A A+ A++

– Na całym świecie ratuje się drzewa, dba o klimat. A u nas co? Rżnie się je bez opamiętania – te słowa Stanisława Paczkowska niemal wykrzykuje w naszej redakcji.

Jest sierpień 2019 roku, a ona właśnie dowiaduje się, że w Dębicy planowane są kolejne wycinki.

– Dlaczego burmistrz Londynu nie pozwala na masowe wycinki? Oni miliony funtów zaoszczędzili na chłodzeniu, bo temperatura w mieście jest dużo niższa, jeśli są drzewa. Czy to nie dociera do nikogo, że drzewo chłodzi? – pyta.

Najbardziej drażni ją, że urzędnicy chcą pozbyć się kilkudziesięcioletnich drzew z centrum miasta tylko po to, by zyskać kilka dodatkowych miejsc parkingowych. Ona jednak nie zamierza siedzieć bezczynnie. Szczególnie że w tym samym czasie w mieście pod piłami pada ponad 500 innych drzew. Pisze petycję do burmistrza w sprawie zaprzestania masowej wycinki i zaczyna zbierać podpisy pod nią. Najpierw między sąsiadami, później bliższymi i dalszymi znajomymi. W sumie pod dokumentem z żądaniem podjęcia przez władze działań mających na celu zatrzymanie wycinki, podpisuje się ponad 500 osób. Z takim poparciem może już próbować wpłynąć na władze miasta. Składa więc pismo w Ratuszu i czeka. Nie spodziewa się, że odpowiedź dotrze do niej dopiero po trzech miesiącach.

– To jest kpina i lekceważenie wszystkich osób, które się pod tą petycją podpisały – stwierdza, mając na myśli nie tylko czas, który był potrzebny urzędnikom na przygotowanie pisma, ale i jego treść.

Czyta w nim, że na terenie miasta nie odbywa się żadna masowa wycinka, a drzewa usuwane są w związku z prowadzonymi inwestycjami, lub z uwagi na ich zły stan. Ponadto urzędnicy przekonują, że każda wycinka prowadzona jest zgodnie z przepisami i po oględzinach drzewa. Wyliczają też, ile w ostatnich latach na terenie miasta wykonanych zostało nasadzeń drzew i krzewów.

– Ja tych nasadzeń nie widzę. Widzę za to jak kolejne drzewa znikają z krajobrazu miasta. A że pod inwestycje? No to widocznie dla naszych władz to wszystko jest ważniejsze niż zdrowie ludzi – komentuje.

Mimo tego się nie poddaje i problemem próbuje zainteresować miejskich i powiatowych radnych.

Liczyła na radnych i parlamentarzystki

Mateusz Cebula, ówczesny przewodniczący Rady Miejskiej, zgadza się z jej argumentami, był zresztą jedną z osób, które podpisały się pod petycją, ale niewiele z tego wynika.

– Podczas sesji zgłaszałem wiele wniosków związanych z ochroną środowiska, ale zazwyczaj były one później odkładane ad acta – stwierdza.

Podobnie jest zresztą w powiecie. Radny Krzysztof Lipczyński dopytuje, ile decyzji dotyczących wycinki na terenie miasta wydało starostwo i czy wydając decyzję, urzędnicy zastrzegali w dokumentach wymaganą liczbę nasadzeń. Odpowiedź ma dostać na piśmie, ale starosta zapewnia, że wszystko dzieje się zgodnie z przepisami. Jednak i on przyznaje, że drzew w mieście ubywa w zastraszającym tempie. Na tym jednak kończy się zainteresowanie powiatu miejskim drzewostanem.

Stanisława Paczkowska wydeptuje jednak kolejne ścieżki, skargę na miasto chce złożyć w Parlamencie Europejskim. Udaje się jej spotkać z posłanką Krystyną Skowrońską i europosłanką Elżbietą Łukacijewską. Obie radzą jej, by pismo najpierw skierowała do Ministerstwa Klimatu. Łukacijewska o pomoc kobiecie prosi nawet lokalnych przedstawicieli partii, którą reprezentuje. Jednak po pierwszych deklaracjach kontakt z nimi szybko się urywa.

Brak wsparcia nieco podcina skrzydła dębickiej działaczce, ale ich nie łamie. Wciąż reaguje, gdy widzi, że piły idą w ruch, a drzewom dzieje się krzywda. Robi zdjęcia, dzwoni do naszej redakcji, informując o wycinkach i prosząc o interwencję w tej sprawie.

Dendrologa na miejscu nie był

Nie inaczej jest z początkiem sierpnia. Tym razem chodzi o zdrową, jak uważa wierzbę, która ścięta została w okresie lęgowym. Stanisława Paczkowska jest przekonana, że zostało to zrobione nie tylko bez konsultacji z ornitologiem, ale i dendrologiem. To drugie potwierdza Tomasz Sędłak z Wydziału Infrastruktury Urzędu Miejskiego w Dębicy. Wyjaśnia, że decyzja o wycięciu podyktowana była względami bezpieczeństwa. Twierdzi, że wierzba była spróchniała w środku i odpadały od niej łamiące się konary. Pozwolenie na jej wycięcie wydane zostało przez Starostwo Powiatowe po komisyjnych oględzinach. Została też wykonana dokumentacja fotograficzna, na której widać próchno. Jednak bez opinii dendrologa nie wiadomo, czy drzewa nie udałoby się uratować. Kobieta była nawet w tej sprawie w Prokuraturze Rejonowej i Urzędzie Miejskim.

Sama mieszka wśród kwiatów

Ze Stanisławą Paczkowską po raz kolejny spotykamy się kilka dni temu. Zanim pójdziemy na ul. Batorego, gdzie pokaże mi drzewko, które zasadzone zostało w miejscu wyciętej wierzby, chwilę rozmawiamy w jej mieszkaniu. W salonie, w którym mnie przyjmuje, pełno jest kwiatów. Stoją na parapetach, szafkach, a nawet na ławie, na której gospodyni stawia również herbatę i słoik z pigwą. Zwraca mi uwagę, że zbyt szybko dodaję ją do herbaty, bo powinienem poczekać aż przestygnie, by pigwa nie straciła swych wartości. Nie mogę się jednak powstrzymać, bo ta nie tylko pachnie, ale i smakuje wyśmienicie.

Gdy rozmawiamy, pani Stanisława co rusz zerka w stronę balkonu. Nie tylko dlatego, że i tam pełno jest kwiatów, ale przede wszystkim na ptaki, które co rusz przylatują, by poczęstować się wyłożonymi przez właścicielkę mieszkania rozdrobnionymi orzechami.

– Ja tu mam takie piękne towarzystwo – dzięcioły, kowaliki. Piękne ptaki – zachwyca się.

Drzewa zacieniają,a na balkon lecą liście.

Gdy ptaki odlatują już najedzone, pani Stanisława wraca do tematu i opowiada o miastach, które zupełnie inaczej traktują drzewa. Wymienia Wrocław, Stargard Szczeciński czy Szczecin.

– Ale co ja daleko szukam! Mielec! Proszę pana, byłam w ciężkim szoku. Miasto zadecydowało, że ławeczki są tam, gdzie są drzewa. Jest ławeczka, jest kosz i są drzewa. I może pan w te upały usiąść, a u nas gdzie pan usiądzie? – pyta.

Dodaje, że w Dębicy najbardziej boli ją to, że urzędnicy nie słuchają, co mieszkańcy mają do powiedzenia. Zastanawia się również, czy w Ratuszu jest choć jedna osoba, która ma wykształcenie biologiczne i  wie, co daje drzewo liściaste.

– Ile nam daje sosna? Ile wydaje dąb czy buk tlenu? Mnie się to w głowie nie może pomieścić, że nikt nie zwraca na to uwagi – mówi.

Razi ją też fakt, że wielu ludzi, których spotyka, kompletnie nie interesują sprawy klimatu i ochrony środowiska. Wspomina, że kiedy zbierała podpisy przeciwko wycince
drzew od jednej z pań usłyszała, że ona tej petycji nie podpisze, bo jej na drzewach nie zależy, a chce, żeby drogi remontować. Inni twierdzili, że drzewa im zacieniają mieszkania, a jeszcze inni narzekali na liście, które lecą na balkony. Komfort okazywał się więc ważniejszy niż środowisko, w którym żyją.

– W ten sam sposób myśli urząd. Ale proszę pana to nie urząd miasta rządzi w Dębicy, tylko ludzie. I powinni ludzi pytać, co myślą na temat drzew, przyrody. Przecież jakby nie patrzeć z przyrody człowiek powstał – przekonuje.

Gdyby to od niej zależało to zakaz wycinki wprowadziłaby nawet na prywatnych posesjach. A to dlatego, jak przekonuje, że ludzie coraz częściej pozbywają się tlenodajnych drzew, na rzecz posiadających właściwości trujące tui.

– Ja tylko pragnę, żeby przestać rżnąć te drzewa, bo się przecież podusimy. Są takie anomalie pogodowe, zresztą nieciężko było je u nas zobaczyć. To jakieś tornado musiało przejść przez tę Dębicę. Ale wszystkiemu jest człowiek winny – zauważa, wspominając nawałnicę, która z końcem sierpnia nawiedziła miasto i połamała kilkaset drzew.

Przeczytaj również: Drzewo Pendereckiego już rośnie przy Kościuszki (zdjęcia i film)

Autor: Tomasz Ratuszniak

Oryginalne źródło: ZOBACZ
0
Udostępnij na fb
Udostępnij na twitter
Udostępnij na WhatsApp

Oryginalne źródło ZOBACZ

Subskrybuj
Powiadom o

Dodaj kanał RSS

Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS

Dodaj kanał RSS
0 komentarzy
Informacje zwrotne w treści
Wyświetl wszystkie komentarze
Poprzedni artykułPODKARPACIE. Stypendia dla studentów medycyny. Ruszył nabór!
Następny artykułDo Dino po paliwo? Sieć przymierza się do własnych stacji benzynowych