Wczoraj, 6 grudnia (20:07)
Warta Poznań, podobnie jak rok temu, swoje pierwsze domowe zwycięstwo mogła odnieść w starciu z Wisłą Kraków. I była tego bliska – do 93. minuty prowadziła 1-0, aż w końcu Michał Frydrych wyrównał na 1-1.
Warta Poznań miała dzisiaj szansę opuścić strefę spadkową, ale warunkiem było pokonanie Wisły Kraków. Wisły, która w końcówce roku może zapewnić sobie w miarę spokojną rundę wiosenną, bo taki status dałoby sześć czy siedem punktów wywalczonych w meczach z Wartą, Zagłębiem i Bruk-Betem.
Warta bardzo ostro ruszyła na rywala. Już w 21. sekundzie zdobyła nawet gola, ale radość Mateusza Kuzimskiego była krótka – napastnik Warty był na spalonym w momencie zagrania piłki przez Adama Zrelaka. Taka ofensywa gospodarzy, którzy zgodnie z zapowiedzią trenera wyszli dwójką napastników, trwała przez 10 minut. A później z każdą minutą Wisła przejmowała środek pola. Przejmowała też kontrolę nad spotkaniem, ale nie przekładało się to na bramkowe sytuacje. Tych nie było w ogóle, tak po jednej, jak i po drugiej stronie boiska. Trzy celne strzały w tej połowie – Yawa Yeboaha, Gieorgija Żukowa i Szymona Czyża – nie miały prawa zaskoczyć bramkarzy. Podsumowaniem ofensywnej indolencji była sytuacja Felicio Brown Forbesa z 42. minuty. Napastnik Wisły wyszedł sam na sam z Adrianem Lisem, bramkarz był na dziesiątym metrze, a Kostarykanin i tak trafił w niego. Bramka i tak nie zostałaby zaliczona, bo piłkarz Wisły był wcześniej na spalonym. Jednego Warcie i Wiśle nie można zarzucić – chęci biegania. Przed przerwą jeden i drugi zespół, choć nie było doliczonego czasu, przebiegł ponad 61 km. To się zdarza rzadko, ale być może temperatura (0 stopni) tak wpłynęła na zawodników.
Zgłoś naruszenie/Błąd
Oryginalne źródło ZOBACZ
Dodaj kanał RSS
Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS