Rosół, a właściwie – rozsół (od rozsol), to zupa licząca sobie wieki tradycji. Przez nas, Polaków, szczególnie kochana i ceniona, czego wyrazem jest serwowanie jej w niedzielę, czyli w dniu celebrowania domowego posiłku z bliskimi.
Choć przez wieki rosół przeszedł długą drogę, to dziś wiemy, że podstawą dobrego rosołu jest mięso z kury oraz klasyka jarzyn, zwana włoszczyzną. Do tego kropka nad i, czyli cebula, pieczołowicie opalana nad palnikiem, niedostępna dla posiadaczy indukcji i kuchni elektrycznych.
Po co ta cebula? Większość powie, że dla smaku. Owszem – spalona cebula to niesamowity aromat, zdecydowanie dymny, jesienny i intensywny. Mało kto jednak wie, że cebula dodawana jest także po to, by rosół pozostał klarowny. To nie wszystko. Jest jeszcze jeden aspekt – to cebula nadaje zupie pięknego, złocistego koloru. Pod jednym warunkiem.
By rosół był złoty i apetyczny, cebula koniecznie musi pozostać w łupinie. Obieramy tylko wierzchnią warstwę, która może być zanieczyszczona, resztę pozostawiamy. Im więcej łupinek wyląduje w zupie, tym bardziej złocisty będzie jej kolor.
Następnie cebulę kroimy na dwie równe połówki i każdą nabijamy na widelec, który opieramy o odpalony palnik. Można również włożyć cebulę do piekarnika – 220 stopni i włączona funkcja grill powinny wystarczyć, by dodatek do rosołu stał się lekko przypalony. Dla tych, którzy się spieszą bądź nie chcą włączać piekarnika dla jednej cebuli, również mamy rozwiązanie – można ją usmażyć na suchej patelni.
Taką przypieczoną cebulę dodajemy do rosołu – mniej więcej w połowie gotowania wywaru. Należy pamiętać, by po ugotowaniu zupy cebulę z niej wyjąć i wyrzucić – jej czas dobiegł końca i raczej nikt nie chciałby trafić na wygotowaną cebulę na talerzu
Zgłoś naruszenie/Błąd
Oryginalne źródło ZOBACZ
Dodaj kanał RSS
Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS