Dziś przeczytacie także m.in. o dziecku, które skrupulatnie robiło notatki, nieudanym egzaminie na prawo jazdy, dowiecie się, jak związek potrafi zmienić kobietę i dlaczego lepiej chorować w tajemnicy.
#1.
Mieszkam na wsi. Dzisiaj moi rodzice po raz kolejny poinformowali mnie, że przynoszę im wstyd, bo w wieku 26 lat nie mam jeszcze męża ani dzieci.
Najbardziej wkurza mnie to, że mój brat, który zamiast pracować „zajmuje się” piciem alkoholu i szlajaniem się po melinach, zrobił już dzieci trzem kobietom. Mimo swojej lekkomyślności i generalnego „zżulenia” wszyscy wspierają go finansowo i zawsze może liczyć na ciepłe słowa oraz pełne zrozumienie z racji na „jego trudną sytuację”.
#2.
Dopóki nie poszłam do szkoły, nie miałam w zasadzie żadnego towarzystwa osób w swoim wieku i przebywałam niemal wyłącznie z dorosłymi członkami rodziny (niby byli jacyś kuzyni w moim wieku, ale widywałam ich raz na ruski rok i głównie przy okazji różnych świąt/imprez rodzinnych). W rezultacie nie za bardzo wiedziałam, jak zachowywać się w obecności innych dzieci, co one szybko zauważyły.
Pod koniec podstawówki do tego stopnia nie potrafiłam rozmawiać z rówieśnikami, a jednocześnie chciałam nawiązać jakiekolwiek znajomości, że… założyłam notes, w którym zaczęłam zapisywać, kto z kim i o czym rozmawia – z datami, własnymi uwagami i cytatami (żeby później umieć się wypowiadać w podobnym stylu). Później na podstawie tego, czego się dowiedziałam, próbowałam oglądać popularne wśród rówieśników filmy, słuchać tej samej muzyki itd. Miałam nadzieję, że moja “obserwacja terenowa”, kiedy już uzbieram odpowiednią ilość danych, pomoże mi łatwiej zaczynać rozmowy. Nie muszę chyba dodawać, że podsłuchiwanie cudzych konwersacji i dość otwarte notowanie ich treści bynajmniej nie przysporzyło mi popularności i z mojego misternego planu wyszły nici…
Teraz mam dwadzieścia kilka lat i rozumiem absurdalność mojego ówczesnego zachowania, ale jedno się nie zmieniło – nadal nie umiem się dogadać z osobami w moim wieku, a większość moich przyjaciół jest co najmniej kilkanaście lat starsza ode mnie.
PS Notes mam w swoich papierach do tej pory, lubię od czasu do czasu go przejrzeć, żeby się pośmiać.
#3.
Osiem lat temu (po raz szósty i ostatni) podchodziłam do egzaminu na prawko. Byłam strasznie zestresowana, a egzaminator swoim zachowaniem jeszcze ten stres potęgował. Byłam pewna, że po raz kolejny skończy się na źle zrobionym łuku. Nie wiem jakim cudem, ale udało mi się zaliczyć cały plac. Strasznie się w duchu ucieszyłam. Wyjeżdżając już na miasto, musiałam poczekać, aż przejadą inne samochody. Egzaminator powiedział, że jedziemy w prawo. Nie wiem co się wydarzyło, ale niewiele myśląc przecięłam ulicę i po prostu pojechałam złym pasem. Facet od razu zatrzymał samochód i na tym mój egzamin się skończył. Nigdy nikomu nie powiedziałam czemu oblałam, za bardzo było mi wstyd.
Po paru latach, na luźnym wykładzie na studiach, gdzie czasem wykładowca włączał jakieś filmiki, dostałam ataku paniki. Ktoś nagrał z kamerki samochodowej moją wpadkę. Każdy się śmieje, ludzie robią sobie żarty na temat kobiet za kółkiem. A ja modlę się, żeby filmik skończył się zanim wysiądę z samochodu. Niestety nie skończył się. Czułam, że zaraz zapadnę się pod ziemię.
Na szczęście okazało się, że to nie byłam ja.
#4.
Po 5 latach postanowiłem zakończyć swój związek. Kiedy się poznaliśmy, Klaudia była energiczną dziewczyną. Miała dużo zainteresowań, nie lubiła spędzania wieczorów po pracy na kanapie. Pierwsze 2 lata było wręcz idealnie. Dogadywaliśmy się co do obowiązków domowych, często wychodziliśmy do kina czy restauracji, w łóżku też wszystko grało.
Z biegiem czasu zauważyłem, że coś się zmienia. Klaudia przestała o siebie dbać, sporo przytyła, potrafiła chodzić w jednych dresach przez tydzień, coraz częściej wieczory chciała spędzać przed telewizorem zajadając pizzę. Kiedyś podczas tygodniowego urlopu uznała, że nie będzie myć włosów, bo po co, i tak nie idzie do pracy. Skutecznie potrafiła mnie zniechęcić do seksu kiedy słyszałem “tylko się pośpiesz, bo zaraz będzie serial”.
Pewnie powiecie, że każdy się zmienia, i ja również. Otóż nie, ja cały czas chodzę na siłownię, regularnie się myję. Często gotowałem, robiłem pranie, sprzątałem, proponowałem, byśmy gdzieś wyszli nawet na krótki spacer. Często mówiłem jej, że widzę jak się zmienia, że nie jest tą samą dziewczyną, a ona tylko krzyczała i obrażała się, bo wypominam jej, że je pizzę.
Rozstanie Klaudia zniosła bardzo źle. To ja byłem winny, opowiadała każdemu, że zostawiłem ją, bo przytyła (18 kg). Minęły 2 miesiące i ze zdumieniem oglądam zdjęcia mojej byłej na fb. Nowa fryzura, makijaż, w kółko wrzuca zdjęcia z różnych wypadów ze znajomymi, chodzi na siłownię. Wrzuca też wzniosłe sentencje o tym, jakimi świniami są faceci.
Nie rozumiem was, kobiety.
#5.
W wieku 22 lat zaszłam w niechcianą ciążę. Na początku byłam w szoku, ale mój partner nawet się z tego powodu ucieszył, więc i ja byłam trochę spokojniejsza. Problemy zaczęły się, gdy mała się urodziła. Okazało się, że mój chłopak wprawdzie chciał mieć dziecko, ale zajmował się nim może 15 minut dziennie. W nocy nie było mowy o wstawaniu, bo on się musi do pracy wyspać, ale wrócenie od kolegów w tygodniu o 4 nad ranem nie było problemem. Weekendowe wieczory spędzał poza domem, bo on się musiał po pracy odstresować. To ja musiałam się o wszystko martwić. Kupowałam ubranka, pampersy i inne pierdoły, które dziecku są niezbędne. Do tego gotowanie, pranie, sprzątanie też było tylko na mojej głowie, bo dla niego to strata czasu i on się nie rozwija, wykonując te czynności.
Co w tym anonimowego? To, że wiem o tym tylko ja. Wśród bliskich gra wspaniałego tatuśka i przykładnego partnera. Mija już trzeci miesiąc, a ja czuję się jak w klatce.
#6.
Często mówi się, że kobieta nie może odejść od faceta, jak ten ją bije. A co ma powiedzieć facet, który od paru lat jest mieszany z błotem, traktowany jak śmieć i człowiek gorszego sortu?
Mój dzień wygląda następująco. Praca-dom-zakupy-słuchanie wyzwisk i jaki to ja jestem zły. Kolegów nie widziałem już parę miesięcy, ponieważ jest z każdym pokłócona, a jako dobry facet bez niej nie pójdę, bo nie wypada.
Wczoraj (sobota) już całkiem przesadziła, zrobiła awanturę, że o 7 poszedłem do toalety, przez co ją obudziłem, a ona taka zmęczona (siedzi i zajmuje się domem), poszedłem do drugiego pokoju i zająłem się sobą (nie, nic z tych rzeczy, odprężam się grając w gry, tudzież oglądając YT, TV to ściema i nic tam ciekawego nie ma poza Discovery). Po dwóch godzinach przyszła, zaczęła rzucać we mnie rzeczami, czemu gram zamiast się położyć obok niej i ją przepraszać (spędzam z nią 24/7, nawet w pracy muszę ciągle z nią pisać). Nie wytrzymałem, puściły mi nerwy, wywaliłem laptopa w ścianę, po czym sam przywaliłem w drzwi obok jej głowy. Scenę można wyobrazić sobie jak z jakiegoś filmu, biedna niewiasta stoi przestraszona, obok niej facet schylony, wkurwiony z zakrwawiona ręką w drzwiach mówi “wynoś się, bo zaraz coś ci zrobię”. Kazałem osobie, którą kocham odejść, by nie zrobić czegoś głupiego, już nie mogłem wytrzymać.
Będę cierpiał z tego powodu, ale chyba trzeba by już to zakończyć.
#7.
Problem z alkoholem to nie tylko przemoc.
Z narzeczonym mieszkamy za granicą. Od początku związku widziałam, że lubi alkohol, jednak nie pije codziennie. Raz w tygodniu jednak, w piątek lub sobotę, w koszyku na zakupy ląduje 0,7 l alkoholu. Po dwóch drinkach staje się inną osobą. Taką, która traci rozum, dosłownie jakby mu ktoś wyjął mózg. Butelka zostaje zwykle opróżniona w jedną noc, po prostu typ człowieka, co może pić do lustra. Na moje prośby nie ma żadnej reakcji. Najczęściej spędza całą noc patrząc w telewizor lub grając na konsoli, robiąc bałagan dookoła i zasypia w fotelu, następnego dnia śpiąc do popołudnia. Wspólne plany na weekend zostają utopione w butelce. On nie jest w żaden sposób agresywny, po prostu jakby go nie było, rano często niewiele pamięta. Jednakże sytuacja powtarza się regularnie od lat i jest złożona. Poza tą jedną rzeczą, która od lat podkopuje ten związek, ma wiele zalet i jest inteligentnym facetem.
Mieszkając daleko od wszystkich ciężko mi uciec od tej sytuacji, bo nie mam nawet do kogo wyjść i trochę zmienić otoczenie. Nie jestem w stanie wyobrazić sobie życia bez niego, ale te epizody wykańczają mnie psychicznie. Na moje prośby i groźby, a nawet sugestie żeby udać się do specjalisty reaguje żartem, uważa, że nic złego nie robi. Mimo że już skończył 30 lat, ciągle tęskni za czasami studenckimi, gdzie codzienne imprezy i codzienne picie były czymś normalnym.
Na co dzień – dusza człowiek, pogodny, pracowity i kulturalny. W weekend – drugie wcielenie Ferdka Kiepskiego.
#8.
Chyba złapałem covida. Stan podgorączkowy, ból gardła, biegunka, bóle mięśni, w nocy pocę się jakbym siedział w saunie, lekkie objawy ze strony układu oddechowego typu świszczenie – praktycznie od tygodnia mam te objawy. Impreza w tzw. beach barze. Mnóstwo ludzi, kupa śmiechu, nowi znajomi, morze alkoholu. Zabawa jak cholera. Zero przestrzegania zasad.
Co w tym anonimowego? Nikt o tym nie wie i nikt się nie dowie.
Patrząc na sposób, w jaki działają nasze służby sanitarne, policja, służba zdrowia – nie ma szans, bym powiedział o tym komukolwiek. Nie chcę utknąć w domu na 2-3 miesiące, bo SANEPID nie ogarnia testów. Para znajomych została tak załatwiona – od miesiąca nie mają objawów, od dwóch siedzą w mieszkaniu, ale nadal nikt nie pokwapił się, by zrobić im testy wtórne. Wiem, jak to samolubnie wygląda z mojej strony, ale…
Wziąłem w pracy tzw. home office – pracę zdalną do końca miesiąca. Anulowałem wszystkie plany urlopowe (“szefie, wezmę urlop kiedy indziej, jak będzie można już gdzieś wyjechać”), wszystkie spotkania ze znajomymi, wizytę u ortodonty i wcześniej umówione wizyty u lekarza. Zakupy mam zrobione na jakieś 2-3 tygodnie, choruję mniej więcej od półtora tygodnia (wg moich wyliczeń wtedy mniej więcej doszło do zakażenia), więc po tym czasie nie będę już zakażał i spokojnie wrócę do pracy. W międzyczasie byłem 2 razy w sklepie – nie skojarzyłem jeszcze objawów – zawsze w maseczce. Ryzyko, że kogoś zakaziłem jest znikome.
Objawy nie są najgorsze, leczenie objawowe – zwykły środek na gorączkę i bóle mięśni, coś na gardło plus elektrolity, żeby się nie odwodnić. Według publikacji naukowych, najbardziej nasilone objawy mam już za sobą – co zresztą sam zauważyłem. Jest coraz lepiej.
Nie ignorujcie proszę nakazów odnośnie zachowania odległości czy noszenia maseczek.
Mnie się poszczęściło – wyjdę z tego, ale nie każdy może mieć takie pieprzone szczęście.
Zgłoś naruszenie/Błąd
Oryginalne źródło ZOBACZ
Dodaj kanał RSS
Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS