A A+ A++

Założę się, że jesień jest porą, podczas której statystycznie czyta się najwięcej książek.Plucha za oknem tak bardzo nie dokucza, kiedy możemy się zaszyć w swoich norkach z kubkiem ciepłego napoju, w ulubionym kocyku i z książką. Dlatego w okresie jesienno-zimowym możecie spodziewać się na blogu zwiększonej ilości recenzji książkowych. Dziś jedna z nich, zapraszam jesiennie.

„Wege energia” Katarzyny Gubały to książka wyjątkowo dopieszczona pod względem wydawniczym. Pracował nad nią sztab fachowców: zespół wydawnictwa , fotografowie, graficy, dietetycy, szefowie kuchni, a swoją cegiełkę dodały wegańskie organizacje: Otwarte Klatki, fundacja Viva!, ProVeg czy V-Label. Jednak na największą uwagę zasługuje oczywiście autorka, Katarzyna Gubała, redaktor naczelna magazynu Ekostyle, miłośniczka kuchni roślinnej, ekologii i zdrowego stylu życia, koordynatorka ogólnopolskiej kampanii Zostań Wege na 30 dni. Trenerka jogi i autorka bloga www.katarzynagubala.pl. Pani Kasia jest także autorką książek poświęconych diecie roślinnej i bez niej nie byłoby tej recenzji 🙂

Dzięki uprzejmości wydawnictwa mam wielką przyjemność recenzować najnowszą książkę autorki pt. „Wege energia – moc i siła z roślin”. Ta książka to prawdziwa świeżynka, a co intrygujące, na ostatniej stronie widnieje informacja o roku wydania: 2020 🙂

„Wege energia” to poradnik dla osób, które zetknęły się już z dietą roślinną, jednak osoby rozpoczynające swoją przygodę z weganizmem także nie powinny być rozczarowane. Każdy znajdzie tu coś dla siebie. Autorka podkreśla, że bycie wege to nie tylko soczewica na talerzu, ale ogólny styl życia. Namawia do wypracowania własnej ścieżki, nikogo nie oceniając, czy je mięso dwa razy w tygodniu czy trzy. Chodzi o to, by próbować czynić ten świat lepszym. Nie tylko świat zwierząt, nie tylko środowisko, ale także warto pamiętać o własnych potrzebach.

Książka interesuje oryginalną aranżacją, podzielona jest na trzy części.

1. Zielony starter

W początkowej części zostają omówione podstawy zdrowej kuchni wegańskiej. Autorka przytacza wiele argumentów, że z roślin płynie moc, a sportowcy i osoby aktywne fizycznie mają pełną paletę, by korzystać z zielonego i energetycznego menu. Oprócz tego przekonuje, by zwracać uwagę na skład roślinnego pożywienia. Bo wegańsko nie zawsze znaczy zdrowo. Na przykład, przy produkcji oleju palmowego giną orangutany i jednak nie odwraca się od tematu GMO, za co duży plus. Nie można mówić o zdrowym jedzeniu wegańskim pomijając temat modyfikacji genetycznej soi czy kukurydzy.

Lokalny weganizm? Oczywiście! Zachęcani jesteśmy do jedzenia roślin z naszego polskiego podwórka, (przede wszystkim) nie tylko dlatego, że są to produkty zdrowe i przyjazne, ale dobrze też zwracać uwagę na to, ile tysięcy kilometrów pokona takie awokado, nim trafi na nasz stół.

W tej części zostały także omówione możliwe niedobory odżywcze, z którymi może się zetknąć weganin, a przy tej okazji szeroko zostało omówione, ile spożywać białka. Jest także rozdział poświęcony motywacji, bieganiu i uważności.

2. Baza

Czyli rozdział poświęcony wegańskim daniom bazowym. Niezależnie, czy znasz je wszystkie czy tylko kojarzysz z Instagrama, teraz będziesz wiedzieć, co to ten falafel czy humus. Prezentowane są tu popisowe dania kuchni roślinnej takie jak: tofucznica, zupa miso, tatar z pomidorów czy rozmaite kotleciki albo pasty kanapkowe.

3. Przepisy

Ostatnie rozdziały to majstersztyk kompozycji. Świetny pomysł, by 125 wegańskich przepisów podzielić według pór roku. Poczynając od wiosny, a skończywszy na zimie, nie będzie już wymówek, że kuchnia wegańska jest monotonna. Przepisy są rozmaite – zarówno z niedrogich składników, jak i wytworne, wieloskładnikowe. Są także dania łatwe i szybkie w przygotowaniu, jak i wymagające więcej czasu.

To z tej książki dowiedziałam się o czymś takim ja sól czarna himalajska, której dodanie do potrawy imituje smak jajek! Już taką sól zamówiłam i będę testować. A wiecie, jak się robi wegański ser lub wegańskie bezy? Wszystkiego dowiecie się z tej książki.

Spodobało mi się to, że autorka stara się włączać do dań wegańskich dzikie rośliny jadalne takie jak: podagrycznik, krwawnik, mniszek, pokrzywę czy czarny bez. I tutaj na przykładzie tego podagrycznika – jestem zdziwiona, że pojawił się przepis na bazie tej rośliny bez jej krótkiego omówienia – wbrew pozorom nie jest to takie powszechnie znane ziele 🙂

W przepisach zabrakło mi kilku doprecyzowań. Na przykład taka kurkuma – autorka nie skupiła się na walorach leczniczych tej przyprawy, a jedynie na tym, że jest to świetny, naturalny barwnik. No a jak wiadomo, jeśli połączymy kurkumę z pieprzem, dopiero w tym przypadku przestanie być tylko efektownym kolorantem, ale zadziała tu efekt synergii i przy okazji wydobędziemy leczniczy potencjał. Podobnie ma się sprawa z orzechami brazylijskimi – należy je jeść w małych ilościach od 1 do 2 sztuk dziennie, jedzenie większych ilości przez dłuższy okres czasu może doprowadzić do przedawkowania selenu, a co za tym idzie, rozwoju różnych chorób. W książce zabrakło mi także bardzo ważnego rozdziału poświęconego olejom. To niezwykle istotna kwestia, jakie oleje można poddawać obróbce cieplnej, a które można spożywać wyłącznie na zimno. No i będę się czepiać częstego występowania w przepisach puszek konserwowych, nie obojętnych dla naszego zdrowia i środowiska. Ale nie czytałam wszystkich książek, więc może zostało to omówione w pozostałych?

Książkę pochłonęłam jednym tchem, na pewno będę do niej wracać po nietuzinkowe przepisy wegańskie.

Partner wpisu:

______________________________________________________________________
Spodobał się artykuł? Uważasz, że inni powinni go przeczytać? Będzie mi miło, jeśli go udostępnisz lub skomentujesz,
dołączysz do mojego
dołączysz do obserwatorów na

Oryginalne źródło: ZOBACZ
0
Udostępnij na fb
Udostępnij na twitter
Udostępnij na WhatsApp

Oryginalne źródło ZOBACZ

Subskrybuj
Powiadom o

Dodaj kanał RSS

Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS

Dodaj kanał RSS
0 komentarzy
Informacje zwrotne w treści
Wyświetl wszystkie komentarze
Poprzedni artykułBiegi, imprezy, marsz, czyli jak się poruszać
Następny artykułDziecko powinno być przy matce – mit niszczący cywilizację