziału w promocji tego “wydarzenia”. Trudno chyba o bardziej drastyczny przykład tzw. “samozaorania”. Prezes pogrzebał nie tylko siebie ale i uczestników imprezy, którzy twierdzą, że za imprezę zapłacili. Ktoś tu albo kłamie albo dokonuje wpisów internetowych w “odmiennym stanie świadomości”. Po wpisie Prezesa naprawdę trudno dać wiarę wyjaśnieniom radnych. Też mam z tym problem, mimo, że przysięgają, że mówią prawdę. Co dalej? Teraz zapewne dziennikarz (jak go znam) wystąpi do ministerstwa o przeprowadzenie kontroli i do prokuratury o zbadanie celowości ponoszonych wydatków.
Czarne chmury nad Prezesem
Nie trzeba było długo czekać, aby na informacje zareagował pretendujący do fotela Prezydenta Miasta, Adrian Witczak. Swoim wpisem w internecie wywołał kolejną lawinę komentarzy. Niemal wszystkie w podobnym tonie. Zwraca jednak uwagę jeden z wpisów, dokonany przez poprzedniego najemcę Arena Caffe. Zarzuca on w nim Prezesowi spółki szereg nieprawidłowości przy Zarządzaniu Areną Lodową. Dodam, że zarzutów bardzo konkretnych i poważnych. Stwierdza nawet wprost, że został “okradziony” i sugeruje, że w Arenie urządzono “dom schadzek”. Komentarz jest na tyle drastyczny (i wpisany z prawdziwego konta internetowego), że wymaga zdecydowanych działań nadzorczych ze strony władz miasta, które jest właścicielem spółki. Zlecenie przeprowadzenia solidnego audytu to już nie tylko możliwość ale wręcz konieczność.
Zgłoś naruszenie/Błąd
Oryginalne źródło ZOBACZ
Dodaj kanał RSS
Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS