A A+ A++

Po „Nic się nie stało” Sylwester Latkowki nakręcił dla TVP kolejny dokument – „Taśmy Amber Gold”. Podobny do poprzedniego. Tematem znów jest Trójmiasto, rządzące nim układy na styku polityki, zorganizowanej przestępczości, biznesu i celebrytów. Wszystko na tle wielkiej, przykuwającej uwagę całej Polski afery: Amber Gold.

Oba filmy stawiają ważne pytania, które dziennikarze zadawać powinni. Jednocześnie w obu giną one w zalewie taniej sensacji, dzikich, niczym niepopartych spekulacji, rozłażących się konstrukcji myślowych i czasem wręcz żenującej filmowej formy.

W poszukiwaniu „układu gdańskiego”

Trzeba przyznać, że w „Taśmy Amber Gold” włożono nieporównanie więcej dziennikarskiej pracy, niż w „Nic się nie stało”. Jednocześnie jest to praca z recyklingu, Latkowski odkurza i sprzedaje w filmowej formie wątki, o których wcześniej już pisał jako dziennikarz. W „Taśmach” nie ma żadnych nowych tropów, faktów, informacji i analiz. Nie znajdziemy w nich niczego, co znacząco zmieniałoby nasz obraz afery, dostarczało niepodważalnych dowodów na od dawna obecne w publicznym obiegu tezy.

Laktowski słusznie podnosi wątpliwości, czy kierujące piramidą Amber Gold małżeństwo P. faktycznie działało samo, czy nie było słupem dla operacji znacznie potężniejszych od nich graczy. Podąża tropami różnych znajomości małżeństwa P., szuka jego związków z gdańskim półświatkiem i najbardziej znaczącą grupą przestępczą w mieście. Choć nie przedstawia twardych dowodów, to zwraca uwagę na zastanawiające korelacje.

Reżyser pyta też w filmie o to, co najbardziej rzucało się w oczy przy aferze: zaskakującą bierność służb, które zainterweniowały dopiero w momencie, gdy klienci piramidy utopili w niej swoje oszczędności. Znów, film zwraca uwagę na kilka dziwnych zbiegów okoliczności. Nie dopuszcza nawet jednak hipotezy, że winę może ponosić po prostu nieudolność instytucji, co – biorąc pod uwagę, jak działa państwo w Polsce – nie jest najmniej prawdopodobną hipotezę. Dla Latkowskiego taka opcja nie jest jednak dziennikarsko atrakcyjna, znacznie bardziej pociąga go teoria o mrocznym, oplatającym Trójmiasto układzie, gdańskiej „małej Sycylii”, gdzie rządzi potężna, związana ze starymi i nowymi służbami polska Cosa Nostra, chroniona przez polityków, swoich ludzi w policji, prokuraturze i sądach.

Wizja filmowo niewątpliwie atrakcyjna, kłopot w tym, że Latkowski nie przedstawia na nią mocnych dowodów. Z jego licznych rozmów z gdańskimi policjantami i funkcjonariuszami różnych służb wyłania się tylko obraz różnych, mniej lub bardziej dających się określić jako przestępcze i korupcyjne układów, ale nie jakiejś wszechogarniającej stolicę Pomorza pajęczyny.

Im bardziej Latkowski podąża za hipotezą Układu Gdańskiego, im bardziej stara się skojarzyć z nim kolejne osoby – Kamila Durczoka, Lecha Wałęsę – tym bardziej niejasne, insynuacyjne i chaotyczne stają się jego argumenty i filmowy wywód. Na końcu zostajemy z wrażeniem, że nie otrzymaliśmy nic oprócz kilku odgrzanych kotletów, dzikich spekulacji, niejasnych sugestii i megalomańskich monologów Latkowskiego, który w filmie portretuje się z dumą, jaką uzasadniałoby może zdobycie dostępu do Pentagon Papers, a nie – przy całym szacunku do pracy jaką tu wykonano – kilka rozmów z gdańskimi stróżami prawa. Wszystko to opakowane jest w nieznośną filmową formę: zdjęcia Gdańska z drona, kiepskiej jakości nagrania rozmów, fabularyzowane wstawki rodem z najgorszej telenoweli dokumentalnej.

Doklejeni Tuskowie

Najdziwniejszym elementem tej narracji o układzie jest doklejony do niej na siłę wątek Michała Tuska, syna byłego premiera Polski. Latkowski sporo miejsca poświęca jego pracy dla OLT – uruchomionego przez małżeństwo P. taniego przewoźnika lotniczego – ale nie bardzo potrafi pokazać, jak postać Tuska, jego zawodowe wybory i współpraca z OLT ma się do głównej tezy o mafijnym układzie w Trójmieście. Michał Tusk nie jest i nie był nigdy podejrzanym w sprawie Amber Gold i nawet Latkowski nie formułuje żadnych konkretnych oskarżeń. Choć bez wątpienia pokazuje zachowania syna premiera, które mogą być uznawane za dyskusyjne i kontrowersyjne, czy sytuacje, które wyglądają, jakby Michał Tusk publicznie mijał się z prawdą.

Jednocześnie trudno powiedzieć jakiemu właściwie interesowi publicznemu ma służyć takie grillowanie Michała Tuska, który od dawna nie jest osobą publiczną. Wątpliwości budzi zwłaszcza ujawnienie przez reżysera taśm, gdzie młody Tusk mówi o swoich nadszarpniętych przez sprawę Amber Gold relacjach z ojcem. Widać wyraźnie, że były to rozmowy prywatne, nieprzeznaczone do publicznego cytowania.

Michał Tusk zostaje przywołany tylko po to, by wprowadzić postać swojego ojca, premiera Donalda Tuska i raz jeszcze skojarzyć go z głośną aferą. Latkowski nie przedstawia jednak żadnych nowych argumentów czy dowodów, wskazujących jaką winę w sprawie Amber Gold czy powiązań „układem gdańskim”, premier Tusk miałby właściwie ponosić. Wątek Tusków ostatecznie ma chyba przede wszystkim wytworzyć mętne wrażenie, że były premier, jakie by nie były fakty, jest w to wszystko jakoś „umoczony”.

To chyba desperacja

Po filmie TVP zorganizowała prowadzoną przez Michała Adamczyka dyskusję. Jej cel był jeden: wpisać to, co widzieliśmy w filmie Latkowskiego w twardą, pisowską polityczną ortodoksję. Redaktor Adamczyk w rozmowie z reżyserem wyraźnie starał się zasugerować mu, że za wszystkie patologie pokazane w „Taśmach” odpowiada „układ” w sądach, wymagających całościowej reformy.

Gdy Latkowski powiedział, że od 2015 roku w Gdańsku nie zmieniło się wiele – co ciekawe, w filmie ten zarzut za bardzo nie wybrzmiewa – Michał Karnowski i Tomasz Sakiewicz od razu rzucili się dobrej zmianie na ratunek. I przekonywali, że choć dawne układy wciąż trzymają się mocno, to nie można lekceważyć pracy, jaką w ich wykorzenianiu już wykonał PiS, a zwłaszcza minister Ziobro. Ataki, które ten ostatni musi nieustannie znosić – sugerował red. Karnowski – mają najpewniej mafijną inspirację, a stolicą polskiej mafii, polską „wielką Sycylią” są Gdańsk i Pomorze. Matecznik wiadomo której partii.

Słuchając tego wszystkiego trudno nie odnieść wrażenia, że w sprawie Amber Gold PiS i jego media weszły w etap desperacji. Gdy rządząca partia szła po władzę obiecywała rozliczenie podobnych afer. Komisja ds. Amber Gold miała być gwoździem do trumny Donalda Tuska, a przynajmniej części wierchuszki PO z Pomorza. Z tych ambicji nic nie wyszło. Żadnemu politykowi poprzedniego układu nie dowiedziono, a nawet nie postawiono konkretnych zarzutów. Wszystko co zostaje w tej sytuacji TVP to filmy odgrzewające stare dziennikarskie śledztwa i kilka przesłuchań sejmowej komisji śledczej, oraz powtarzany w telewizji codziennie, niezależnie od tematu, przekaz dyżurnych politycznych komentatorów. To już nie zadziała.

Oryginalne źródło: ZOBACZ
0
Udostępnij na fb
Udostępnij na twitter
Udostępnij na WhatsApp

Oryginalne źródło ZOBACZ

Subskrybuj
Powiadom o

Dodaj kanał RSS

Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS

Dodaj kanał RSS
0 komentarzy
Informacje zwrotne w treści
Wyświetl wszystkie komentarze
Poprzedni artykułWiększość Polaków chce się zaszczepić przeciwko Covid-19
Następny artykułCztery osoby podtruły się tlenkiem węgla na Śląsku