Głównym rywalem Świderskiego w walce o fotel prezesa miał być europarlamentarzysta i członek władz Prawa i Sprawiedliwości Ryszard Czarnecki, ale tuż przed rozpoczęciem zjazdu delegatów przekazał informację o rezygnacji z wyborczego wyścigu. Podobno decyzję podjął rano, nocą długo ważył argumenty, czyli liczył szable.
– Uznałem, że trzeba pokazać: „Gramy w jednej drużynie” – wyjaśnia w rozmowie z „Rz”. – Miałem szanse na zwycięstwo. Moim zdaniem sytuacja wśród delegatów była pół na pół i konfrontacja, do której na pewno doszłoby podczas wyborów, wykopałaby takie rowy, które później trudno byłoby zasypać. To nie posłużyłoby polskiej siatkówce.
Jacek Kasprzyk uważa, iż to polityk PiS sam wcześniej podzielił środowisko i przekonuje, że w momencie jego rezygnacji musiał zmienić przemówienie. – Mogę wam pokazać, jak dużo wykreśliłem – żartował ustępujący prezes. – Zapomniałem podczas mojego przemówienia przeprosić, że namawiałem na przyjęcie Czarneckiego do zarządu trzy lata temu – dodał.
Czytaj więcej
Czarnecki nie po raz pierwszy rzucił ręcznik. Dwa razy planował start w wyborach na prezesa Polskiego Związku Piłki Nożnej (PZPN) i dwukrotnie rezygnował. Podobnie było ze stanowiskiem przewodniczącego Polskiego Komitetu Olimpijskiego (PKOl) podczas wyborów w 2017 roku. – Wytrawni politycy tak mają, że często się wycofują, kiedy nie widzą szans – mówi Kasprzyk.
Prezesa PZPS wybierają delegaci wojewódzkich związków, więc polityk mocno walczył o poparcie terenu. Opowiadał o środkach finansowych, jakie przyciągnie do siatkówki. Jakby na potwierdzenie tych zdolności kilka dni wcześniej podzielił się na Facebooku zdjęciem z Jarosławem Kaczyńskim, który trzyma piłkę do siatkówki.
Rezygnacja Czarneckiego przesądziła o wyniku wyborów, których ostatecznie praktycznie nie było, gdyż kilka godzin później Jacek Kasprzyk oznajmił, że ze względów zdrowotnych nie powalczy o reelekcję. Miał przeszczep, przez kilka lat walczył z białaczką szpikową. – To decyzja, którą podjąłem sześć tygodni temu. Już w okresie pandemii dotarło do mnie, że trzeba uważać – mówi.
Kandydatów do wyborów zgłosiło się siedmiu, ale starania Andrzeja Lemka, Tomasza Palucha, Konrada Piechockiego i Witolda Romana niewielu brało na poważnie. Ostatecznie wszyscy zrezygnowali.
Kiedy start w wyborach miał potwierdzić Świderski, niektórzy delegaci żartowali: „Sebastian, nie rezygnuj!”. Nie zrezygnował, na miejsce wrócił z szerokim uśmiechem.
Czytaj więcej
Gorzki smak brązowego medalu polskich siatkarzy
To miał być złoty olimpijski sezon, a Polacy zakończyli go tylko z brązem mistrzostw Europy. Vital Heynen się żegna, za kilka dni poznamy władze Polskiego Związku Piłki Siatkowej, które wybiorą nowego trenera reprezentacji.
– Świderski na pewno zostanie prezesem. Mam nadzieję, że wniesie nową jakość – powiedział jeszcze przed południem Czarnecki, dodając, że sam może wspierać siatkówkę na różne sposoby, ale jeśli ktoś zgłosi go jako kandydata do władz, to raczej podziękuje, choć spodziewa się sporego poparcia. Później na mównicy znów namawiał do jedności, ale nikt go do zarządu nie zgłosił.
Świderski to kandydat kompromisu. Chętnie udzielał przed wyborami wywiadów, ale nie chciał szastać obietnicami. – Jako sportowiec żałuję, że jestem jedynym kandydatem, bo zawsze lubię wygrywać w walce – oznajmił, kiedy przyszło do wystąpienia programowego. Później przemawiał spokojnie, a zaczął od cytatu z Walta Disneya. – Jeśli potrafisz o czymś marzyć, potrafisz tego dokonać – oznajmił.
Pokazał twarz młodego, choć dojrzałego menadżera, który zna rynkowe trendy i jest gotowy na kierowanie nowoczesną korporacją. Mówił o społecznej odpowiedzialności biznesu, obiecał wsparcie dla związków wojewódzkich. Zapowiedział merytokrację i walkę o młodego kibica przykutego do ekranu telefonu.
Świderski najpierw był wybitnym graczem – reprezentantem Polski, olimpijczykiem, wicemistrzem świata. Później został na krótko trenerem, dyrektorem sportowym, wreszcie prezesem kl … czytaj dalej
Zgłoś naruszenie/Błąd
Oryginalne źródło ZOBACZ
Dodaj kanał RSS
Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS