Ta majestatyczna góra to najwyższy szczyt Afryki znajdujący się na wysokości 5895 m n.p.m. na terenie Tanzanii. Jej wierzchołek pokryty jest całorocznym śniegiem, ale według najnowszych doniesień za 20 lat pokrywa śnieżna może ulec całkowitemu roztopieniu. Na szczyt prowadzi sześć tras turystycznych o różnym stopniu trudności. Najpopularniejszy to szlak Marangu, mający też opinię najbardziej zatłoczonego. Nasza rozmówczyni – Katarzyna Mazurkiewicz prowadzi grupy trasą Machame – dłuższą, ale zdecydowanie bardziej malowniczą.
Marta Podleśna Nowak: Czy faktycznie na trasie słychać to słynne “pole, pole”?
Katarzyna Mazurkiewicz: Tak, przewodnicy tanzańscy są w tym świetni. To oni nadają rytm. Idą pierwsi i cały czas mówią “pole, pole”, czyli “powoli, powoli”. Należy słuchać lokalnych przewodników, oni wprowadzili setki osób na szczyt. Należy iść powoli, łapać aklimatyzację, wsłuchiwać się w swój organizm. Jak będziemy pędzić, możemy coś przegapić, jakiś ważny sygnał.
Kilimandżaro tak często jest na listach marzeń. Dlaczego dla niektórych to takie ważne?
Pierwszy raz, gdy weszłam na górę i zobaczyłam wschód słońca, poczułam niebywałe emocje. Ale emocje ludzi, którzy wchodzą ze mną są też niesamowite. Niektórzy idą na górę, bo skończyli 50 lub 60 lat. Ktoś rzucił pracę w korporacji, ktoś się rozstał ze swoją partnerką. I mają taką pewność, że jak już wejdą na to Kilimandżaro, jak popatrzą na tę całą Afrykę z góry i zejdą, to wszystko będzie inaczej. Często są duże oczekiwania i to wejście jest dla nich bardzo ważne.
A może ta góra to jakiś rodzaj przebudzenia?
Był chłopak 25-letni, którego historia mnie poruszyła. Zwierzył się, że przy jego skromnych zarobkach musiał oszczędzać pięć lat, by było go stać na tę wyprawę. To było jego wielkie marzenie. Pamiętam też Piotra, mężczyznę w średnim wieku, który miał zainstalowany rozrusznik serca. No i Piotr postanowił, że z tym rozrusznikiem wejdzie na Kilimandżaro. I wszedł. A potem natchnęło go to do zdobycia Korony Ziemi. Na tej górze poczuł tę moc, że może to osiągnąć. Tak oddziałuje na ludzi.
Niektórzy mówią, że wejście na Kilimandżaro jest jak wędrówka po Tatrach. Czy da się to porównać?
Technicznie trasa Machame nie jest trudniejsza niż przeciętne wędrówki w Tatrach, natomiast podstawowa różnica to wysokość i związana z nią aklimatyzacja. Trudny może być dzień wejścia na Kilimandżaro, jest on bardzo długi. Startuje się tuż po północy i przeciętnie wchodzi się ok. 6-7 godzin. Schodzi się natomiast aż 3000 metrów w dół, po to, by być jak najniżej na kolejnym noclegu. W Tatrach nie zdarza się, by chodzić non stop 12-14 godzin. I to jest największa trudność – długi wytrzymałościowo dzień wejścia i zejścia oraz wysokość.
Czy na Kili można wejść samodzielnie. Jaki to koszt?
Na szczyt nie możemy wejść indywidualnie. Opłata wynosi ok. 220-230 dolarów (860-900 zł) za każdy dzień trekkingu. Zwykle w koszt oprócz dość wysokich opłat za wstęp do parku narodowego wchodzi dojazd na miejsce trekkingowe, przewodnicy, tragarze, sprzęt biwakowy, mesa, czyli jadalnia oraz pełne wyżywienie wraz z 2-3 litrami wody pitnej na dobę. Nie ma na Kilimandżaro zwierząt jucznych. Jest ściśle określona liczba kilogramów dla tragarza – 20 kg + 5 kg swojego ekwipunku.
Niektóre biura robią programy z 4-dniowym trekkingiem na Mt Meru. Dopiero po takiej aklimatyzacji prowadzą grupy na 6-dniowy trekking na Dach Afryki. Czy to dobre rozwiązanie?
Tak, zdobywa się dzięki temu aklimatyzację, bo wchodzi się na wysokość 4600 m n.p.m. Można wejść, posiedzieć i organizm to już zapamiętuje, co później ułatwia wejście na Kilimandżaro. Po drugie uczestnicy mogą przećwiczyć nocne wejście. Bo to jest tak, że gdy himalaiści chodzą po górach to dla nich jest normalne, że idą spać o godz. 21:00. O 23:00 zaczynają gotować wodę na herbatę, a o 2 nad ranem idą w góry.
Przeciętny turysta nie jest do tego przyzwyczajony, więc wejście na Meru daje dobre przygotowanie. Uczy, jak to jest, gdy trzeba wstać w środku nocy, kiedy w ogóle nie myślimy, by się budzić. Jak się ubrać ciepło. To paradoks, bo jesteś w Afryce, gdzie wydaje się, że jest bardzo ciepło, a wchodząc na Meru miałam dwie pary spodni. Na Kilimandżaro nawet trzy pary spodni i trzy pary rękawiczek. Tam bywa minus 10 stopni, wieje wiatr i odczuwalna temperatura wówczas jest dużo niższa. Nigdy w życiu nie byłam w górach tak ciepło ubrana, jak wchodząc na Kilimandżaro.
Po powrocie z Meru ludzie już wiedzą, jak się spakować i czego się spodziewać. Po wschodzie słońca oczywiście zaczynamy się rozbierać, ale wiedza co wziąć i w jakiej kolejności to na siebie założyć jest cenna. Warto wziąć szturmżarcie, czyli batony energetyczne albo chałwę, która nie zamarza i mieć ją pod ręką. Nie będziemy mieli siły, by wydobywać ją z plecaka. I koniecznie gorącą herbatę w termosie. Meru ma więc podwójną rolę: akimatyzacyjno–ćwiczeniową.
Czy jest inna, bezpieczna wersja zdobycia szczytu, jeśli idzie się bez aklimatyzacji przez Mt Meru?
Kiedyś ktoś proponował mi pilotowanie z programem wejścia 6-dniowym i na to się nie zdecydowałam. Jeśli samo Kilimandżaro, bez aklimatyzacji na Meru, to lepiej w 7 dni. Nie krócej, bo jest to na granicy bezpieczeństwa. To jest za szybko.
Drugiej nocy śpi się już na 3850 m n.p.m. To już jest konkretna wysokość i trzecia noc jest też na podobnej wysokości (3950 m n.p.m). Między tymi biwakami wchodzi się na wysokość 4500 m. n.p.m., na przełęcz pod Lava Tower. Tam warto posiedzieć, pobyć trochę, by organizm dostał sygnał „produkuj więcej czerwonych krwinek” i wówczas dopiero zejść niżej. Ostatni nocleg przed wejściem na szczyt jest na wysokości 4650 m n.p.m.
Bezpieczne przy wchodzeniu na Kili jest to, że szybko można zejść w dół, gdy coś idzie nie tak. Dodatkowo na grupę 12-osobową oprócz głównego przewodnika idzie kilku jego pomocników, można poczuć się bezpiecznie. Gdy ktoś się źle czuje, to z taką osobą schodzi jeden z przewodników.
Problemem trekkingów wysokogórskich jest choroba wysokościowa. Ból głowy i bezsenność jest podobno normą. Jakie są kolejne etapy i który z nich to sygnał ostrzegawczy, by zawrócić?
Gdy pojawią się wymioty i trudności w oddychaniu to jest to kolejny objaw. Jeżeli zaobserwujemy apatię lub nadmierną euforię i zaburzenia koordynacji ruchów to znaczy, że jest źle. To jest ten moment, kiedy trzeba schodzić w dół. Jeżeli się tego nie zrobi może dojść do obrzęku płuc lub mózgu, co jest śmiertelnie niebezpieczne. Lepiej zejść i wrócić kolejny raz niż zrobić sobie krzywdę. Po to jest tour-leader czy lokalny przewodnik, żeby podjąć decyzję. To on ma doświadczenie z turystami na dużej wysokości i on decyduje, czy idziesz dalej.
Kilimandżaro spośród Korony Ziemi jest podobno najprostszą górą, nie ma większych trudności technicznych, nie trzeba się wspinać. Jak zadbać o przygotowanie kondycji przed taką wyprawą?
Jeżeli ktoś dużo chodzi po górach, to niech chodzi jeszcze więcej. Jeśli ktoś mało chodzi po górach, to niech sobie po tych górach pochodzi. Jeżeli nie ma czasu na góry, to konieczne jest wykonywanie ćwiczeń zwiększających pojemność płuc, poprawiających kondycję i zwiększających wytrzymałość organizmu. Zapomnieć trzeba o windzie.
Warto również udać się do lekarza i spytać, czy można w takie góry jechać. Szczególnie dotyczy to osób z nadciśnieniem, problemami z krążeniem, cukrzycą. Trzeba wiedzieć na przykład, że nie wolno brać leków antykoncepcyjnych, bo one zagęszczają krew. Powszechnie doradzany jest lek Diuramid, który pomaga w lepszej aklimatyzacji. Ale oczywiście to wszystko należy konsultować z lekarzem.
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl
Zgłoś naruszenie/Błąd
Oryginalne źródło ZOBACZ
Dodaj kanał RSS
Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS