Jane Toppan była pielęgniarką, którą wyróżniał ciepły, przyjazny uśmiech. To nim koiła niepokój swoich pacjentów oraz ich bliskich, obiecując, że nic im nie grozi. Jednak jej pogodny wyraz twarzy skrywał mroczną tajemnicę, która przyczyniła się do śmierci przynajmniej 31 ludzi.
Jane Toppan urodziła się w 1854 roku w Bostonie jako Honora Kelley, trzecia córka irlandzkich emigrantów. Nie miała szczęśliwego dzieciństwa. Jej matka zmarła na gruźlicę, gdy dziewczynka była jeszcze mała, a ojciec Peter, z zawodu krawiec, był agresywnym alkoholikiem cierpiącym z powodu choroby psychicznej. Z resztą nie on jeden. Bardzo szybko okazało się, że najstarsza córka Kelley’ów również nie była sprawna na umyśle i została zamknięta w ośrodku, w którym spędziła resztę życia.
Gdy Jane skończyła sześć lat, Peter zdecydował, że wychowanie dwóch córek przerasta jego możliwości i przekazał je do bostońskiego schroniska dla ubogich dzieci. Dziewczynki były w nim przygotowywane do pracy w charakterze pomocy domowej. Nauczone manier i ważnych dla utrzymania gospodarstwa umiejętności, opuszczały miejsce jako służące, które następnie na długoletnich kontraktach odpracowywały w bogatych domach możliwość zdobycia wykształcenia.
Niestety dla Delii, starszej siostry Jane, taka przyszłość nie była pisana. Mimo możliwości, jakie niosła za sobą służba w dobrym domu, dziewczyna ostatecznie z nieznanych powodów zboczyła na złą drogę. Życie zakończyła jako uzależniona od alkoholu prostytutka. Jane miała więcej szczęścia, czego nie można jednak powiedzieć o osobach, które zostały jej ofiarami…
Czytaj też: Bestialskie zabójstwo 12-latki. Zbrodnia, która odebrała niewinność Los Angeles
W oczekiwaniu na ostatni oddech
Mała Honora w dwa lata po trafieniu do sierocińca została przygarnięta przez rodzinę Toppanów, mieszkającą w Lowell w stanie Massachusetts. Dziewczynka przyjęła nowe imię i nazwisko opiekunów, choć nigdy nie została przez nich oficjalnie zaadoptowana.
Małżeństwo miało już córkę, Elizabeth, jednak stosunki między nią a nową członkinią rodziny nie były, jak podają różne źródła, siostrzane. Młoda panna Toppan była przyszłą dziedziczką majątku rodziców, wiodącą wygodną i pozbawioną zmartwień egzystencję. Jane zaś dobrze wiedziała, że jeśli sama o siebie nie zadba, to nikt inny tego za nią nie zrobi.
Lata mijały, a Jane coraz gorzej czuła się na podporządkowanej pozycji w domu Toppanów. Miała trudny charakter, naznaczony złymi wspomnieniami z najmłodszych lat, a jej nowa rodzina nie traktowała jej najlepiej. Bardziej pełniła rolę kopciuszka niż szczęśliwej podopiecznej. Ann Toppan utrudniała jej życie, jak tylko mogła, nie pozwalając ani wyjść za mąż, ani opuścić domu, by zdobyć nowe wykształcenie. Po jej śmierci pieczę nad losem Jane przejęła Elizabeth, która miała się okazać jeszcze gorsza od swojej matki.
Na szczęście dla Jane – w wieku 31 lat w końcu została zwolniona z kontraktu i mogła ruszyć swoją drogą. Rozpoczęła ją od wstąpienia w szeregi szkoły dla pielęgniarek w Cambridge Hospital. Nie była popularna wśród koleżanek, na temat których opowiadała kłamstwa, doprowadzając tym nawet do wydalenia kilku z nich.
Na swój temat również snuła bajki, które miały ukryć prawdę o jej pochodzeniu. Jednak przez pacjentów była uwielbiana. Bystra, przyjazna i zawsze uśmiechnięta – te atuty przyniosły jej przydomek Jolly Jane (Wesołej Jane). Znajdujący się pod jej pieczą chorzy twierdzili, że pod jej skrzydłami czuli się bezpiecznie i byli traktowani z troską. Niestety Jane pod przyjazną fasadą skrywała drugie oblicze.
Słyszano jak raz, podczas szkolenia w Cambridge, powiedziała, że nie ma sensu utrzymywać starych ludzi przy życiu. Co mogło wyjaśniać swobodę, z jaką podawała im leki.
Dzięki zdobytej wiedzy oraz nieograniczonemu dostępowi do leków, Jane bawiła się w eksperymenty na swoich pacjentach, których większość była w podeszłym wieku. Testowała na nich różne dawki morfiny i atropiny, obserwując co robiły z ich układem nerwowym. Podobno jej ulubionym momentem było wyczekiwanie na ostatni oddech ofiary. Wszystko uchodziło jej płazem dzięki sfałszowanym przez nią wynikom i statystykom.
Po ukończeniu szkoły kobieta została polecona do pracy w prestiżowym Massachusetts General Hospital, gdzie dalej praktykowała swoje zbrodnicze eksperymenty. Trwało to krótko, gdyż rok później została zwolniona. Powodem nie było jednak odkrycie prawdy na temat jej działalności, a… kłamstwa i drobne kradzieże.
Po tych wydarzeniach Jane otworzyła własną praktykę pielęgniarską. Zdobyła rekomendacje od lekarzy i ostatecznie została zatrudniona w szpitalu w Cambridge, choć nie zagrzała tam długo miejsca. Wyrzucono ją za lekkomyślne podawanie pacjentom leków na bazie opium. Co ciekawe, nie zniszczyło to jej kariery, ba – nie zmusiło choćby do przeprowadzki. O nie, Jane została w Cambridge i zajęła się prywatną opieką nad starszymi osobami.
Czytaj też: Mary Toft – makabryczna historia kobiety, która rodziła króliki
Anioł śmierci
To była idealna przykrywka dla jej zbrodniczych zamiarów. W końcu śmierć sędziwych, schorowanych ludzi rzadko kiedy wzbudzała wątpliwości. A przyjazne nastawienie Jane tylko pomagało jej w popełnianiu morderstw.
Pacjenci ją uwielbiali, a ich rodziny uważały, że naprawdę szczerze troszczy się o chorych. (…) Jej ulubionym środkiem była szklanka europejskiej wody mineralnej importowanej z Budapesztu. Wsypywała do niej mieszaninę morfiny z atropiną i pozwalała im działać.
W ten sposób otruła nie tylko swoich pacjentów, ale również małżeństwo Dunhamów (u których wynajmowała pokój), swoją przybraną siostrę Elizabeth, koleżankę Myrę Connors, Mattie i Aldena Davisów (u których spędzała lato na Cape Cod) oraz ich dwie córki, Annie i Minnie.
Motywem zabójstwa Davisów były nieuregulowane przez Jane długi – i to był błąd, który przyczynił się do jej upadku. Zgony nastąpiły w zbyt krótkich odstępach czasu. Pozostali przy życiu członkowie rodziny zlecili badania toksykologiczne ciała najmłodszej córki, Minnie, które wykazały w jej organizmie truciznę.
Jane Toppan została aresztowana. Sąd uznał ją za niepoczytalną. Resztę życia spędziła w szpitalu psychiatrycznym w Taunton. Choć sama przyznała się do 31 zabójstw, to prawdziwą liczbę jej ofiar szacuje się na 70–100 osób. Na ironię zakrawa fakt, że żadna z nich nie podejrzewała pielęgniarki o złe zamiary.
Większość stopniowo podupadała na zdrowiu i w przeciągu dni, tygodni czy nawet miesięcy odchodziła. Ich zgony tłumaczono chorobami, atakami serca bądź innymi naturalnymi diagnozami, a pogrążone w żałobie rodziny denatów serdecznie dziękowały Wesołej Jane za towarzyszenie w ostatnich momentach życia ich bliskich. Jej skrupulatnie zbudowany wizerunek zaufanej i troskliwej opiekunki zwodził ludzi przez długie lata. Jednak w zamknięciu kobieta nie kryła już swojego prawdziwego oblicza:
(…) jedna z pielęgniarek, które opiekowały się nią w Taunton, opowiedziała o jej zachowaniu: czasem Jane z błyskiem w oku przywoływała ją do swojego fotela. Potem wskazywała na drzwi. – Weź morfinę, moja droga, i pójdziemy na oddział. A potem z szerokim uśmiechem dodawała: – Dobrze się zabawimy, patrząc, jak umierają.
Bibliografia
- A. Mahnke, The world of Lore. Niegodziwi śmiertelnicy, Wydawnictwo Zysk i S-ka, 2018.
- H.Schechter, Fatal: The Poisonous Life of a Female Serial Killer, Mass Market Paperback, 2003
- Jolly Jane Toppan, the Killer Nurse Obsessed With Death, https://www.newenglandhistoricalsociety.com, (dostęp:12.12.2020).
- K.Hickey, The deadly Irish American serial killer nurse Jolly Jane, https://www.irishcentral.com, (dostęp:12.12.2020).
Zgłoś naruszenie/Błąd
Oryginalne źródło ZOBACZ
Dodaj kanał RSS
Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS