Wyszłam za mąż 10 lat temu. Miesiąc temu obchodzilibyśmy tę rocznicę zapewne bardzo hucznie. Oboje byliśmy zawsze szaleni i niemal od pierwszego spotkania bardzo zakochani. Gdybym w dniu ślubu wiedziała ile przykrych chwil czeka mnie przez następne 10 lat…
Zaszłam w ciążę niemal od razu po ślubie. Urodziłam zdrowego, silnego chłopca. Pierwszy rok jego życia to były najszczęśliwsze chwile naszego małżeństwa. Jacek był najwspanialszym ojcem i mężem, miałam w nim pełne wsparcie. Wstawał w nocy do małego, zabierał go na spacery, sprzątał w domu. Dziwiłam się koleżankom, które narzekały na swoich mężów.
Pragnęłam drugiego dziecka, ale Jacek uważał, że mamy jeszcze czas. Zwlekał z decyzją kolejne trzy lata. A ja nie myślałam o niczym innym, marzyłam o tym każdego dnia. Czułam, że między nami jest inaczej, ale nie sądziłam, że aż tak źle, by nie chciał już z nami być. Jego decyzja spadła na mnie jak grom z jasnego nieba. Mąż oświadczył, że odchodzi do innej kobiety. Młodszej, ładniejszej, koleżanki z pracy. Po prostu się spakował i wyprowadził.
Okazało się, że jego kochanka już spodziewa się dziecka. Dziecka, którego ja tak pragnęłam. Jacek widział w tym szansę na nową drogę w swoim życiu, mógł zacząć wszystko od nowa. Zostawił kasę i powiedział, że będzie co miesiąc robił przelew. Rozwodu nawet nie pamiętam, przepłakałam go. Synem nie interesuje się do dziś. Wiem, że jego nowa żona nie toleruje Mateusza, a on jest jej posłuszny jak kretyn. Z resztą ma nowego syna, więc po co mu stary.
Na szczęście miałam dla kogo żyć. Postanowiłam wziąć się za siebie, znaleźć pasję, zmienić wygląd, schudnąć. Rok po rozwodzie poznałam Łukasza. Myślałam, że to miłość mojego życia. Walnęło mnie. Nie sądziłam, że jestem w stanie jeszcze kogoś pokochać. Po roku znajomości zamieszkał z nami. Dopiero wtedy zobaczyłam jaki zaborczy potrafi być na co dzień. Nic mu nie pasowało. Nie mogłam wychodzić z domu, spotykać się ze znajomymi, pojechać nawet do swoich rodziców. Jego zazdrość była chora. Uwolniłam się od niego dziesięć miesięcy temu.
Znów musiałam zaczynać od nowa. Trafiłam na psychoterapię. Koleżanka poleciła mi świetną specjalistkę w naszym mieście. Zrozumiałam, że do tej pory szukałam szczęścia w innych ludziach. Myślałam, że będę szczęśliwa tworząc fajny związek, a tak naprawdę człowiek powinien czuć się dobrze sam ze sobą.
Mój syn niedługo skończy 9 lat. Ma fajną, zadbaną, wesołą mamę. Rzuciłam pracę i otworzyłam salon kosmetyczny. Chodzę na jogę, zumbę, biegam. Umawiam się z koleżankami do kina, czytam książki, zaczęłam naukę języka hiszpańskiego i sporo czasu spędzam z synem. Niczego ani nikogo nie potrzebuję już do szczęścia.
Jeśli opublikujesz moją wiadomość to chciałabym przekazać kobietom, które zostały porzucone, że świat wcale się nie wali. Nawet jeśli życie daje nam kopniaka po raz drugi, można się podnieść i żyć szczęśliwie. Żaden facet nie powinien być powodem naszego płaczu. Ani szczęścia. Same potrafimy być dla siebie wsparciem i powodem do dumy. Trzymam za Was kciuki.
A swojemu eks-mężowi już powiedziałam: Jestem szczęśliwa, palancie. A tego się nie spodziewał.
#WASZEWYZNANIA to skryte maile, które publikuję za Waszą zgodą.
Jeśli chcecie podzielić się swoją historią piszcie na : [email protected]. Najciekawsze pojawiają się na blogu w każdą niedzielę.
Artykuł pochodzi z serwisu .
Zgłoś naruszenie/Błąd
Oryginalne źródło ZOBACZ
Dodaj kanał RSS
Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS