A A+ A++

Iga Świątek – Aryna Sabalenka 7:5, 4:6, 7:6 w finale w Madrycie i Iga Świątek – Aryna Sabalenka 6:2, 6:3 w finale w Rzymie – tak skończyły się dwa największe turnieje WTA przed wielkoszlemowym Roland Garros.

Zobacz wideo Tak Sabalenka mówiła o Łukaszence

Sabalenkę, numer dwa światowego rankingu, wyraźnie zabolały porażki z naszą numer jeden. Wliczając zwycięstwo Igi 6:3, 6:2 z Cancun z listopadowego WTA Finals, Białorusinka przegrała z Polką już trzy razy z rzędu. A bilans wszystkich meczów Świątek – Sabalenka jest coraz bardziej korzystny dla Igi: w tym momencie ona prowadzi już 8-3.

Czy jest możliwe, że w Roland Garros w finale znów zmierzą się Świątek i Sabalenka? A jeśli tak, to jakie szanse na przełamanie dominacji Polki będzie miała Białorusinka?

Łukasz Jachimiak: Po finale w Rzymie Aryna Sabalenka powiedziała do Igi Świątek, że dopadnie ją w finale Roland Garros. Czy na takich kortach jak w Rzymie i w Paryżu Iga jest dziś w zasięgu Sabalenki?

Maciej Synówka: Nie, kiedy Idze wszystko zagra. Ale taka wyraźna przewaga Igi jak w finale w Rzymie bierze się z kilku małych rzeczy. Wszyscy pamiętamy bardzo zacięty finał, jaki one zagrały w Madrycie. Teraz rywalizują na najlepszych nawierzchniach dla Igi, na tych kortach Iga ma największą przewagę. Ale mimo wszystko w finale w Rzymie Sabalenka miała przebłyski takiego grania, jakie pokazywała w finale w Madrycie. Nie chcę umniejszać roli Sabalenki – mecz światowej “jedynki” ze światową “dwójką” zawsze będzie wielkim wydarzeniem i generalnie różnica między tymi tenisistkami jest minimalna. Ale diabeł tkwi w szczegółach, a szczegóły dotyczące walki Świątek z Sabalenką w Rzymie i w Paryżu są takie, że Iga w sposób imponujący potrafi skleić w całość mnóstwo małych przewag. Po finale w Rzymie trudno się nie zachwycać, jak Iga to wszystko połączyła i wykorzystała.

Omów proszę te przewagi po kolei.

– Najpierw coś zaznaczę: uważam, że generalnie Sabalenka jest w świetnym momencie swojej kariery. Jest znakomicie nastawiona, jest niesamowicie dojrzała, czuje się komfortowo z tym, kim jest i widać, że zaparkowała tenis w odpowiednim miejscu w swoim życiu. Ale jednocześnie Sabalenka nie jest w najlepszej formie. Widać, że bardzo dużo ją kosztowało wygranie Australian Open. Ona jeszcze nie wróciła do najwyższej dyspozycji, a mimo to gra bardzo dobrze. Sabalenka dała świetny wywiad po tym jak w Rzymie pokonała Jelenę Ostapenko – wtedy opowiedziała, że we wcześniejszym meczu z Eliną Switoliną broniąc piłek meczowych powtarzała sobie: “Wiem, że dzisiaj muszę przetrwać, bo za dwa dni zagram już kompletnie inny mecz”. I za dwa dni zagrała mecz, w którym Ostapenki, czyli big-hitterki, nie dopuściła do ani jednego breakpointa, tak znakomicie serwowała. Czyli Sabalenka do tego stopnia czuje się pewnie na korcie, że wie, że potrafi wygrać nawet wtedy, kiedy jej bardzo nie idzie. I że już w następnym meczu wróci do swojego świetnego grania. Wiesz kogo Sabalenka tym przypomina? Otóż bardzo przypomina Igę.

Zgoda, ale miałeś wskazywać różnice między nimi, a nie podobieństwa.

– Dobrze, przejdźmy do finału, który zagrały w Rzymie. Wszystkie mikrosytuacje szły w stronę Igi. To widzieliśmy już w pierwszym secie. A w drugim – w którym u wygrywającej mogła trochę spaść koncentracja, i w którym narasta głód i wola walki u przegrywającej, bo ona już nie ma nic do stracenia – zobaczyliśmy, jak świetnie, jak pewnie Iga reaguje. W jej pierwszym gemie serwisowym Sabalenka stworzyła sobie aż pięć breakpointów, a w kolejnym – jeszcze dwa. Iga wybroniła wszystkie. Jej statystyka pod tym względem to 7/7 z finału i 27/32 z całego turnieju. Ta statystyka jest uderzająca! Iga została w całym turnieju przełamana tylko pięć razy. A pamiętajmy, że na początku, gdy rywalki są słabsze i przez to poziom koncentracji jest niższy, o takie przełamania jest łatwiej. Patrzę na to tak: Sabalenka jest w najlepszym okresie swojej kariery, ale Iga jest jeszcze lepsza.

Broniąc tych breakpointów w finale z Sabalenką Iga potrafiła zaserwować po sobie z prędkością 192 i 191 km/h. Tu widzę przewagę Igi – w pewności siebie.

– Dokładnie tak. Kiedy chcesz wybronić breakpointa z taką rywalką, to musisz zagrać znakomity serwis i generalnie perfekcyjny punkt. Część osób w takich sytuacjach myśli: “Mam pierwszy serwis, a potem jeszcze drugi serwis”. To błąd – Iga wie, że liczenie na drugi serwis to może być już praktycznie po punkcie. I ona drugiego serwisu w sytuacji zagrożenia nie traktuje tak, że bezpiecznie wprowadzi piłkę do gry i będzie liczyła, że jakoś się uda przetrwać. Przeciw Sabalence Iga broniła breakpointów i drugim serwisem, chyba dwa razy. One były zagrane też na dużym ryzyku. “Mam umiejętności i w trudnym momencie w pełni z nich korzystam” – to podejście Igi jest wyjątkowe.

Okej, Świątek nie pęka – my to widzimy i cenimy. Sabalenka na pewno też widzi. Nie masz wrażenia, że ona czuje się w jakiejś mierze bezradna? Zastanawiam się, czy mówiąc Idze, że w Paryżu ją dopadnie, ona naprawdę w to wierzy. Na pewno ma świadomość, że tam, podobnie jak w Rzymie, do Igi brakuje jej najwięcej.

– Pamiętam, jak Maria Szarapowa po raz któryś przegrała z Sereną Williams finał wielkoszlemowy. To było chyba w Australian Open, bilans między nimi był w tamtym momencie już 17-2 dla Sereny [tak było po finale Australian Open 2015 – red.], Szarapowa nie miała wygranego meczu z Sereną od 11 lat i już nigdy z nią nie wygrała – bo pokonała ją tylko dwa razy w pierwszym roku ich rywalizacji, a w sumie historia ich rywalizacji skończyła się wynikiem 20-2 dla Sereny. Po tamtym finale Szarapowa została zapytana, jak ona znajduje w sobie motywację przed kolejnymi meczami z Sereną, która ją zdominowała. Odpowiedziała, że tak długo, jak będzie grała finały z Sereną, tak długo będzie miała szansę z nią wygrać. Wierzę, że Szarapowa nie przestała widzieć swoich szans. Tak samo jak teraz Sabalenka. Wiem na pewno, że najlepsze tenisistki świata są nieustępliwe. Sytuacje, które większość zawodniczek widzi jako powód do załamania się, one widzą jako szanse. Sabalenka ma z Igą bilans 3-8, ale jej mindset jest czytelny – ona uważa, że może rywalizować z Igą i widzi siebie jako tę, która może wygrać. Iga nie może się tu poczuć pewnie – musi jej cały czas udowadniać, że jest lepsza.

Czyli Sabalenka wierzy, że może dopaść Igę na Roland Garros, a my powątpiewamy. Dlaczego powątpiewamy? Dlatego, że chyba wszyscy, którzy oglądali ich finałowe starcia w Rzymie i dwa tygodnie wcześniej w Madrycie, pewnie się zgodzą, że gdyby to przełożyć na piłkę nożnę, mówilibyśmy o wygranej Igi na wyjeździe, na terenie rywala, powiedzmy 3:2, natomiast u siebie, w warunkach bardziej pasujących Idze, było dla Polki już 3:0, a w Paryżu znów będą warunki Igi?

– Tak, dobrze to zobrazowałeś. Na tę różnicę wpłynęło kilka rzeczy. A nawet bardzo dużo małych rzeczy. Na wolniejszych nawierzchniach Iga od Sabalenki lepiej się broni i lepiej się porusza. To było widać w takich punktach, w których Sabalenka rzuciła wszystko, cały arsenał uderzeń z głębi kortu, a i tak piłka ciągle wracała na jej stronę. To dopiero jest sprawdzian! Szczególnie w kluczowych momentach. Bo jeśli przy wyniku 3:3 i 15:15 masz taką wymianę, w której grasz na maksa, a Iga ci wszystko oddaje, ślizgając się i grając czopami, to jesteś przyzwyczajony, że Iga to robi. Ale to się staje frustrujące, kiedy ona to robi dokładnie tak samo w decydujących momentach. Był taki gem, gdy Sabalenka serwowała, zepsuła pierwszy punkt, a w drugim miała przewagę sytuacyjną, ale Iga kapitalnie pobiegała, pobroniła i wypracowała sobie prowadzenie 30:0. Dla świetnie returnującej Igi to jest już wielka zaliczka. Świątek jest najlepiej returnującą tenisistką świata. Sabalenka to wie, więc wyobraźmy sobie, co czuje przy wyniku 0:30. Zwłaszcza gdy jest to taki dzień, w którym Iga jest nie do złamania na serwisie, czyli wiadomo, że własne straty będą nie do odrobienia. Sabalenka wie, że zawsze może zagrać cztery genialne punkty z rzędu przy swoim serwisie. Bo jest na tyle dobra. Ale jednocześnie wie, że na każdą jej genialną akcję Iga może znaleźć odpowiedź. Bo naprawdę nie ma takiej sytuacji, w której Iga dzięki nadrzędnej pracy nóg nie byłaby w stanie trafić kontrą w kort. Sabalenka ma o czym myśleć, ma co sobie układać w głowie.

Czyli Iga na typowych kortach ziemnych lepiej od Sabalenki broni, lepiej się porusza, prezentuje większą pewność siebie i co jeszcze?

– To już jest bardzo dużo! I zauważmy, że wszystkie rzeczy się skleiły w finale w Rzymie. Ale co jeśli przyjdzie dzień, w którym u Igi któryś z tych elementów nie będzie działał aż tak dobrze? Wtedy zobaczymy zupełnie inny mecz. Uważam, że Iga ma przewagę nad Sabalenką i jest faworytką do wygrania French Open, ale jednocześnie wiem, że wygranie tego turnieju będzie dla Igi ogromnym wyzwaniem. A potem też wygranie igrzysk olimpijskich granych na tych samych kortach.

Pełna zgoda, ale kto ma takim wyzwaniom sprostać, jeśli nie Iga?

– Ona na pewno wie, z czym się mierzy i jest świetnie przygotowana. Zawsze była. Pamiętam, jak w 2018 roku wygrała juniorski Wimbledon – ja wtedy prowadziłem Barborę Krejcikovą i po rozmowie z Piotrkiem Sierzputowskim umożliwiłem Idze pogranie z Czeszką na treningu. Barbora była wtedy najlepszą deblistką świata, wygrała po kolei Roland Garros i Wimbledon. Iga miała 17 lat, jeszcze na poważnie nie grała z dorosłymi tenisistkami, a na ten trening zdecydowanie przyszła po to, żeby pokazać, że to ona jest lepszą zawodniczką!

Zadziorna od zawsze!

– Od zawsze, zdecydowanie!

Finały Świątek – Sabalenka w trzech wielkich turniejach z rzędu to by było coś niesamowitego, ale czy ty masz poczucie, że Białorusinka jest dziś bezsprzecznie najtrudniejszą rywalką Igi? Ja uważam, że chyba kimś takim jest Jelena Rybakina.

– Tak, Rybakina ma sposób na Igę. W ogóle się Igi nie boi. Według mnie Sabalenka jest w większej mierze niż Świątek i Rybakina wyprodukowana. Oczywiście ona ma talent, ma świetne warunki, jest duża i silna. Ale jej wszystko przychodziło trudno. Jak na tak mocno grającą zawodniczkę, miała najpierw ogromne problemy z forhendem, potem ogromne problemy z serwisem. Ona nie ma tak dobrych naturalnych uderzeń jak Świątek i Rybakina. Ale wypracowała je sobie. Tak samo wypracowała sobie wygrane wielkoszlemowe, a już była o niej opinia, że nie potrafi wygrywać wielkich turniejów, że dochodzi daleko, bo do półfinałów, ale nic więcej. Pracowała z psychologiem, w końcu uznała, że już ma wiedzy na tyle, że w trudnych sprawach poradzi sobie sama. I naprawdę sobie radzi. Jeżeli oceniamy czysty talent, predyspozycje, to Świątek i Rybakina są wyżej. Ale Sabalenka nadrabia ogromną pracowitością.

A kiedy jesteś spokojniejszy – gdy Iga gra z Sabalenką, czy kiedy gra z Rybakiną?

– Ja generalnie oglądam te mecze analitycznym okiem trenera, z emocjami na takim samym poziomie, jak wtedy, gdy oglądam mecze NBA i różne inne wydarzenia sportowe. Oczywiście bardzo się cieszę, że w damskim tenisie mamy wielką trójkę. Bo oglądać jak one dominują i jak ze sobą rywalizują, to jest przyjemność. Tenis kobiet stał się bardziej przewidywalny niż tenis mężczyzn, gdzie w czołówce jest sytuacja otwarta. U pań mamy już prawdziwą wielką trójkę. A co do twoich obaw przed Rybakiną, to widzę wyraźnie, że ona czuje się lepszą tenisistką od Igi.

Mówisz o wielkiej trójce Świątek, Sabalenka, Rybakina, a ja nie protestuję, mimo że na trzecim miejscu w rankingu WTA jest Coco Gauff.

– Ona jeszcze odstaje. Podkreślam “jeszcze”. Bo ona ma zdecydowanie największą przestrzeń do poprawy. Od Igi jest młodsza o trzy lata. A przecież trzy lata temu Iga była na innym poziomie, wtedy m.in. przegrała swoje wielkie marzenie o medalu na igrzyskach olimpijskich w Tokio. Skoro Iga w ciągu trzech lat rozwinęła się tak bardzo, to wyobraźmy sobie, jak dobra może być jeszcze Gauff.

Jest bardzo mocna Sabalenka, jest bardzo mocna Rybakina, jest mocna Gauff – Świątek ma się z kim liczyć. Ale przecież wiesz, że im bliżej będzie początek Roland Garros, tym głośniej będzie padało pytanie nawet o to czy Iga kiedyś dorówna Rafaelowi Nadalowi, który wygrał ten turniej aż 14 razy. Ja cię zapytam ostrożniej – czy Świątek dorówna Chris Evert, która wygrała Rolanda siedem razy – najwięcej spośród wszystkich tenisistek w historii?

– To ja się odniosę do tych 14 triumfów Nadala. Niedawno słuchałem podcastu Andy’ego Roddicka i on opowiadał, jak pierwszy raz zobaczył na Rolandzie Rafę, jak poczuł tam jego piłkę. Pomyślał wtedy i tak zaczął mówić, że ten gość wygra turniej w Paryżu trzy, cztery, a może nawet pięć razy w życiu. Teraz Roddick sam z siebie się śmiał, że się nie zna, że bardzo się mylił. Jest taki cytat przypisywany Nelsonowi Mandeli – “coś wydaje się niemożliwe, dopóki ktoś tego nie zrobi”. I taka jest prawda – ja to cytuję młodym zawodniczkom i zawodnikom. I opowiadam im o Rogerze Bannisterze, czyli brytyjskim biegaczu, który jako pierwszy w historii złamał barierę czterech minut w biegu na milę. Jego historia była taka, że dzień w dzień ćwiczył zatrzymywanie ręcznego, metalowego stopera na czasie 3:59, żeby się z tym oswoić. W końcu ten czas osiągnął. Efekt? W następnym roku tę niemożliwą wydawałoby się granicę złamały aż 23 osoby.

Myślę, że Rafa Nadal nie planował wygrania 14 turniejów Roland Garros, tylko rok po roku przyjeżdżał jedynie po to, żeby wygrywać punkt po punkcie w każdym kolejnym meczu. Taki był jego mindset. On dzięki takiemu podejściu doszedł do dominacji. Patrząc na to, co robi Iga, widzę bardzo podobny mindset. Słuchałem jej w podcaście WTA Insider, gdzie po Rzymie ona mówiła, że Madryt i Rzym zlewają jej się w jedno, że miała wrażenie, że to był jeden turniej, a ten najważniejszy jest dopiero przed nią. Czuje się, że ona odhacza punkt po punkcie, że nie wybiega myślami za daleko do przodu. Pewnie czasem pomyśli o najważniejszych dla siebie igrzyskach. Ale ona już była w takiej sytuacji, że bardzo na igrzyska czekała, że nimi żyła i – mówiąc potocznie – się spaliła. To jest cenne doświadczenie. Tak samo jak to, że była już w Paryżu faworytką, wracała do Paryża jako obrończyni tytułu i wtedy fajnie, otwarcie mówiła “A ja nie wiem, czego się spodziewać, bo nigdy nie byłam w takiej sytuacji”. Teraz ona ma dużo różnych doświadczeń, ma świetne podejście, ma ułożonych już bardzo dużych puzzli. To będzie ważyło. Mówiliśmy o Rybakinie – stwierdziłem, że ona czuje się od Igi lepsza. Ale ona nie ma takiej równości. I takiego przygotowania fizycznego oraz zdrowia. Zobaczymy, jak ona zarządzi tym, co ma, bo ona jeszcze nie jest tak wymaksowana jak Iga.

Co masz na myśli, mówiąc o wymaksowaniu?

– To, że Rybakinie brakuje równości i zdrowia, że przez to nie umie się utrzymywać na topie aż tak dobrze jak Iga. Świątek i Sabalenka są pod tym względem już wymaksowane. A na tle tych trzech Gauff ma jeszcze mnóstwo elementów, które może poprawić.

Cytowałeś Roddicka, to ja też powołam się na jego opinię – tę, że nikt nie rusza się tak jak Świątek, że jedynie Nadal wyglądał pod tym względem równie znakomicie. Świetnie słyszeć coś takiego i tu pewnie Iga już osiągnęła maksimum możliwości. Ale czy ona na pewno jest – jak mówisz – wymaksowana pod każdym względem? Czy nie jest tak, że może jeszcze zacząć grać piękne skróty, że może lepiej grać woleje i smecze? Trochę protestuję przeciwko temu, co powiedziałeś, ale może chcę patrzeć sercem, a nie szkiełkiem i okiem?

– Wymieniasz rzeczy, które Iga bezsprzecznie może poprawić. Tylko że poprawianie tych aspektów to by była taka zabawa, jakby ktoś postanowił sprawdzić czy Leo Messi będzie dobrym środkowym obrońcą. Po co to robić? Instynkt i schemat gry są bardzo ważne. Żeby atakować, musisz raczej wchodzić na piłkę, musisz raczej ją grać w punkcie kulminacyjnym, a nie gdy opada. I wtedy grasz bardziej płasko niż rotacyjnie. A Iga wszystkie te trzy rzeczy robi na odwrót, czyli gra więcej z otwartych pozycji, więcej pod piłkę i w konsekwencji daje topspin, a nie płaską piłkę. Czy naprawdę ten dominujący forhend Igi na mączce i będący w top 3 na świecie na wszystkich pozostałych nawierzchniach warto jej zmieniać po to, żeby więcej chodziła do siatki? Absolutnie nie. To by naprawdę było jak przerabianie Messiego na zupełnie inny typ piłkarza, bez żadnej gwarancji sukcesu, a nawet więcej – z przekonaniem, że nie warto tego próbować.

Mówisz podobnie do Piotra Woźniackiego, który kiedyś na Sport.pl przekonywał, że przy bolidzie, który wygrywa, nie ma co kombinować, bo nagle mogłoby się okazać, że chcąc udoskonaleń ktoś zepsuł w tym ferrari silnik.

– Piotrek jest świetnym gościem do wygłaszania takich opinii, bo przerabiał to z Karoliną. Przecież gdy ona miała 19-20 lat i dominowała światowy tenis, to wszyscy mówili, że na dłuższą metę nie będzie dobra, bo nie ma wystarczająco ofensywnej gry. Oni wtedy wpadli w pułapkę, szukali ofensywnego tenisa, co w konsekwencji kosztowało ich utratę pewności tego, co mieli. Nagle Karolina już nie wiedziała czy z forhendu ma atakować, czy się bronić – pogubiła swój najlepszy tenis. Pamiętam, że w końcu uznali, że wracają do podstaw. A jak Karolina wygrała Australian Open, czyli wielkoszlemowy tytuł, którego jej przez lata brakowało, to zadzwoniłem do Piotrka i zapytałem jak to zrobili. Odpowiedział: “Kazałem jej po prostu patrzeć na piłkę i przebijać”.

Brzmi trochę jak “Bronić szczelnie, rzucać celnie”, co Bogdan Wenta radził reprezentacji Polski piłkarzy ręcznych w czasach jej świetności.

– Ha, ha! Bardzo mi się ten cytat podoba!

Było o Messim, było o Woźniackich, to pomówmy jeszcze chwilę o Tysonie, bo słyszałem, jak niedawno w Canal+ powiedziałeś, że Iga ze swoją energetycznością, z chęcią zdominowania rywalek, przypomina ci tego legendarnego pięściarza.

– Wokół Igi jest aura. Iga ją wytworzyła i teraz gra już nie tylko umiejętnościami, ale też trochę nazwiskiem i tą aurą. Wiele rywalek się jej boi, wiele przegrywa już przed meczem, uznając, że Iga je zdominuje. Iga to robi, bo bardzo mało jest kobiet, które mogą jej dorównać fizycznością. Iga nad większością tenisistek ma ogromną przewagę pod tym względem.

Czyli Iga “Bestia” Świątek?

– Tak, Iga “Bestia” Świątek – to może być dobry tytuł!

Oryginalne źródło: ZOBACZ
0
Udostępnij na fb
Udostępnij na twitter
Udostępnij na WhatsApp

Oryginalne źródło ZOBACZ

Subskrybuj
Powiadom o

Dodaj kanał RSS

Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS

Dodaj kanał RSS
0 komentarzy
Informacje zwrotne w treści
Wyświetl wszystkie komentarze
Poprzedni artykułWróci pobór do wojska? Gen. Polko: Polska ma potencjał wielu ludzi
Następny artykuł[SZKOLNE WIEŚCI] X szkolne Święto Rodziny w SOSW w Firleju