„Western czasy świetności ma już za sobą” – pisał niedawno Edward Kabiesz. Nie zgodzić się nie sposób, a jednak niemal każdego roku jakiś nowy western, a czasem nawet westerny na naszych ekranach się pojawiają i zawsze są to filmy godne uwagi. Ze sporymi budżetami, bardzo dobrymi obsadami i reżyserami, którzy swój fach znają.
W 2003 roku takim filmem były „Zaginione” z Cate Blanchett, Tommy’m Lee Jonesem i Evan Rachel Wood w rolach głównych. Za kamerą Ron Howard – od kilku dobrych już dekad jeden z ciekawszych hollywoodzkich twórców, znający się jak mało kto na kinie gatunków (ze współczesnych konkurować z nim mógłby chyba tylko Ridley Scott).
więcej »
Jaką historię serwuje nam tym razem Howard? Bardzo dobrze… posklejaną. Oto w domku na prerii żyje znachorka (skojarzenia z dr Quinn nieprzypadkowe). Jej ojciec lata temu porzucił styl życia białych i stał się Indianinem. Teraz, gdy powrócił po latach, przypomina zaś gburowatego dziadka Heidi z powieści Johanny Spyri, który rzecz jasna mimo trudnego charakteru, dla ukochanej wnuczki zrobi wszystko. I już wkrótce będzie musiał, bo dziewczynka wraz innymi młodymi kobietami została porwana – mają one trafić do meksykańskich domów publicznych.
Rozpoczyna się więc pościg za porywaczami, a i wyścig z czasem, bo też raz po raz wszystko się tu komplikuje. Burze, deszcze, pojedynki, przygody… – zwrotom akcji zdaje się nie być końca. A to jeszcze nie wszystko. Hersztem porywaczy jest przecież indiański szaman, który potrafi nawet rzucać klątwy i mało który amulet jest w takiej sytuacji pomóc.
Przekombinowane? Ależ gdzie tam. Bo Howard niebywale umiejętnie przeplata poważniejszy dramat z nieco lżejszą przygodą, a nawet komedię z mistyką. Zwłaszcza tej ostatniej jest w „Zaginionych” zaskakująco dużo. Wierzenia Indian, czary, mantry, zawodzenia, swoista duchowość prerii. No i ten dialog:
– Masz w sobie dwa psy, które walczą ze sobą. Dobrego i złego. Który wygra?
– Ten, którego lepiej karmię.
– Není to pravda? – aż chciałoby się retorycznie zapytać po czesku. A takich (nie tylko duchowych) prawd jest w tym filmie dużo, dużo więcej. Jest też i finałowa strzelanina z ucieczką, pościgiem, godna – nie żartuję – chociażby klasycznych, kultowych „Siedmiu wspaniałych”. Kapitalny montaż, rytm, tempo, napięcie!
Podsumowując – świetny western. I to z XXI wieku! Sam nie wiem ile razy go już widziałem i w majowy weekend obejrzę ponownie, bo w sobotę 1 maja o 23:30 wyemituje go kanał Epic Drama.
Można „upolować” go także on-line, bo jest dostępny w kilku polskich serwisach streamingowych. Których konkretnie? Sprawdzą Państwo chociażby np. na upflix.pl.
Tekst z cyklu Filmy wszech czasów
Zgłoś naruszenie/Błąd
Oryginalne źródło ZOBACZ
Dodaj kanał RSS
Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS