A A+ A++

Malownicza dolina rzeki Kamiennej, miejsce, do którego zmierzają współcześni pątnicy i wielbiciele sztuki, miasto z prawie 1000 – letnim dziedzictwem, bastion chrystianizacji i perła architektury sakralnej. Oto oni mości państwo  – Wąchock i Cysterskie Opactwo.

Puszcza pełna zwierzyny, w rozlewiskach kapryśnej rzeki mnóstwo ryb i wodnego ptactwa, nic dziwnego, że tereny dzisiejszego Wąchocka stały się idealnym miejscem dla, przybywających tu przed wiekami, grup osadników. Skoro zatem osadnicy i domostwa to i wiadomym się stało, że i kościół musiał tu stanąć.

Jest rok 1179 gdy biskup Gedeon sprowadza, nad rozlewiska Kamiennej, braci spod znaku Świętego Bernarda. Na łące, skąpanej światłem wschodzącego słońca, staje jeden z nich, w białym habicie, z czarnym szkaplerzem i, zdrożony daleką drogą, stawia tu krzyż. Biali Bracia oprócz siania wiary stają się także propagatorami postępu technologicznego, a samo opactwo, które za chwilę powstanie, swoistym perpetuum mobile. A skoro już w tytule spotkania zawarliśmy legendę, to czas na pierwszą z nich.

Biali Bracia nieprzypadkowo białe habity noszą. Legenda głosi, że wieki temu, pogrążonemu w modlitwie opatowi Alberykowi ukazała się Matka Boża i wręczyła mu białą szatę chórzysty (tzw. kukullę) nakazując zmianę habitu, aby jej ukochani cystersi przypominali aniołów adorujących w niebie Trójcę Świętą. Swoją drogą to właśnie Matka Boża jest opiekunką naszych wąchockich braciszków, ale o tym skąd się to wzięło – za chwilę.

Nie z ofiar a z pracy własnych rąk, tak właśnie na świętokrzyskiej ziemi ukorzeniali się Cystersi. To właśnie tu, w Wąchocku, trzebili lasy, osuszali bagna, kopali rudy żelaza, eksplorując pobliskie pagórki odnajdywali czerwonobrunatny i ciemnożółty piaskowiec, który wykorzystano potem do budowy kościoła. A wizja tegoż była godna mistrza i europejskich świątyń. Dzieło rąk brata Simona do dziś zapiera dech, zaprojektował wąchocki kościół, mając przed oczami włoskie świątynie o fasadach w pasy i taki też wybudował tu. Lata skuwania i szlifowania budulca dały początek stojącej do dziś świętokrzyskiej perle. Co zobaczymy zatem w niezwykłym kościele, Kościele pod wezwaniem Najświętszej Marii Panny i Świętego Floriana?

Powstały na początku XIII wieku jest kwintesencją „maryjności”. To właśnie Święta Panna trzyma pieczę nad całością świętokrzyskiego sacrum, a samych braciszków pod płaszczem. A skoro o płaszczu mowa, to i na legendę już czas, bo dawno jej nie było. Zerknijmy więc do Kaplicy Ukrzyżowania. Tam, na ołtarzowym antepedium zobaczymy niezwykłe przedstawienie Matki Bożej, która chowa braciszków pod płaszczem. Karty opackich ksiąg mówią o pewnym mnichu, który miał widzenie siebie w raju. I tak sobie chodził i chodził, tu żarcik z jednym świętym, tam słóweczko z aniołem, aż w końcu wszystkie zakony wychodził, tylko Cystersów nigdzie nie spotkał. I gdy rozżalony do Matki Bożej podszedł i i nieśmiało o współbraci zapytał, ta odchyliła bogato zdobiony płaszcz i oczom braciszka ukazali Cystersi ze wszystkich świata stron uczepieni maminej spódnicy.  Od tej pory do Cystersów przylgnęła łatka maminsynków, a oni sami powtarzają słowa Maryi, która tak ich miała kochać, że nie opuszczała ich na krok i chciała ich mieć zawsze przy sobie.

Ale to przecież nie wszystkie tajemnice tego niezwykłego miejsca. Jeśli uchylimy kute w żelazie drzwi znajdziemy się na klasztornych krużgankach, może usłyszymy szept dawnych braci, którzy, pomordowani przez Tatarów w 1260 roku, spoczywają do dziś pod posadzką. Oprócz tychże duchów przeszłości są i inne, widoczne gołym okiem, dwa, misternie rzeźbione, biforialne otwory okienne kapitularza, który czaruje opinią najpiękniejszego romańskiego wnętrza w Polsce. jak będziecie mieć szczęście to może traficie na obłuczyny w ramach, fantastycznej skądinąd imprezy, Mnisi i Hutnicy. Inna rzecz, że kapitularz sąsiaduje z karcerem, a każdy, każdy wie, że do karceru trafiali tylko ci najbardziej nieposłuszni.

Ale, że Cystersi? – zapytacie.

Ano. Habit nie chroni od pokus, zdarza się, że co nieco za uszami się ma. Tak jak pewien opat o imieniu Mikołaj, jest rok 1461, a w opactwie cysterskim już nie modlitwa i nie ubóstwo, a biesiada. Opat gromadzi zatem przy stole imprezowe towarzystwo i w myśl zasady milszy mu łosoś, czy inna ryba słona niż Księga Przysłów Króla Salomona zamierzają bawić się do rana. W dodatku jest święto i czarty zacierają ręce, zjawia się jeden z nich i porywa opata Mikołaja w czeluście piekielne, to dość ważne, bo za dusze osób świątobliwych czartów wynagradza się po wielokroć.

Co z tym wszystkim karcer ma wspólnego? Miał przypominać braciom, że tylko życie modlitwie i ubóstwie jest gwarantuje zbawienie. O to, co się tam znajduje musicie zapytać któregoś z cystersów, może otworzy drzwi i opowie jakąś historię…

Bezpiecznie jeśli uczciwie – tak nas witał i tak nas żegna napis na Wieży Rakoczego, przez którą prowadzi główne wejście do cysterskiego przybytku. Jeśli z uczciwym zamiarem wchodzisz, z zamiarem zanurzenia się w niezwykłej historii, to opactwo odkryje każdy, nawet najmniejszy sekret, zaprosi na pierogi, ucieszy chętnym do pogaduszek bratem, może nawet samym opatem….

Aneta Marciniak – przewodnik świętokrzyski

Oryginalne źródło: ZOBACZ
0
Udostępnij na fb
Udostępnij na twitter
Udostępnij na WhatsApp

Oryginalne źródło ZOBACZ

Subskrybuj
Powiadom o

Dodaj kanał RSS

Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS

Dodaj kanał RSS
0 komentarzy
Informacje zwrotne w treści
Wyświetl wszystkie komentarze
Poprzedni artykułOkrutna lekcja dla świata
Następny artykułOjciec z synem oraz dwa rodzeństwa – oni wstąpili do WOT