A A+ A++

Czas kryzysu

W światową – zwłaszcza w europejską i azjatycką – gospodarkę uderzył kryzys energetyczny. Ceny energii elektrycznej, gazu oraz węgla osiągają rekordowe poziomy, powoli dołącza do nich również ropa naftowa. Tymczasem w Europie zaczyna się powoli sezon grzewczy i jej mieszkańcy – nękani już teraz podwyżkami oraz inflacją – z niepokojem patrzą na przyszłe rachunki.

Źródła obecnego kryzysu są trojakie. Można podzielić je na powody gospodarcze, atmosferyczne oraz polityczne. Przede wszystkim winić należy gwałtowny restart gospodarki, która wraca do przedpandemicznych poziomów produkcji, a więc i zapotrzebowania na energię oraz jej nośniki. Po miesiącach lockdownów, spowolnienia przemysłowego oraz wyhamowania transportu świat powoli nadrabia straty, przez co zwiększa apetyty na paliwa. Dobrze widać to zwłaszcza w Azji Południowowschodniej, która „zasysa” spotowe transporty LNG z globalnych rynków – ceny gazu skroplonego są tam bowiem najwyższe, więc producenci kierują dostawy właśnie do azjatyckich odbiorców, gdyż w ten sposób zarobią najwięcej. Jednakże oznacza to również ograniczenie podaży na innych rynkach. Tymczasem podaż błękitnego paliwa i tak była ograniczona – producenci tego surowca wyhamowali bowiem wydobycie przez czas pandemii i wciąż starają się odtworzyć własne potencjały wydobywcze.

Innym powodem kryzysu jest huragan Ida, który uderzył we wschodnie wybrzeże Stanów Zjednoczonych na przełomie sierpnia i września. Był to niszczycielski żywioł, który spustoszył zwłaszcza Luizjanę, a więc amerykańskie serce eksportu gazu skroplonego. Straty były kolosalne – dla wspomnianego stanu Ida była drugim najgorszym huraganem w historii (zaraz po Katrinie, która przeszła nad Luizjaną w 2005 roku). Uszkodzona została nie tylko infrastruktura portowa, ale również wiertnie gazu, co ograniczyło możliwości podażowe USA w zakresie błękitnego paliwa. Warunki atmosferyczne spowodowały również zaburzenia na europejskim rynku energii. Ze względu na długotrwałą flautę, która utrzymywała się na Morzu Północnym, Bałtyku oraz w centralnej części kontynentu, drastycznie spadła generacja elektryczności z turbin wiatrowych. Sytuację dobrze obrazuje przypadek Wielkiej Brytanii, która przez pewien czas we wrześniu mogła liczyć zaledwie na 500 MW mocy zainstalowanych w wiatrakach, choć całościowy potencjał tamtejszego parku tych jednostek wytwórczych wynosi 25 GW, czyli 25 000 MW. Problemy z energetyką wiatrową (odnotowywane również w Danii, Holandii i Niemczech) wymusiły konieczność zapełnienia luki wytwórczej gazem (będącym stabilizatorem niestabilnych źródeł odnawialnych). Przez względnie długi czas flauty (która kończy się wraz z nadejściem wiatrów gnanych niżem Hendrik) potężne wolumeny gazu spalane były przez energetykę – co również wywindowało ceny tego surowca.

 Reklama

Kolejną przyczyną trwającego obecnie krachu energetycznego są czynniki natury politycznej – mowa tu o działaniach Rosji, która ograniczyła podaż gazu na rynki europejskie. Już w sierpniu Rosjanie zaczęli opróżniać kontrolowane przez siebie magazyny gazu w Europie (a dokładnie: w Holandii i Niemczech). Był to psychologiczny sygnał wysłany na rynki, które zareagowały nerwowo – mowa przecież o wietrzeniu magazynów tuż przed sezonem grzewczym. Co więcej, Rosja nie zabukowała dodatkowych przepustowości w dostawach gazu do Europy, czym zwróciła uwagę Komisji Europejskiej oraz Międzynarodowej Agencji Energii. Moskwa ma w tym pewien cel – chce wysokimi cenami gazu skłonić UE do jak najszybszej certyfikacji gazociągu Nord Stream 2.

Powyższe czynniki, nakładając się na siebie, wywołały potężny kryzys energetyczny, którego skutkiem ubocznym był wzrost generacji ze źródeł węglowych. Jednakże nie można tu mówić o powrocie węgla do łask.

Węglowe wskrzeszenie

Patrząc na system energetyczny np. Niemiec w 2021 roku można dojść do wniosku, że węgiel w Europie ma się całkiem dobrze. W RFN na przestrzeni od stycznia do października z surowca tego wygenerowano kumulatywnie (tj. łącząc produkcję z węgla kamiennego i brunatnego) ok. 110 TWh elektryczności, co czyni węgiel największym niemieckim źródłem energii, wyprzedzającym drugą w kolejności energetykę wiatrową o ok. 20 TWh. Z kolei patrząc na całość UE, widać, że produkcja energii ze źródeł węglowych wkrótce przekroczy pułapy wykreślone w roku 2020. Wtedy z węgla kamiennego wygenerowano 149 TWh, a z brunatnego – 181. Obecnie są to odpowiednio 144 TWh i 160 TWh, a do końca roku jeszcze ponad dwa miesiące. Podobnie sytuacja wygląda w Polsce, gdzie jak dotychczas z węgla kamiennego wygenerowano 62 TWh (w roku ubiegłym – 70 TWh), a z brunatnego 32 TWh (w roku ubiegłym – 34 TWh). Wszystko to dzieje się pomimo dość wysokich cen węgla oraz ekstremalnie wysokich cen uprawnień do emisji CO2 sprzedawanych w ramach unijnego systemu handlu emisjami EU ETS. Obecnie za wyprodukowanie tony dwutlenku węgla płacić trzeba ok. 60 euro, choć jeszcze w 2016 roku koszt ten wynosił ok. 5 euro. Przez 10 miesięcy 2021 roku ceny uprawnień do emisji wzrosły o ponad 20 euro.

Wzmożenie produkcji energii elektrycznej z węgla ma oczywiście związek z rekordami cen gazu, które – w porównaniu do 2020 roku – wzrosły prawie o 1000%, czyli ok. dziesięciokrotnie. Ekstremalnie drogie błękitne paliwo wskrzesiło na jakiś czas węgiel – jednakże nie można tu mówić ani o spektakularnym, ani o długotrwałym powrocie. Perspektywy dla tego paliwa w unijnej energetyce są jednoznacznie negatywne.

Czarne chmury nad czarnym złotem

Unia Europejska jest nastawiona krytycznie do węgla nie tylko na poziomie swych instytucji i prawa, ale również na pułapie państw członkowskich. Widać to choćby po planach tzw. coalexitów. Większość krajów Europy chce wyjść z węgla (czyli zaprzestać stosowania tego paliwa w energetyce) jeszcze w latach 20. Plany takie mają np. Holandia (2029), Irlandia (2025), Portugalia (2021), Węgry (2025) czy Włochy (2025). W latach 30. z węgla wyjść mają Czesi, Niemcy i Rumuni, w roku 2040 – Bułgarzy. W całej Unii Europejskiej jedynie w Polsce nie toczą się oficjalne rządowe rozmowy nad datą wyjścia z węgla. Polska jest też ostatnim krajem UE, który inwestuje w nową dużą jednostkę węglową (chodzi o blok 100 MW w puławskich zakładach Grupy Azoty). Nigdzie w Unii nie planuje się natomiast budowy nowych elektrowni węglowych.

Inna optyka Polski na kwestię paliwa węglowego daje się uzasadnić specyfiką gospodarczą i energetyczną. Polska jest węglowym rodzynkiem na mapie Unii Europejskiej – odpowiada za 96% unijnej produkcji węgla kamiennego (który poza Polską wydobywany jest w UE jedynie w Czechach), ma największy współczynnik udziału węgla w miksie energetycznym (ok. 70%), z racji monokultury węglowej w energetyce cechuje się również wysokimi emisjami tego sektora (w przeliczeniu na kilowatogodzinę wyższymi ok. trzykrotnie od średniej unijnej).

Odmienne postrzeganie węgla w Polsce musi jednak ulec zmianie – wszystko ze względu na oraz ambitniejszą politykę klimatyczną UE, która już obecnie, ze względu na ciężary finansowe związane z handlem emisjami, jest niezwykle trudna do udźwignięcia przez polskie spółki elektroenergetyczne. Tymczasem problemy generowane przez opłaty za pozwolenia na emisje będą tylko rosnąć, w miarę, gdy EU ETS ograniczy przydział darmowych uprawnień. Co więcej, dyskutowany obecnie pakiet Fit for 55 przewiduje nowe obciążenia związane z podatkami od paliw kopalnych. Wszystko to prowadzi do wniosku, że węgiel przestaje być czarnym złotem, a zaczyna – kulą u nogi.

Brak zainteresowania rozwojem węgla widać dobrze na forum UE, gdzie – nawet w dobie energetycznego kryzysu – kraje członkowskie opowiadają się za rozwojem czystych form generacji energii elektrycznej niż powrotem do węgla. Przykładem może być złożony w samym środku kryzysu energetycznego apel 10 państw członkowskich pod przewodnictwem Francji ws. włączenia energetyki jądrowej do unijnej taksonomii (czyli agendy inwestycyjnej UE).

Warto jednak zaznaczyć, że o ile węgiel energetyczny w Unii Europejskiej szybko schodzi ze sceny, o tyle węgiel koksujący, czyli surowiec używany do produkcji stali, jeszcze przez długie lata odgrywać będzie istotną rolę w europejskiej gospodarce. Wszystko ze względu na brak odpowiednich substytutów. Energetycy dysponują technologiami, które pozwalają zastępować węgiel w generacji energii elektrycznej – posiadają moce jądrowe, odnawialne, a także gazowe, traktowane jako przejściowe. Tymczasem branża metalurgiczna nie ma żadnego ersatzu dla węgla koksującego. Dlatego też surowiec ten wydaje się niezbędny jeszcze przez dekady.

Oryginalne źródło: ZOBACZ
0
Udostępnij na fb
Udostępnij na twitter
Udostępnij na WhatsApp

Oryginalne źródło ZOBACZ

Subskrybuj
Powiadom o

Dodaj kanał RSS

Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS

Dodaj kanał RSS
0 komentarzy
Informacje zwrotne w treści
Wyświetl wszystkie komentarze
Poprzedni artykułDolny Śląsk na EXPO 2020 w Dubaju
Następny artykułHolandia się dozbraja