A A+ A++

Mnożą się hipotezy, od jakiej prowokacji Rosja zacznie agresję na Ukrainę. Budują one wrażenie nieuchronności wojny i prawa Moskwy do ekspansji.

Do rozpoczęcia wojny Moskwa potrzebuje „casus belli”, czyli pretekstu. W strategii szantażu stosowanego wobec Ukrainy i Zachodu powodem dla ataku może być cokolwiek. Nawet najbardziej absurdalny pretekst. Musi jednak być spójny z dotychczasową narracją propagandową Kremla. Ta mówi głównie o możliwej agresji i prowokacji wobec Rosji ze strony…Ukrainy. Sprowokować Rosjan, wg. kremlowskich mediów i władz, może również Zachód, wspomagając Kijów, albo po prostu nie godząc się na rosyjski dyktat. Od dawna powtarzana jest również fałszywa teza prowokowaniu Rosji poprzez okrążanie jej przez NATO.

Inny wątek to pojawiające się coraz częściej informacje o utworzeniu przez Rosję marionetkowego rządu, który będzie uzurpował sobie prawo do władzy na Ukrainie i będzie rządził przy pomocy rosyjskich bagnetów.

Wersji „casus belli” pojawia się coraz więcej. Należy się spodziewać kolejnych, bo trwa rosyjska operacja psychologiczna. Odbywa się ona na wielu poziomach: dezinformacji wywiadowczej, mistyfikacji, przekonywaniu, że Rosja kontroluje w pełni sytuację i ma w gotowości ogromne siły. Ma ona przekonać Zachód i Kijów o nieuchronności wojny.

Prezydent Zełenski poprosił Ukraińców o spokój: trwa atak na ludzkie nerwy

Wojna w wyobraźni

Moskwa znacznie bardziej konkretnie i z obrazowym realizmem rysuje w ten sposób koszty, jakie wiązałyby się z nieprzyjęciem jej warunków. Wojna, okupacja części, lub nawet całej Ukrainy lepiej przemawia do wyobraźni niż mgliste i mało spójne zapowiedzi zachodnich sankcji, czy lokowania natowskich wojsk w Europie Środkowej. Chyba najpoważniejszym argumentem Zachodu są trwające dostawy uzbrojenia dla ukraińskiej armii. Wizja płonących rosyjskich czołgów jest konkretna i przemawiająca do wyobraźni.

Wojna na szczęście na razie toczy się tylko w wyobraźni. Stąd wersje uprawdopodobniające inwazję będą się mnożyć. W tej swoistej rozgrywce chodzi o to, kto pierwszy się podda, kto stchórzy. Być może jedna z tych katastroficznych wizji się spełni, choć wojskowi dobrze wiedzą, że wszelkie strategie i najlepsze nawet plany najczęściej upadają po pierwszym wystrzale. Wtedy nie ma już odwrotu. Dziś jednak trwa pojedynek na spekulacje i domysły.

Głównodowodzący ukraińskich Operacji Zjednoczonych Sił Ołeksandr Pawluk w rozmowie z brytyjskim The Sunday Times potwierdził, że największe ryzyko rozpoczęcia rosyjskiej operacji wojskowej przeciw Ukrainie nastąpi po 20 lutego. Z uwagi na kończące się w tym czasie igrzyska olimpijskie w Pekinie. Zdaniem Pawluka możliwy jest atak z kilku kierunków w celu zajęcia wschodniej Ukrainy. Najbardziej realistyczne jest rozpoczęcie działań zaczepnych w Donbasie.

Biorąc pod uwagę, że Putin zaszedł już tak daleko w budowaniu napięcia i szantażowaniu za pomocą zgromadzonych wojsk, zwykłe cofnięcie się nie wchodzi w grę. Bo byłoby utratą twarzy i rujnowałoby wiarygodność podobnego zastraszania w przyszłości. Należy rzeczywiście przygotować się na możliwość starć. Jednak głównie wokół Donbasu i południowo-wschodniej Ukrainy. A także serii ataków dywersyjnych na całej Ukrainie. Każde takie zdarzenie może być obudowane potężną narracją propagandową przekonującą, że lada chwila Ukraina upadnie.

Mer Kijowa w dzienniku Bild: Niemcy zdradzają swoich przyjaciół w dramatycznej sytuacji

Przegląd prowokacji

Po to właśnie obecnie Rosjanie mnożą scenariusze ataku i opowieści o tym, co może być przyczyną wojny. Rosyjski minister obrony Siergiej Szojgu 21 grudnia ubiegłego roku mówił, że Ukraina wspólnie z USA może spreparować katastrofę technologiczną w separatystycznym Donbasie. Zdaniem rosyjskiego ministra prowokację mieli przeprowadzić amerykańscy najemnicy w rejonie Awdiejewki i Krasnego Limanu. Nic dziwnego, że kiedy napięcie związane z rosyjskim zagrożeniem wojną rosło, a 14 stycznia doszło do incydentu w zakładzie w Horłowce, Kijów podniósł alarm. W tym dniu z dostarczonych przez rosyjską armię beczek z chemikaliami wyciekły nieznane substancje. Ukraińskie służby alarmowały, że to może być początek rosyjskiej prowokacji w celu obwinienia Kijowa o atak na tzw. Doniecką Republikę Ludową.

Inne, potencjalnie ryzykowne miejsce znajduje się na południowo-zachodnim krańcu Ukrainy. Dziesięć dni temu ukraiński wywiad wojskowy (GUR) informował, że w sztabie wojsk naddniestrzańskich separatystów odbyło się zebranie, na którym omawiano ukraińską prowokację w rejonie miejscowości Kołbasna. Znajdują się tam magazyny uzbrojenia Naddniestrza i rosyjskiego zgrupowania wojsk w tej separatystycznej republice. Również w tym przypadku Moskwa obwiniłaby Ukraińców o np. wysadzenie magazynów.

Wachlarz możliwości czysto militarnej prowokacji jest tutaj bardzo szeroki. Może to być dowolna eksplozja, bądź atak w Donbasie, Naddniestrzu, na granicy z anektowanym Krymem, czy nawet z Białorusią. Kremlowski aparat propagandowy od tygodni przekonuje Rosjan, że do takiej prowokacji dojdzie i, że Kijów na sto procent ją przygotowuje. Mnożone są tutaj najrozmaitsze teorie. Od takiej, że Ukraina chce odbić separatystyczny Donbas, po taką, że wojna jest wygodna dla ukraińskich władz, gdyż te są w kryzysie i nie mają innego sposobu na odbudowę swojej popularności. Pojawia się też spiskowa teoria „globalna”: do wojny pcha Ukrainę Zachód, by osłabić Rosję. Wariacji na ten temat jest wiele, ale kluczowe jest budowanie wrażenia nieuchronności wojny i to z winy Kijowa.

Białoruś. Granica z Ukrainą pod szczególną ochroną

Niezależność prowokuje

Prowokacja może mieć nie tylko czysto militarny charakter. Może być to rozwiązanie polityczne. Np. zasugerowany ostatnio przez brytyjskie i amerykańskie media rosyjski projekt powołania nowej ukraińskiej władzy pod kuratelą Moskwy. Takie rozwiązania nie są przecież nowe w historii rosyjskiej ekspansji – alternatywne, lojalne wobec siebie ośrodki władzy tworzyli u sąsiadów zarówno carowie, jak i bolszewicy. By potem wspierając je militarnie przejąć cały kraj. Również tu mnożą się różne warianty. Np. że Rosjanie mieliby zająć Kijów. Albo Charków, czy inne miasto na wschodzie Ukrainy i tak ustanowić „prawdziwy” rząd. Mogą to zrobić nawet w Doniecku i stamtąd uzurpować sobie prawo do całej Ukrainy. Zachodnie media wymieniały konkretne nazwiska: Jewhena Murajewa, prorosyjskiego polityka i magnata medialnego, czy polityków byłej ekipy Wiktora Janukowycza: Andrija Klujewa, Wołodymyra Siwkowycza, czy byłego premiera Mykołę Azarowa.

Dla większości Ukraińców są to politycy skompromitowani (Azarow, czy Siwkowycz uciekli w 2014 r. do Rosji i tam przebywają). Lub mają słabe poparcie. Opozycyjna Platforma Za Życie – największa prorosyjska partia ma w sondażach 10-11 proc.. Partia Murajewa i on sam mogą liczyć na 5-6 proc. poparcia. Nie o poparcie Moskwie jednak chodzi, a o lojalność. Kilka procent i jakaś tam rozpoznawalność mogą wystarczyć, by zbudować alternatywny ośrodek władzy, który będzie sobie uzurpował prawo do Ukrainy. Nie jest możliwe by taki ośrodek realnie rządził nawet za pomocą rosyjskich bagnetów. Może jednak budować podziały, osłabiać Ukrainę. Być może właśnie ten scenariusz jest najgroźniejszą z rosyjskich prowokacji. Tyle, że to plan nie na najbliższe tygodnie, a na miesiące i lata. Wymagał będzie zbudowania na Ukrainie silnej polaryzacji i miejsca dla kolejnego polityka-mesjasza, który obieca pokój, a Moskwie da kontrolę nad Ukrainą. Ze wszystkich prowokacji, którymi straszy Kreml, najstraszniejszą dla niego jest bowiem samo istnienie niezależnej Ukrainy.

Amerykańska broń dla Ukrainy, zdj.: Ołeksij Reznikow/Twitter

Kolejna dostawa broni z USA na Ukrainę

Michał Kacewicz/belsat.eu

Inne teksty autora w dziale Opinie

Oryginalne źródło: ZOBACZ
0
Udostępnij na fb
Udostępnij na twitter
Udostępnij na WhatsApp

Oryginalne źródło ZOBACZ

Subskrybuj
Powiadom o

Dodaj kanał RSS

Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS

Dodaj kanał RSS
0 komentarzy
Informacje zwrotne w treści
Wyświetl wszystkie komentarze
Poprzedni artykułMożemy pomóc Angelice wygrać z rakiem!
Następny artykułCzy kierowcę GOPS można zatrudnić na część etatu