Z Lizbony, ze Światowych Dni Młodzieży, docierają do nas głównie dobre i budujące wieści.
W stolicy Portugalii zgromadziło się wielu młodych ludzi, ponad pół miliona. Przybyli z całego świata, aby się modlić i wielbić Boga. Każdy, kto patrzy na tę scenę z czystym sercem, nie może nie odczuwać radości z tego powodu.
Śledzę relacje osób duchownych i świeckich przebywających obecnie w Lizbonie, zarówno tych z Polski, jak i z Chorwacji. Wielu z nich mówi o naprawdę szczególnej atmosferze – atmosferze radości, ale też spokoju i zaangażowania w programy modlitewne. Chorwacki salezjanin Ivan Terze, który był już na kilku takich spotkaniach, powiedział, że nigdy nie czuł takiej atmosfery na ŚDM.
Chodzi chyba o to, że to pierwsze zgromadzenie po pandemii. Ale czuję też jakiś nowy entuzjazm, jakiś nowy ruch
— powiedział chorwackim mediom Terze.
Ci, którzy są w Lizbonie, mówią też o dużym zainteresowaniu młodzieży różnymi katechezami, będących częścią programu. Na przykład, wykład Amerykanina Christophera Westa, jednego z najsłynniejszych propagatorów teologii ciała św. Jana Pawła II. Zgromadził rzesze młodych. Kilka tysięcy z nich musiało przebywać przed halą, w której odbywał się wykład. Tymczasem jutro możemy się spodziewać, że nasi „analitycy kościelni” powiedzą, iż teologia ciała nie interesuje młodych ludzi i że czas na nową moralność seksualną w Kościele.
Dlaczego napisałem, że z Lizbony płyną „głównie dobre wieści”? Otóż dlatego, że na pewno zwróciliśmy uwagę na zdjęcia, które jednak nie budzą zbyt wielkiej nadziei.
Dużo miejsca w sieciach społecznościowych zajęły zdjęcia z Mszy inauguracyjnej, na której niestosownie ubrane kobiety udzielały Komunii Świętej. Co więcej konsekrowane Hostie przechowywane były w porcelanowych miseczkach z IKEI. Niektórzy próbowali to usprawiedliwiać, ale szczerze: to wielkie niedopatrzenie, które nie powinno mieć miejsca.
Osobiście niepokoi mnie również (i nie tylko mnie), dość aktywna obecność na ŚDM amerykańskiego jezuity Jamesa Martina. Pamiętajmy, że jest to człowiek, który lobbuje za zmianą nauczania Kościoła na temat homoseksualizmu. Kilku amerykańskich biskupów ostrzegało przed niebezpieczeństwem płynącym z jego wypowiedzi. Wydaje się jednak, że ktoś na szczycie Kościoła uporczywie „przepycha” jezuitę oraz jego tezy.
Osoby nieprzychylne ŚDM mogłyby wykorzystać te fakty, budując na ich podstawie obraz całego wydarzenia. Byłoby to jednak zarówno niesprawiedliwe, jak i nieprawdziwe. I trochę faryzejskie.
Pozwólcie mi na małą osobistą perspektywę. Kiedy portugalski biskup, który wkrótce zostanie kardynałem, Américo Aguiar, jako główny odpowiedzialny za organizację ŚDM, powiedział w mediach, że „nie chcą nawracać młodych ludzi do Chrystusa” na tym spotkaniu, byłem zszokowany. Portugalczyk wyjaśnił później, że jego słowa zostały wyrwane z kontekstu i że mówił o potrzebie unikania „prozelityzmu”, ale niesmak po wypowiedzi pozostał.
Jak się okazało, nie byłem jedyny w swojej ocenie. Słynny biograf św. Jana Pawła II. George Weigel skrytykował słowa biskupa w swoim tekście na portalu First Things. Weigel zakończył go jednak optymistycznie, pisząc, że ma nadzieję, iż Światowe Dni Młodzieży nadal będą chrystocentryczne, tak jak zamyślił je św. Jan Paweł II.
Teraz, po kilku dniach od startu ŚDM, widać, że te nadzieje się spełniły.
Dużo wskazuje na to, że zgromadzenie w Lizbonie staje się potężnym impulsem do odnowy Kościoła i wyjścia z kryzysu, o którym wszyscy tak chętnie mówią. Duch Święty, jak dobrze wiemy, wieje tam, gdzie chce. Wiedzą to nawet i ci, którzy są zaniepokojeni pewnymi tendencjami w Kościele (ja również).
Jeśli jednak patrzymy na to, co dzieje się w Lizbonie i nie widzimy pozytywnych sygnałów, które stamtąd płyną – problem tkwi prawdopodobnie w nas samych.
I to dobry moment, aby zadać sobie pytanie: na ile naprawdę jestem członkiem Kościoła, o który rzekomo tak się martwię?
Zgłoś naruszenie/Błąd
Oryginalne źródło ZOBACZ
Dodaj kanał RSS
Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS