ZAKOPANE. – To jest czas odległy, bo sprzed I wojny światowej, przez co też trochę zapomniana – mówi o postaci Praussa dr. Marcin Warcholski, którego wykład i prezentacja poprzedziły odsłonięcie pamiątkowej tablicy. W uroczystości udział wzięła wnuczka uhonorowanego mieszkańca Zakopanego – Zofia Romaszewska.
– Musimy wspomnieć, że pomagał przy tworzeniu Muzeum Tatrzańskiego, budowy chociażby tego gmachu, w którym teraz jesteśmy. Zaangażowanych było też wiele innych postaci, być może dlatego troszeczkę nam ta postać jest mniej znana. – mówił doktor Marcin Warcholski, kierownik działu przyrodniczego muzeum Tatrzańskiego imienia doktora Tytusa Chałubińskiego w Zakopanem. – Dzięki panu Praussowi naukowcy mogli liczyć na noclegi. Naukowcy, którzy przyjeżdżali pod Tatry w celach naukowych mieli tu skromne pokoje. Lobbował za powstaniem pracowni w piwnicach, w tym sejsmografu. W latach 20 zaczęto rozmyślać nad upaństwowieniem muzeum. Ksawery nie był tego zwolennikiem. Był zdania, że muzeum powinno być tworzone przez społeczeństwo. Wiązało to się z trudnościami finansowymi. Był ofiarodawca swoich zbiorów etnograficznych. Stworzył szkole. Miała ona kształcić chore dzieci z innych zaborów. Stworzył koedukacyjna szkole. Szkoła nie przetrwała długo bo pisano wiele donosów. W 1911 roku było 9-ciu uczniów, a rok później już 80-ciu – opowiadał doktor o działalności Ksawerego Praussa.
W uroczystościach udział wzięła także wnuczka Ksawerego Praussa, która podczas spotkania opowiedziała kilka ciekawostek z życia dziadka. – W wieku 12 lat został sierotą. W więzieniu zachorował na gruźlicę. Udało się wyciągnąć go, po czym uciekł do Galicji, do Zakopanego. Był bardzo dobrze wykształcony. Uważał, że wszyscy powinni się kształcić, a wiedzą służyć krajowi. Był człowiekiem bezwyznaniowym, co w tamtych czasach było źle postrzegane. W założonej szkole była religia, bo był bardzo tolerancyjny. Kiedy moja mama miała iść na religie i do komunii, to dziadek powiedział nie. Dziadek powiedział, że jak będzie dorosła, to sama wybierze. Ksiądz odpowiedział, że żeby można było coś wybrać, to najpierw trzeba coś poznać. Po tym dziadek pozwolił chodzić na religie – wspomina rodzinne historie Zofia Romaszewska.
Ksawery Prauss jako minister oświaty zrewolucjonizował szkolnictwo, mimo że ministrem był zaledwie dwa miesiące. – Przed ustąpieniem wydał dekret o stabilizacji i wynagradzaniu nauczycieli. Wprowadził obowiązek 7 lat nauki i istnieje szkół powszechnych. Nauczyciele uzyskali status urzędnika państwowego, co wiązało się wówczas z wieloma przywilejami – opowiada Zofia Romaszewska.
Przypomniano także ciekawostkę, która miała miejsce w szkole stworzonej przez Praussa. – Dziadek był bardzo cierpliwy. Siedział kiedyś przy norze borsuka, którego złapał i oswoił. Zwierze przebywało w szkole, a na zajęciach pokazywało zęby. Został zabity przez nastolatka, jednego z uczniów, bo luźno chodził po szkole. Później został wypchany i służył jako eksponat – wspominała wnuczka Praussa.
Ksawery Prauss zmarł w grudniu 1925 roku we włoskim miasteczku Arco. Chorował na gruźlicę. – Odwiedziłam to miasteczko. Jest to upadający ośrodek uzdrowiskowy w północnych Alpach. Odwiedziłam, bo chciałam zobaczyć, na co dziadek patrzył umierając – mówiła Zofia Romaszewska.
ms/ zdj. Marcin Szkodziński
Zgłoś naruszenie/Błąd
Oryginalne źródło ZOBACZ
Dodaj kanał RSS
Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS