A A+ A++

– To kwestia dwóch tygodni. Teraz nie ma Sejmu. Projekt powinien w tym czasie trafić do izby. Zostanie opublikowany i będziemy dyskutowali o szczegółach. Do Sejmu trafi zgodnie z kolejką ustaw. Pewnie będzie to jeszcze w listopadzie – mówi Terlecki i dodaje, że jest to kwestia większej reformy, a nie samej likwidacji Izby. I tu właśnie jest problem. Solidarna Polska wciąż nie zgadza się na ustąpienie Komisji Europejskiej. Stąd kolejne próby pogodzenia żądań komisji i wewnętrznych partyjnych interesów. Czyli klasyczne – panu Bogu świeczkę i diabłu ogarek.

– Nie mówimy o ustawie, która ma tylko zlikwidować Izbę Dyscyplinarną – stwierdził wicerzecznik PiS Radosław Fogiel w TVN24. – Mówimy o ciągu dalszym całościowej reformy wymiaru sprawiedliwości. My możemy teraz dzielić włos na czworo i rozmawiać o ID w takim czy innym kształcie. Tylko kwestia jest zupełnie inna i ten cały spór toczy się o coś innego. O to, czy wymiar sprawiedliwości kraju członkowskiego jest w kompetencjach tego kraju członkowskiego. Izba Dyscyplinarna jest tylko drobnym fragmentem w tej dyskusji – przekonywał Fogiel. – Ona nie będzie zlikwidowana dlatego, że życzy sobie tego TSUE, tylko będzie zlikwidowana w ramach całościowej reformy wymiaru sprawiedliwości, która ta reforma musi również wprowadzać zapisy dyscyplinarne. Ja wiem, że są w Polsce środowiska, które by chciały, żeby sędziowie byli wyjęci w ogóle spod odpowiedzialności dyscyplinarnej, to się nie zdarzy.

Ziobro kontra Kaczyński

Wbrew pozorom Zbigniew Ziobro nie jest w idealnej sytuacji negocjacyjnej. Politycy PiS włączyli swoją wersję wydarzeń do narracji o Izbie Dyscyplinarnej. Teraz wszystkie zmiany to część reformy sądownictwa, a jak wiadomo reforma jest autorstwa Zbigniewa Ziobry.

– To będzie ustępstwo Zbyszka (Ziobry), a nie nasze – mówią złośliwie politycy PiS, ale od razu dodają, że cała ta historia to wina ministra sprawiedliwości i niech teraz sobie sam z tym radzi.

W PiS-ie jest spora grupa posłów, którzy uważają, że cała reforma sądownictwa to największa porażka ostatnich sześciu lat, a odpowiada za nią właśnie Ziobro.

– Nic nie działa. Ludzie to widzą i nie rozumieją odkładania reformy. Miało być lepiej, a w sądach wciąż się czeka latami – denerwują się politycy PiS. – Ale przecież reforma jest gotowa od miesięcy, tylko nie było politycznej woli przeprowadzenia jej przez Sejm – odpowiadają ich koledzy ze stajni Ziobry.

To prawda i nieprawda. Rzeczywiście Ziobro złożył projekty reformy na biurku prezesa PiS prawie półtora roku temu. Ale od początku wiedział, że jego pomysły nie znalazły akceptacji Jarosława Kaczyńskiego. Z dwóch powodów. Pierwszy jest oczywisty i polityczny. Kaczyński nie potrzebuje sukcesu Ziobry. Im silniejsza Solidarna Polska, tym gorzej dla PiS. Już teraz Ziobro ma za dużo szabel, żeby go ignorować. Jeśli jeszcze się wzmocni, to może realnie zagrozić prezesowi PiS a na pewno premierowi Morawieckiemu.

– Ziobro nie porzucił planów o sukcesji, chce być liderem całej prawej strony – słyszymy w PiS.

Dlatego naciskał na prezesa, żeby ten dał zielone światło na reformę sądów. Musi mieć sukces, a na razie nie ma się czym pochwalić. Jednak kiedy prezes już zgodził się na pchnięcie spraw do przodu, okazało się, że chciałby, by zmiany proponowane przez Ziobrę były zdecydowanie dalej idące. Przekształcenie Izby Dyscyplinarnej i – o czym pisała „Rzeczpospolita” – okrojenie Sądu Najwyższego do dwóch izb to właśnie efekt negocjacji między prezesem PiS a ministrem sprawiedliwości.

– Będzie o to awantura nie tylko z sędziami – mówi polityk Zjednoczonej Prawicy. – Przecież to oznacza, że wykorzystując zmianę ustroju sądu, będzie można część sędziów Sądu Najwyższego przenieść do innych sądów. Dostaną propozycje do okręgowych czy tych regionalnych. Pani myśli, że wszyscy się na to zgodzą? To jest nie tylko walenie młotkiem w łeb tych sędziów, ale wbijanie jeszcze gwoździa.

Jednak gros polityków PiS uważa, że rozliczenie z sędziami przyniesie partii polityczne korzyści. Trzeba tylko tak to rozegrać, żeby zarobił PiS, a nie Solidarna Polska.

STOP segregacji sanitarnej

Projekt ustawy „Stop segregacji sanitarnej” jeszcze nie był rozpatrywany przez Sejm, a już widać, że sprawi PiS-owi bardzo dużo problemów. Projekt złożyli konfederaci w czerwcu.

W piątek chcieli, żeby Sejm zajął się projektem, ale posłowie wniosek odrzucili. Ale – i to jest dla partii rządzącej bardzo znaczące – 13 posłów PiS było za, 9 się wstrzymało i 9 nie wzięło udziału w głosowaniu. Za projektem Konfederacji opowiedzieli się politycy Solidarnej Polski ze Zbigniewem Ziobro na czele. Czołowi politycy formacji też byli za albo wstrzymali się. Kilku posłów PiS było na sali i brało udział w głosowaniach, ale akurat nie w tym. Tak samo zachowało się 3 posłów Kukiza. W sumie 30 posłów z klubu PiS zamanifestowało, że nie zgadza się z linią partii w tej sprawie.

Projekt zaczyna się od artykułu mówiącego, że „nikt nie może być dyskryminowany w życiu politycznym, społecznym lub gospodarczym ze względu na zaszczepienie lub niezaszczepienie się przeciwko COVID-19” i „zakazuje się wprowadzania wymogu ujawniania informacji o zaszczepieniu lub niezaszczepieniu się przeciwko COVID-19, w celu udziału w jakichkolwiek wydarzeniach kulturalnych, sportowych, edukacyjnych itp., a także uzyskania możliwości wejścia do budynków użyteczności publicznej lub zakupu usług”.

Dalej autorzy piszą też o zmianach w Kodeksie Pracy, które nie pozwalałyby na inne traktowanie pracowników ze względu na ich stosunek do szczepień na Covid-19. I tutaj dochodzimy do problemu PiS. Minister zdrowia Adam Niedzielski od paru tygodni forsuje projekt ustawy, który pozwoliłby pracodawcy sprawdzać, który z jego pracowników jest zaszczepiony i uzależniać tryb pracy od certyfikatu szczepienia. Niektórzy politycy Solidarnej Polski po takim postawieniu sprawy mówią wprost: Niedzielski do dymisji. Pytany w Polsat News minister zdrowia odniósł się do opinii posłanki Anny Siarkowskiej, która jest jedną z najbardziej zaangażowanych w sprawę polityczek.

– W tym wypadku mamy do czynienia z takim poziomem nieracjonalności, zacofania czy zabobonu, że można powiedzieć, że to nie przystaje wykształconemu człowiekowi – oburzał się Adam Niedzielski.

Ale problem jest. Po pierwsze minister zdrowia ogłosił, że ma poparcie opozycji, a opozycja nic nie słyszała o tym, żeby udzieliła poparcia. Wszystkie partie opozycyjne są zaskoczone, bo nikt z projektem do nich nie przyszedł. Co nie zmienia faktu, że i Lewica, i Koalicja Obywatelska uważają, że pomysł jest dobry. Ale zastanawiają się też, czy ułatwiać PiS-owi życie, wobec tak ewidentnych problemów wewnątrz rządzącej koalicji.

PiS zdaje sobie sprawę z tego, że pomysł ministra Niedzielskiego może podzielić los słynnej „5 dla zwierząt”, bo już przebąkuje, że projekt trafi do sejmu jako poselski, a nie rządowy. Przede wszystkim po to, żeby uniknąć konsultacji wewnątrz rządu, a co za tym idzie: pisemnych opinii ministrów niechętnych projektowi. Po drugie po to, żeby nie było problemu, że część klubu PiS głosuje w Sejmie przeciwko rządowemu przedłożeniu.

Prezes Jarosław Kaczyński w zeszłym tygodniu z pewną ulgą przekonywał, że wszelkie zawirowania wywołane najpierw przez Gowina, a potem przez jego odejście koalicja ma już za sobą. Nie ma i nie będzie miała.

Czytaj też: PiS traci nadzieję na wygraną. „Kaczyński boi się, że pójdzie siedzieć”

Oryginalne źródło: ZOBACZ
0
Udostępnij na fb
Udostępnij na twitter
Udostępnij na WhatsApp

Oryginalne źródło ZOBACZ

Subskrybuj
Powiadom o

Dodaj kanał RSS

Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS

Dodaj kanał RSS
0 komentarzy
Informacje zwrotne w treści
Wyświetl wszystkie komentarze
Poprzedni artykułŻulczyk zaproponował kompromis z antyszczepionkowcami. Porównał ich do alkoholików
Następny artykułJanda, Gąsowski, Łukaszewicz, Śleszyńska. Lada chwila zaczną się 37. Gorzowskie Spotkania Teatralne