Pogoń Szczecin przed meczem miała sześć punktów straty do Legii Warszawa. W Szczecinie najwięksi optymiści liczyli zapewne na zwycięstwo z Górnikiem i potknięcie lidera w Gliwicach, co pozwoliłoby jeszcze zbliżyć się do warszawskiej drużyny. Tymczasem podopieczni Marcina Brosza walczyli o powrót do górnej części tabeli, z której wypadli po meczu ze Śląskiem Wrocław.
Górnicy dobrze zaczęli mecz grając pressingiem i częściej gościliśmy pod bramką gospodarzy, którzy nie mogli skonstruować dobrej akcji. Udało im się to w 13. minucie, ale strzał głową niepilnowanego Kucharczyka był niecelny i piłka poszybowała nad poprzeczką. Wcześniej celnie na bramkę Pogoni uderzył Nowak, ale Stipica pewnie zainterweniował.
Zabójczy cios Pogoni na wagę trzech punktów. Jeden strzał wystarczył
Pogoń nie miała sposobu na grę Górnika, więc goście podali im go na tacy. Fatalna strata na własnej połowie zakończyła się rajdem Kucharczyka z prawej strony i precyzyjnym dograniem do nabiegającego Kurzawy, który mocnym strzałem umieścił piłkę w siatce, zdobywając swoją pierwszą bramkę po powrocie do Ekstraklasy. Od tego momentu Górnik miał problem, aby przedostać się pod bramkę rywali, ale udało się to w 35. minucie, kiedy w czystej pozycji z pola karnego uderzał Nowak, ale na jego drodze stanęła szczecińska “ośmiornica”, jak nazywany jest Dante Stipica. Gorszy nie chciał być Martin Chudy, który wyszedł poza pole karne, aby zatrzymać szarżę Kucharczyka i udało mu się to. W drugiej połowie Górnik próbował wyrównać, ale brakowało klarownych sytuacji. Brosz próbował reagować zmianami i pewnym momencie na boisku w zespole gości pojawiło się pięciu młodzieżowców na boisku. Pogoń skupiła się na obronie jednobramkowego prowadzenia i to się ostatecznie udało. Warto zaznaczyć, że gol Kurzawy, to był jedyny celny strzał Pogoni w tym meczu.
Rzadki wyczyn Warty Poznań. Czegoś takiego nie widzieliśmy od 23 lat!
Natomiast Warta notowała przed 26. kolejką fantastyczną serię. Poznański klub jest niepokonany od czterech spotkań i pnie się w górę tabeli. Przed 26. kolejką miał on tylko dwa punkty straty do czwartego Piasta Gliwice. Dodajmy, że miejsce czwarte może być premiowane grą w europejskich pucharach. Wszystko zależy od wtorkowego rywala Warty – Rakowa Częstochowa. Piłkarze Papszuna również spisują się świetnie – ostatni mecz przegrali w połowie lutego. Można było się spodziewać wyrównanego spotkania.
I takie też ono było, ale można powiedzieć, że szalę zwycięstwa na stronę Rakowa przechylił nie kto inny, jak piłkarze Warty Poznań. Dziewiąta minuta – Ivi Lopez zagrywa ręką w polu karnym. Do piłki podchodzi Mateusz Kupczak, ale trafia w poprzeczkę. 42. minuta – niegroźna piłka w pole karne Warty, ale pilnujący Gutkovskisa Ławniczak przewraca się, pozwalając napastnikowi wyjść sam na sam z bramkarzem. Łotysz pewnie pokonuje Lisa. Trzy minuty później – Niewulis wykonuje wślizg i zagrywa ręką. Drugi rzut karny, do którego tym razem podchodzi Kuzimski, ale strzela słabo i piłkę łapie Holec. To pierwszy przypadek od 1998 roku, kiedy w Ekstraklasie zespół nie wykorzystał dwóch rzutów karnych. 70. minuta – Kiełb pokonuje własnego bramkarza. Trudno o lepszy przykład meczu, o którym można powiedzieć, że jedna z drużyn przegrała na własne życzenie.
Pogoń i Raków utrzymały się na odpowiednio drugiej i trzeciej pozycji w tabeli Ekstraklasy. Górnik i Warta będą czekać na to, jak zapunktują rywale. Warta może być jednak pewna pozostania w górnej części tabeli.
Zgłoś naruszenie/Błąd
Oryginalne źródło ZOBACZ
Dodaj kanał RSS
Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS