A A+ A++

(Zachary Larysz, rocznik 1990. Pochodzi z Krakowa, od kilkunastu lat mieszka w Toruniu. Freelancer, grafik, fotograf, aktywista i bloger. Współorganizuje Marsz Równości w Toruniu oraz Manifę Toruńską).

Zachary Larysz: Trochę się zaśmiałem. Było wiele okazji, w których miasto mogło okazać wsparcie osobom LGBT+ i tego nie zrobiło. Mam świadomość, że dla osoby, która do końca nie zna pewnych subtelnych problemów, taki wpis może się wydawać interesującym i ważnym głosem. Ale kiedy człowiek jest związany z działalnością aktywistyczną albo ma po prostu wrażliwsze oko, widzi w tym wpisie coś niestosownego.

Środowiska równościowe wiedzą, że prezydent Zaleski mógłby działać inaczej, rozwiązać kilka rzeczy lepiej. To nie w porządku, że w Międzynarodowy Dzień Przeciw Homofobii, Transfobii i Bifobii prezydent robi reklamę swojego miasta kosztem osób nieheteronormatywnych. Ten komunikat byłby lepszy, gdyby prezydent napisał: „Wiemy, że w naszym mieście nie jest idealnie, jest jeszcze bardzo dużo pracy. Widzimy wasze potrzeby i postaramy się zrobić wszystko, żeby miasto było dla was jak najlepsze”. Prezydent stwierdza, że Toruń jest otwarty i tolerancyjny z perspektywy osoby białej, (najprawdopodobniej) cis-płciowej, heteronormatywnej i znajdującej się wysoko w hierarchii. Tym wpisem pokazał, że nie zdiagnozował problemów naszej społeczności. Po samym poście widać, że edukacja równościowa jest bardzo potrzebna.

Po czym widać brak edukacji równościowej we wpisie prezydenta? Na płaszczyźnie języka?

– Z punktu widzenia językowego: w tym wpisie dominuje męski wzorzec odmiany. Nie ma w nim zaznaczonej obecności osób transpłciowych, niebinarnych. To najprostszy komunikat, jaki można było wystosować w obecnym patriarchalnym systemie językowym. Język się rozwija, zmienia i warto byłoby chociaż w Międzynarodowy Dzień Przeciw Homofobii, Transfobii i Bifobii postarać się pisać albo mówić bardziej inkluzywnie.

Prezydent twierdzi, że Toruń to miasto wolne od homofobii, transfobii i bifobii. Z twojej perspektywy tak nie jest?

– Nie ma obecnie w Polsce przestrzeni wolnej od takich zjawisk. Prezydent najprawdopodobniej nie jest w żaden sposób reprezentantem naszej społeczności, więc niewłaściwym jest zakładanie, że w Toruniu nie ma dyskryminacji ze względu na orientację seksualną czy tożsamość płciową. Osoby, które jej doświadczają, często tego nie zgłaszają, bo system jest nieprzygotowany do tego, żeby im pomagać. To, że w Polsce nie ma przestrzeni wolnej od homofobii, bifobii i transfobii, jest efektem tragicznej kondycji edukacji równościowej w szkołach.

Badanie przeprowadzone przez Kampanię Przeciw Homofobii wykazało, że co druga osoba nauczająca deklaruje brak wiedzy o tym, jak reagować na przemoc homofobiczną. W ogólnopolskim raporcie Przedwiośnia 87 proc. uczniów odpowiedziało negatywnie na pytanie „Czy temat orientacji seksualnej był poruszany w pozytywny sposób w twojej szkole w ramach lekcji WDŻ, godziny wychowawczej, innych?”.

A jak to wygląda w Toruniu?

– Po śmierci Pawła Adamowicza przez Polskę przetoczyła się inicjatywa zorganizowania w szkołach lekcji o mowie nienawiści. Tego typu praktyki powinny być obecne w szkołach codziennie, a nie prowadzone jednorazowo przez przypadkowego nauczyciela lub przypadkową nauczycielkę. W Toruniu też pojawiła się taka inicjatywa. Zaczęło się od petycji do prezydenta, bardzo dużo podmiotów się pod nią podpisało, miasto przychyliło się do tego pomysłu. We wrześniu ubiegłego roku złożyliśmy wniosek o dostęp do informacji publicznej dotyczący tego, jak przeprowadzono te lekcje. Sprawa się strasznie wlekła, dane dostaliśmy dopiero 23 listopada. To dokument, który ma kilkanaście stron. Z raportu wynika, że wszystkie lekcje o mowie nienawiści przeprowadzono w ramach Tygodnia Tolerancji. Zajmowali się tym albo wychowawcy klas, albo pedagodzy, albo trenerzy psychoedukacji. Tematy zajęć były dosyć miałkie, a analizy statystycznej nie dało się zrobić, bo dane były zbyt chaotycznie zebrane.

Jak powinny być prowadzone zajęcia o mowie nienawiści?

– Przede wszystkim to powinna być praktyka cykliczna i dostosowana do potrzeb uczniów. Takie zajęcia powinny prowadzić osoby do tego wyspecjalizowane, najlepiej z zewnątrz, np. z organizacji pozarządowych. W sierpniu 2020 roku działacze Przedwiośnia wystosowali wniosek do prezydenta Torunia, żeby zorganizować warsztaty z edukacji antydyskryminacyjnej, antyprzemocowej i seksualnej prowadzone przez specjalistów we wszystkich szkołach ponadpodstawowych w Toruniu. Otrzymali krótką odpowiedź sprowadzającą się do tego, że warsztatów nie potrzeba, bo mamy Tydzień Tolerancji.

To za mało. 95,3 proc. uczennic i uczniów z Torunia w badaniu Przedwiośnia odpowiedziało, że nie brało udziału w zajęciach dotyczących mowy nienawiści lub dyskryminacji w swojej szkole. 20,8 proc. pytanych powiedziało, że ze względu na orientację i dyskryminację w szkole towarzyszyły im myśli samobójcze. To jest jedna piąta społeczności. Grono pedagogiczne nie jest przeszkolone do wspierania takich osób. Wierzę, że są nauczyciele i nauczycielki, którzy mają odpowiednią wrażliwość i starają się ją przekazać młodzieży. Problem w tym, że to w żaden sposób nie jest diagnozowane przez Urząd Miasta. Nie ma podmiotu, który monitorowałby problemy młodzieży doświadczającej dyskryminacji i formułował zalecenia w tym zakresie.

Tydzień Tolerancji od pięciu lat odbywa się w Toruniu każdego roku jesienią. Mieści się w nim szeroki zakres tematów – różne wyznania, narodowości, grupy wiekowe, niepełnosprawności. Gdzieś w tym jest miejsce na rozmowy o dyskryminacji osób LGBT+. Ale czy ten problem ma wystarczający wydźwięk?

– Trudno mi się do tego odnieść, bo nie śledziłem programu Tygodnia Tolerancji. Raz byłem na panelu dyskusyjnym, w którym gościem był mój znajomy. Niestety moderacja i cały panel były dalekie od moich praktyk i od tego, czego nauczyłem się w grupach niehierarchicznych i na zajęciach antydyskryminacyjnych. Ten konkretny panel był nastawiony na konfrontację „osoby homoseksualne kontra reszta świata”. Nie mówiono o potrzebach tych osób, a to najważniejsze.

Wcześniej wspomniałeś, że nie ma podmiotu, który monitorowałby dyskryminację. W sąsiedniej Bydgoszczy powołano Radę ds. Równego Traktowania. Mogłaby pełnić taką rolę?

– Wydaje mi się, że to w tym momencie jest najlepsze rozwiązanie. Taka rada obejmowałaby problemy każdej wykluczonej grupy. Tematy dotyczące kłirfobii w mieście muszą gdzieś trafiać. Rozumiem, że jest pandemia i nie ma teraz zasobów, żeby się tym zajmować. Ale w końcu przyjdzie ten moment i te sprawy nie mogą przepaść.

W magistracie powinny być osoby, do których placówki edukacyjne mogłyby zgłaszać np. brak personelu przeszkolonego do przeciwdziałania dyskryminacji.

Rada ds. Równego Traktowania mogłaby też opiniować uchwały rady miasta i sprawdzać, czy nie są dla nikogo wykluczające. Rada byłaby dobrą reprezentacją potrzeb naszej społeczności. Gdyby były w niej kompetentne osoby, wzbudzałyby zaufanie. W Toruniu mamy swoje organizacje, które w miarę możliwości udzielają wsparcia, ale działamy w oparciu o własne ograniczone zasoby. Na przykład w czasie pandemii w ramach oddolnej inicjatywy w grupie organizującej Marsz Równości w Toruniu zebraliśmy osoby z doświadczeniem psychologicznym i założyliśmy pocztową skrzynkę pomocową.

Osoby LGBT+ w jakiś sposób szczególnie mogły odczuć pandemię?

– Tak, np. przez kryzys ekonomiczny oraz przez praktyki związane z lockdownem. Część osób straciła pracę i nie miała innego wyboru niż powrót do swojego domu rodzinnego. Inne z kolei zostały zamknięte w domach, z dala od wzmacniającej je społeczności. Te osoby były skazane na życie z ludźmi, którzy nie do końca byli ich sojusznikami.

W takiej sytuacji przydałyby się hostele interwencyjne. Często się zdarza, że osoby kłirowe są zagrożone kryzysem bezdomności?

– Trudno to sprawdzić. Mówienie, że jeżeli coś nie jest powszechne, nie należy na to reagować, jest błędne. Świat powinien pomóc osobie potrzebującej wsparcia bez względu na to, czy jej problem dotyczy co drugiej osoby czy co dziesiątej. Nie wiem, jak jest z jego działalnością teraz, w pandemii, ale wiem, że hostel interwencyjny funkcjonuje w Warszawie. Zorganizowała go Lambda. Drugi powstał niedawno w Krakowie. To zależy od konkretnej placówki, ale zazwyczaj jest tak, że osoba nieheteronormatywna, która straciła dach nad głową, może zamieszkać w hostelu na dwa tygodnie i w tym czasie poszukać sobie nowego miejsca zamieszkania albo pracy. Dostaje tam też wsparcie psychologiczne.

Krakowski hostel nie udostępnia publicznie swojego adresu, bo osoby, które go prowadzą, boją się, że ktoś wpadnie tam i go zdemoluje.

Może dlatego w Polsce hostele interwencyjne dla osób LGBT+ są mało popularne. Przypuszczam też, że uzyskanie dofinansowania na takie miejsce może być problemem. Czy w Toruniu coś takiego by się przydało? Zapewne tak. Pamiętajmy, że w naszym regionie jest Rypin, który przegłosował homofobiczną Samorządową Kartę Praw Rodzin.

Mówiliśmy o edukacji i Urzędzie Miasta. A jak jest w Toruniu z dyskryminacją poza instytucjami, na ulicy?

– Docierają do mnie czasami historie związane z dużymi zgromadzeniami, na których osoby noszą tęczowe emblematy lub flagi. Najczęściej dochodzi do przemocy słownej. Zdarza się też przemoc fizyczna. Z tego, co pamiętam, po jednym z Marszów Równości doszło do szarpaniny w związku z jednym z banerów.

Mimo braku wsparcia z magistratu środowiska tęczowe są w Toruniu aktywne. Mógłbyś przypomnieć, kto w Toruniu działa na rzecz społeczności LGBT+?

– W styczniu Stowarzyszenie „Pracownia Różnorodności” utworzyło Toruńskie Tęczowe Centrum Wsparcia i Integracji im. Teofila Kosińskiego „Równik”. Zrobiła się z tego trochę tęczowa świetlica, w bardzo pozytywnym znaczeniu tego słowa. Jest tam szeroki program warsztatów, niekoniecznie związanych z działalnością równościową. SPR dostał też wcześniej dofinansowanie na pomoc psychologiczną dla osób dotkniętych wykluczeniem ze względu na orientację seksualną albo tożsamość płciową.

Udziela też pomocy prawnej. My jako Marsz Równości prowadzimy skrzynkę pocztową, na którą można napisać w trudnej sytuacji. Przed pandemią wspierała nas kawiarnia PERS, zwłaszcza w działaniach nastawionych bardziej na kulturę. Organizowaliśmy tam większość imprez towarzyszących podczas Marszu Równości, afterparty, drag queen show. W sąsiedniej Bydgoszczy dobre inicjatywy robi Stan Równości.

Miejskie instytucje kulturalne was wspierają czy raczej się boją?

– Mam świadomość tego, że jeżeli instytucje miejskie dostają pieniądze od Urzędu Miasta, który obecnie ma dość wyraźną politykę wobec osób LGBT+, mogą się bać wspierać nasze inicjatywy. Przypomina mi się od razu jedna sytuacja. Na hali widowiskowo-sportowej przy ul. Bema wyświetlane są reklamy, czasami nawet komunikaty typu „Halinka, przepraszam Cię”. Wymyśliliśmy, że chcemy tam wyświetlić zaproszenie na Marsz Równości. Wtedy zaczęła się niespodziewana batalia. Informacja na ich stronie internetowej nie precyzowała, jakie treści nie mogą być tam pokazywane. Odmówiono nam i w końcu się poddaliśmy.

Odmówiono wam też patronatu prezydenta Torunia nad Marszem Równości. Ile razy się o niego ubiegaliście?

– Na razie zorganizowaliśmy trzy marsze – w 2017, 2018 i 2019 roku. W zeszłym roku nie było marszu w związku z pandemią, w tym roku planujemy coś zorganizować, ale jeszcze ustalamy szczegóły. Za pierwszym razem staraliśmy się o patronat, wypisaliśmy porządny wniosek. Urząd Miasta nam odmówił i potem nie chcieliśmy już się w to bawić.

Odnosząc się w maju tego roku do kwestii patronatu nad Marszem Równości prezydent Zaleski powiedział: „Aktywność osób uczestniczących w życiu LGBTIQ jest aktywnością, która w pełni jest widoczna i znana, także publikacje medialne o tym mówią. Czy to z patronatem miejscowego organu wykonawczego gminy, czy bez tego patronatu te działania mają swój rytm, swój charakter i swoją efektywność”.

– Marsz Równości ma przede wszystkim wymiar symboliczny. Pokazuje, że widoczność osób LGBT+ w społeczeństwie jest ważna i na nią zasługują.

Patronat też ma wymiar symboliczny. To trochę gest opiekuńczości, trochę podanie ręki na przywitanie z pewną organizacją.

Pokazuje, że osoba rządząca miastem zaprasza wszystkich mieszkańców na daną inicjatywę, że uważa ją za słuszną i wartą uwagi. To taka „pieczęć jakości”. Dziękujemy, że prezydent zauważył, że zdobyliśmy już swój rozgłos, ale w mojej opinii nie o to chodzi. Nie chcemy w żaden sposób zdobywać swojego statusu dzięki patronatowi miasta.

Inny symboliczny gest to wywieszanie tęczowych flag. U nas były z tym problemy.

– W 2019 roku Stowarzyszenie Pracownia Różnorodności złożyło do Urzędu Miasta wniosek o zgodę na wywieszenie tęczowych flag z okazji Międzynarodowego Dnia Przeciw Homofobii, Transfobii i Bifobii. Reguluje to rozporządzenie dotyczące organizacji wydarzeń plenerowych w obrębie dróg wewnętrznych Starówki. SPR dostało zgodę i wywiesiło cały szpaler flag na Starym Mieście. Jak to zobaczyłem, myślałem, że się popłaczę. To było dla mnie prawdziwe wzruszenie. Zaraz po tym Wojciech Klabun, radny miasta z PiS, uznał, że ma problem z tymi flagami. Był oburzony, że sąsiadują z polską flagą, itd. Byłem zaskoczony reakcją prezydenta Torunia, który stanął w naszej obronie. Powiedział, że po pierwsze wywieszenie flag było zgodne z prawem, po drugie – zgodnie z Konstytucją RP – nie można odmawiać komukolwiek widoczności w przestrzeni miejskiej. W 2020 roku SPR znowu chciało wywiesić flagi. Tym razem nie mogło.

Dlaczego?

– Rozporządzenie, które to regulowało i funkcjonowało od 2016 roku, zmieniło się pod koniec 2019 roku. Miasto odpowiedziało, że nie można wywiesić flag, bo nie jest to wydarzenie o szczególnym znaczeniu historycznym albo kulturalnym.

Czerwiec to Pride Month, czyli miesiąc dumy. Rozmawialiśmy o tym, jak miasto mogłoby być bardziej sojusznicze dla tęczowej społeczności. A jak każdy z nas na co dzień może być i powinien być sojusznikiem dla osób LGBT+?

– Kiedyś byłem krytycznie nastawiony wobec środowisk tęczowych. Mówiłem, że to bezsensowne afiszowanie się. Zmieniłem podejście. Wydaje mi się, że bardzo pomaga uświadomienie sobie, że jesteś osobą uprzywilejowaną. Jeśli ktoś ma potrzebę rozmowy, ważne jest słuchanie i próba zrozumienia, ale niekoniecznie trzeba udzielać rad. Często ktoś po prostu ma potrzebę opowiedzieć o tym, co czuje. Droga osobo, jeżeli chcesz być sojusznicza wobec kłirowego środowiska, w Miesiącu Dumy spróbuj nas empatycznie i uważnie wysłuchać, nie potrzebujemy waszych rad, potrzebujemy waszej obecności, czułości i szacunku.

Kłir

Spolszczone angielskie „queer”, czyli dziwny, osobliwy. Pierwotnie słowo to w języku angielskim miało pejoratywne znaczenie, jednak pod koniec lat 80. to się zmieniło, dzięki celowemu pozbawianiu go negatywnego wydźwięku.

Obecnie kłir oznacza szeroko pojętą społeczność LGBT+, a więc – osoby homoseksualne (zamiennie: nieheteronormatywne), biseksualne, transpłciowe lub niebinarne.

Queer to też kierunek badań w socjologii, antropologii, psychologii, teorii kultury i krytyki literackiej podejmujących dyskusję nad seksualnością czy tożsamością płciową w odniesieniu do norm społecznych.

Oryginalne źródło: ZOBACZ
0
Udostępnij na fb
Udostępnij na twitter
Udostępnij na WhatsApp

Oryginalne źródło ZOBACZ

Subskrybuj
Powiadom o

Dodaj kanał RSS

Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS

Dodaj kanał RSS
0 komentarzy
Informacje zwrotne w treści
Wyświetl wszystkie komentarze
Poprzedni artykułWszystkie uchwały przepadły
Następny artykułPromień jedną nogą w IV lidze