A A+ A++

Kolejne poszukiwania nie przyniosły żadnego rezultatu. Najbliżsi Mateusza wracają do domu. Na miejscu pozostali jeszcze specjaliści z Grupy Specjalnej Płetwonurków RP.

Od tajemniczego zaginięcia Mateusza i Werakan w Tajlandii minął już ponad miesiąc. Niestety jak dotąd nie udało się ustalić, gdzie są. Na miejscu po raz kolejny byli najbliżsi ełczanina. Razem z nimi poleciała też Grupa Specjalna Płetwonurków RP, najlepsza ekipa w Polsce od poszukiwań ludzi na wodzie i pod wodą, ludzie od badania wypadków morskich.

Ustalali, co mogło się wydarzyć 7 grudnia 2019 roku przy plaży Ya Nui u wybrzeży tajskiej wyspy Phuket. Wiadomo, że kajak jest niezatapialny, a kamizelki powinny ich utrzymywać na powierzchni. Tego feralnego dnia kiedy zaginęli wiało dość mocno w stronę otwartego morza. Podobnie wiało też przez następny tydzień. Wnioski polskich specjalistów były szokujące – akcja poszukiwawcza prowadzona była w złym miejscu!

— My wracamy do domu. Znowu bez Młodego… Grupa Specjalna zostaje jeszcze na Phuket. Ale tylko na chwilę. Po wielu konsultacjach i rozmowach ustalili, że w Tajlandii nie mają już co robić. Mateusza i Werakan tam nie ma. Jeśli mieli szczęście, to wiatr i prądy morskie popchnęły ich ku wybrzeżom Sumatry. Jeśli mieli pecha, to podryfowali w stronę Oceanu Indyjskiego… O tej opcji nie chcę nawet myśleć — napisała na swoim profilu na Facebooku Monika, siostra Matusza. — Nasi eksperci albo wrócą na kilka dni do Polski, a potem znowu ruszą na poszukiwania na Sumatrę, albo z Phuket, najszybciej jak się da polecą do Medan i tam przeszukają około 200 km wybrzeża. W strefie zainteresowania są też wyspy archipelagu Nikobary. GSP RP stara się, by tamten obszar został sprawdzony przez służby indyjskie.

Jak pisze dalej Monika, wszystko co mogło, zostało uruchomione. Pomagają polskie służby dyplomatyczne. Teraz dużo leży w gestii polskiego konsula w Indonezji. Sumatra to kraj niebezpieczny, panuje tam szariat. Nie odstrasza to jednak Macieja Rokusa i jego chłopaków. Mówią, że trzeba to zrobić i oni lecą.

— I o ile nie mamy problemów z chęciami, pieniądze… staramy się dosłownie wykopywać z Waszą pomocą spod ziemi, to formalności nie przeskoczymy. Musimy czekać na zgodę rządu Indonezji. Trzymajcie kciuki, módlcie się, proszę — apeluje Monika. — Dziękujemy Wam za wszystko. Wiem, że słowa to za mało, ale teraz tylko tak potrafię.

Oryginalne źródło: ZOBACZ
0
Udostępnij na fb
Udostępnij na twitter
Udostępnij na WhatsApp

Oryginalne źródło ZOBACZ

Subskrybuj
Powiadom o

Dodaj kanał RSS

Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS

Dodaj kanał RSS
0 komentarzy
Informacje zwrotne w treści
Wyświetl wszystkie komentarze
Poprzedni artykułMężczyzna na dworcu PKP w Lublinie groził, że pozabija ludzi. Tego samego dnia wyszedł ze szpitala
Następny artykułŻłobek w Gorzycach Wielkich za 2,5 mln zł. Gmina dostała pełne dofinansowanie