A A+ A++

Oburzamy się, i słusznie zresztą, gdy w dalekiej Argentynie, któryś z dzienników napisze o „polskich obozach koncentracyjnych”. Podobnie reagujemy, gdy te same kłamstwa publikowane są w europejskiej prasie. Najczęściej, dzięki reakcji polskich ambasad, dochodzi do zmian w publikacji i przeprosin ze strony redakcji. Z oburzeniem reagujemy, gdy politykom, komentatorom, dziennikarzom nie przechodzi przez gardło słowo „Niemcy”, gdy mówią o II wojnie światowej. Staramy się jak możemy walczyć o prawdę historyczną, ale to jak krew w piach, gdy Polska Agencja Prasowa popełnia te same karygodne błędy, a za nią powielają je media w Polsce.

23 czerwca PAP nadała depeszę o projekcji na ekranach amerykańskich kin dokumentu „Of Animals and Men” (O zwierzętach i ludziach), który opowiada o rodzinie Jana i Antoniny Żabińskich, ukrywających Żydów w warszawskim zoo w trakcie niemieckiej okupacji. Dokument autorstwa Łukasza Czajki został wyświetlony na ekranach 500 kinach na terenie Stanów Zjednoczonych.

Autor depeszy – Andrzej Dobrowolski – przywołuje w niej trzy recenzje dokumentu, które pojawiły się na amerykańskich portalach. Z dwóch z tych tekstów nie dowiemy się, kim byli owi naziści. Ale i w depeszy nadanej przez Polską Agencję Prasową takiej wiadomości nie ma.

Oto fragmenty recenzji, które znalazły się w depeszy PAP:

Kiedy naziści otworzyli obozy koncentracyjne, Żabińscy wykorzystali pusty ogród zoologiczny do ukrywania Żydów. Dzięki swojej odwadze rodzina uratowała ponad 300 Żydów” – pisał portal „Movieguide”

—czytamy.

autor: Polska Agencja Prasowa
autor: Polska Agencja Prasowa

Akurat ten krótki fragment recenzji, który znalazł się na amerykańskim portalu, nie budzi takiego oburzenia, jeżeli weźmiemy pod uwagę źródłowy tekst, w którym wprost napisane jest o ataku Niemiec na Polskę. Ale później jest o wiele gorzej.

W innym tonie wypowiada się o filmie krytyk wydawanego konserwatywnego „National Catholic Register” Steven D. Greydanus, który jest diakonem w Archidiecezji Newark, w stanie New Jersey. Wskazuje on na niezwykłe bohaterstwo Jana i Antoniny Żabińskich, ale zaczyna recenzję od relacji Krzysztofa Kramsztyka, którego dziadek, Andrzej, przeciwstawił się nazistowskiemu nakazowi, aby Żydzi przenieśli się do getta

—to fragment innej recenzji, którą przywołał Dobrowolski.

autor: Polska Agencja Prasowa
autor: Polska Agencja Prasowa

W jego opinii dokument „O zwierzętach i ludziach” opowiada o świetle świecącym w ciemności, ale doniosłość światła zależy w pewnym sensie od powszechności ciemności. Wyciąga z tego wniosek, że naziści nie byli jedynymi sprawcami ciemności

—a to jej drugi fragment przywołany przez korespondenta.

autor: Polska Agencja Prasowa
autor: Polska Agencja Prasowa

Przeczytałem źródłowy tekst i muszę przyznać, że wpadłem w osłupienie. Steven D. Greydanus jedenaście razy używa słowa „naziści”, a o tym, kim oni byli i przed zbrodniarzami jakiego państwa Żabińscy ukrywali Żydów, nie ma ani słowa. Raz tylko pojawia się wspomnienie o niemieckim zoologu będącym członkiem NSDAP, który miał podkochiwać się w Antoninie Żabińskiej.

Dobrowolski w swoim tekście przywołuje jeszcze jedną recenzję, tym razem autorstwa Rose Pacatte, która ukazała się w magazynie „National Catholic Reporter”. I choć akurat w depeszy PAP nie znalazł się żaden fragment tekstu Pacatte, w którym autorka pisze o nazistach, to w źródłowym tekście, też nie znajdziemy ani jednego słowa o Niemcach, ale za to naziści wspomniani się kilkukrotnie.

I o ile nie mam zbyt dużych pretensji do autorów recenzji zamieszczonych na amerykańskich portalach, których posądzam raczej o brak wiedzy, niż o złą wolę, to dziwię się, że autor depeszy nadanej przez PAP, przywołując fragmenty, gdzie pojawiają się naziści, dla równowagi nie wtrącił nic o niemieckim państwie, które zaatakowało Polskę. Myślę, że okazji ku temu było wystarczająco. Dziwię się również, że depesza została zaakceptowana przez PAP, że nikt nie zwrócił uwagi, że w tekście o heroicznych czynach rodziny Żabińskich, nie ma nic o Niemcach, przed którymi w zoo ukrywano Żydów. Wygląda to przynajmniej… dziwnie.

Nie chodzi mi również o napiętnowanie Polskiej Agencji Prasowej czy autora depeszy. Cieszy, że takie wydarzenia, jak projekcje dokumentu Czajki w USA są zauważane. Chodzi raczej o to, aby pokazać, że i na własnym podwórku mamy sporo do zrobienia, jeżeli chodzi o walkę o niezmanipulowaną pamięć historyczną.

Pozostaje wierzyć, że to tylko „wypadek przy pracy”.

Oryginalne źródło: ZOBACZ
0
Udostępnij na fb
Udostępnij na twitter
Udostępnij na WhatsApp

Oryginalne źródło ZOBACZ

Subskrybuj
Powiadom o

Dodaj kanał RSS

Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS

Dodaj kanał RSS
0 komentarzy
Informacje zwrotne w treści
Wyświetl wszystkie komentarze
Poprzedni artykułRada UE wprowadziła przeciwko Białorusi sektorowe sankcje gospodarcze
Następny artykułWniosek o zwołanie sesji nadzwyczajnej