A A+ A++

Choć ci dwaj ludzie nigdy się nie spotkali, łączy ich jedno – miłość do piłki nożnej. Jakub Błaszczykowski, który pożegnał się z reprezentacją Polski, nadal będzie w nią grał, podobnie jak Andrzej Dymek, który w wieku 67 lat nadal nie zamierza wieszać butów na kołku.

– Bo ja kocham piłkę i dopóki zdrowie mi pozwoli będę w nią kopał – zapewniał Andrzej Dymek po sobotnim meczu V ligi, w którym w barwach Kamieniarza Golemki zagrał przeciwko LKS Pustków.

Na boisko wprowadził drużynę w opasce kapitańskiej i pozostał na nim symboliczne 67 minut. Dzień wcześniej obserwował jak w 16 minucie inny kapitan z numerem 16 na koszulce opuszcza Stadion Narodowy w szpalerze stworzonym przez pozostałych reprezentantów Polski, ale też tych z drużyny niemieckiej.

Analogie nasuwają się same, choć Andrzej Dymek jest świadom tego, że umiejętnościom Kuby Błaszczykowskiego na boisku trudno byłoby mu dorównać. Na naszym lokalnym piłkarskim podwórku udowadnia jednak, że dużo potrafi. Świadczy o tym chociażby wpis, jaki po meczu Pustków – Kamieniarz zamieścił na swoim profilu FB Paweł Jarosz, który był obserwatorem tego spotkania.

– Niewątpliwie jednym z bohaterów był 67-letni kapitan drużyny Kamieniarza Andrzej Dymek, który mimo upływu lat był wyróżniającym się zawodnikiem drużyny gości, szczególnie imponował  techniką i boiskowym doświadczeniem – podsumował jego 67 minut na boisku Paweł Jarosz.

Andrzej Dymek urodził się 25 lutego 1956 r. w Rudzie Śląskiej. Przez 26 lat pracował najpierw w kopalniach węglowych, a później miedziowych. O czym zresztą teraz często opowiada dzieciom, kiedy jest zapraszany na Barbórkę do szkół w gminie Czarna.

Grę w piłkę rozpoczynał w Szombierkach Bytom, później przez BKS Bolesławiec trafił do Zagłębia Lubin. Grał też w GKS Raciborowice i Górniku Polkowice. Jako trener pracował z młodzieżą w Górniku Polkowice, następnie prowadził drugą drużynę Zagłębia Lubin. Występując w Zagłębiu grał w meczu pucharowym z Górnikiem Zabrze, którego zawodnikiem był wtedy inny obecny mieszkaniec Czarnej Stanisław Curyło.

Przed ponad dwudziestu laty wraz z żoną i dwójką dzieci przeprowadził się do Czarnej i rozpoczął pracę trenerską w Czarnovii. Przyznaje, że ta miejscowość od początku mu się spodobała. Choć jego koledzy z drużyny pytali go wtedy: gdzie ty idziesz, na jakąś wieś.

Kiedy przed niespełna trzema laty dwóch z nich odwiedziło go w Czarnej, byli tą miejscowością zachwyceni. Janusz Przybyło był wtedy trenerem II-ligowej drużyny kobiet, Zbigniew Rączka zaś prowadził drużynę oldbojów. Z obydwoma Andrzej Dymek, którego na boisku wołali Wiruś, grał w Zagłębiu Lubin.

– Jesteśmy zachwyceni, u was jest naprawdę pięknie, z jednej strony lasy, z drugiej obiekty sportowe fantastyczna baza treningowa – mówił Janusz Przybyło.

Kolega pokazał im nie tylko stadion Czarnovii, gdzie akurat zakończył się remont trybuny głównej. Zabrał ich także na inne boiska w gminie. Pochwalił się, że ma do dyspozycji basen, halę sportową, siłownię i korty tenisowe.

Trenerem Czarnovii był kilka razy, ale prowadził też występujący w IV lidze Igloopol Dębica. Jego szkoleniowcem był od lipca do grudnia 2008 r. Zastąpił wtedy na ławce trenerskiej Józefa Stefanika.

O Andrzeju Dymku głośno było również w maju 2018 roku. Wystąpił wtedy w składzie Kamieniarza II Golemki przeciwko Skorpionowi Wylów. Mecz ten zakończył się wynikiem 17:1, a 62-letni zawodnik strzelił pięć bramek.

Oryginalne źródło: ZOBACZ
0
Udostępnij na fb
Udostępnij na twitter
Udostępnij na WhatsApp

Oryginalne źródło ZOBACZ

Subskrybuj
Powiadom o

Dodaj kanał RSS

Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS

Dodaj kanał RSS
0 komentarzy
Informacje zwrotne w treści
Wyświetl wszystkie komentarze
Poprzedni artykułEcho zniknęło. Co w zamian?
Następny artykułWakacyjne zmiany w organizacji ruchu w Gdańsku