Ostatnio na rynku ukazała się publikacja wydana przez IPN pt: „Nie zabijaj. Nacjonalizm i ludobójstwo na Kresach wobec Kościoła, etyki chrześcijańskiej i zasad humanizmu”. Proszę podać więcej szczegółów związanych z jej powstaniem…
Gdy chodzi o IPN to środowiska kresowe postrzegają tą instytucję w kategoriach dość krytycznych i jako środowisko lubelskie z wielkim ubolewaniem patrzymy na brak współpracy z IPN. Muszę stwierdzić, że kontakty na płaszczyźnie upamiętnienia ofiar ludobójstwa banderowskiego w tej chwili są na gorszym poziomie niż za czasów rządów PO-PSL. Z wielką wdzięcznością natomiast wymienię dyrektora IPN w Lublinie Pana Jacka Weltera, który pomimo, że ogólna polityka rządowa była mało patriotyczna, on zawsze był obecny na uroczystościach i czynnie uczestniczył w akcjach związanych z trwałym upamiętnianiem ofiar ludobójstwa. Jako wyraz zaangażowania tej osoby niech przykładem będzie wystawa „Niedokończone msze wołyńskie. Martyrologium duchowieństwa wołyńskiego – ofiar zbrodni nacjonalistów ukraińskich w czasie II wojny światowej” powstała z inicjatywy Instytut Pamięci Narodowej Oddział w Lublinie, Katolickiego Stowarzyszenia „Civitas Christiana” oraz Centrum UCRAINICUM KUL.
Jak się okazuje, przestrzeń dla samodzielności w środowiskach lokalnych IPN jest ograniczona, mamy do czynienia z urzędnikami, tzw. „czynownikami”, którzy nie dotrzymują zobowiązań, nadto z butą traktują swoich partnerów. Widać to w toku losów wspomnianej książki, która jest pokłosiem konferencji pod tym samym tytułem pod patronatem biskupa Mieczysława Mokrzyckiego i Konferencji Episkopatu Ukrainy we współpracy z IPN za czasów rządów PO-PSL. Po konferencji inicjatywa wydania książki została odebrana pozytywnie przez dyrektora IPN Pana Jacka Weltera, a w rezultacie ponad 6 lat czekała na wydanie. Autorzy i ja przeszliśmy przez gehennę brak szacunku ze strony nowego szefa lubelskiego oddziału IPN Pana Marcina Krzysztofika, który niejednokrotnie dawał przykład jak się nie dotrzymuje zobowiązań i upokarza partnerów w inicjatywach.
Po jakim czasie od konferencji publikacja była gotowa do druku?
Książka była przygotowana do składu w czerwcu 2017roku. Udałem się z wraz z Panem Janem Kłosem do dyrektora IPN w Lublinie Pana Marcina Krzysztofika, aby stalić termin wydania książki, co zostało przewidziane na październik- listopad 2017 roku. Choć nic się w zasadzie nie wydarzyło, nikt nie chciał dalej podejmować tematu. Upozorowano tylko pewnego rodzaju działalność w związku z wydaniem publikacji. W 2018 roku Pan Marcin Krzysztofik zapewnił, że do uroczystości 75 rocznicy obchodów upamiętnienia ofiar ludobójstwa banderowskiego książka bedzie przygotowana.
Czy było pisemne zapewnienie?
Nie. Nikt się nie spodziewał, ze względu na dotychczasową współpracę, że bedziemy oszukani. Wydawało się oczywiste dotrzymanie złożonego terminu. Pewne deklaracje natomiast zostały utrwalone. Istnieje nagranie, na którym Pan Marcin Krzysztofik publicznie oznajmia, że publikacja się ukaże i prezentuje ją w postaci pdf.
Co wydarzyło się dalej?
Próbowałem następnie kontaktować się w sposob slużbowy, ponieważ uznałem, że dalsze kontakty nieformalne nie mają najmniejszego sensu. Przekonałem się o ewidentnej złej woli i postawie urzędnika państwowego, który zachowuje się butnie i cynicznie. Sytuacja taka była dla mnie nie do przyjęcia. Zwróciłem się więc bezpośrednio do Kolegium IPN i przedstawiłem problem. Otrzymałem informację zwrotną, że książka zostanie wydana. Niedawno dowiedziałem się że publikacja ukazała się. Mimo iż powinienem, według umowy, dostać egzemplarz autorski, nic takiego nie miało miejsca. Oglądając zapowiedź ksiażki na stronie internetowej IPN ogarnęło mnie zdumienie i przerażenie, że dyrektor lubelskiego IPN Pan Marcin Krzysztofik wycofał się z redakcji publikacji. Nasuwa się pytanie o powód takiego działania, czy został poinstruowany? czy też może czegoś się wstydzi? Takie poczynania dyrektora IPN w Lublinie wzmacniają ten niesmak, który towarzyszył procedurze wydania.
IPN to instytucja objętą ścisłą kontrolą. Ci, którzy pociągaja za sznurki prawdopodobnie znajdują się poza granicami państwa polskiego. IPN przeżywa kryzys, ponieważ powinien strzec pamięci Polakow, m.in. tych którzy stali się ofiarami ludobójstwa banderowskiego. Wymowne jest, że kłamca wołyński Wołodymyr Wiatrowycz – (ówczesny prezes ukraińskiego Instytutu Pamięci Narodowej) który reprezentuje wśiekłą, antypolską postawę był partnerem do rozmów dla wspomnianej instytucji. Można przypuszczać, że miał on bezpośredni wpływ, jak i obce państwa na decyzje IPN. Co prawda był urzędnikiem państwowym, ale z niegodziwą osobą nie powinno się rozmawiać. Premier Węgier Victor Orban, kiedy mniejszość węgierska była źle traktowana nie rozmawiał z przedstawicielami ukraińskiej administracji gdyż stwierdził że „będzie czekał na właściwych ludzi”.
Z perspektywy przeciętnego zjadacza chleba działalność IPN wygląda zupełnie inaczej. Prawo i Sprawiedliwość doprowadziło do popchnięcia na przód sprawy wznowienia kwestii ekshumacji. Sam IPN podjął działania na rzecz spisania świadków tamtej zbrodni. Jak powinniśmy oceniać te kroki?
Może być to zaskakujące, ale ekshumacje do czasów rządu PiS-u trwały, natomiast zostały wstrzymane za czasów rządów obecnej partii. Negocjacje PiS-u, za którymi nie idą żadne deklaracje są wątpliwym sukcesem. Państwo polskie musi sprostać formalnym wymaganiom przedstawianym jeszcze za czasów odwołanego Wiatrowycza. Do tych postulatów należy, m.in. podjęcie ekshumacji przez firmę ukraińską, czy też odnowienie pomników UPA w na terenie państwa polskiego.
Jeśli chodzi natomiast o spisywanie świadectw, jest to priorytet, któty powinien być przeprowadzony w latach 80, kiedy państwo polskie odzyskało swerenność. To, że wówczas rząd nie podjął takich działań można jeszcze jakos zrozumieć, natomiast PiS tylko pozoruje pewne deklaracje i czyny, które powinien realizować od samego początku kadencji.(Wywiad przeprowadzony przed wyborami parlamentarnymi w Polsce – uwaga KŻ). W kwestii pamięci o tych wydarzeniach m.in. Państwo Siemaszkowie zrobili o wiele wiecej niż urzędy i instytucje państwa polskiego.
Będąc w stałych relacjach że srodowiskami kresowymi dostrzegam wyraźne bagatelizowanie ich spraw przez polskie urzędy państwowe. Przykładowo rozmawiałem z z Panią Prezes stowarzyszenia upamiętnienia Polaków Pomordowanych na Wołyniu Janiną Kalinowską, która opowiadała – jako starsza osoba z rodziny zamordowanej na Wołyniu – że boryka się z poważnymi problemami, ponieważ obiekty upamiętniające ofiary ludobójstwa, sfinansowane ze środków społecznych ulegają dewastacji, np. w Zamościu. IPN nie zważa na to, żaden z obiektów nie znalazł się pod opieką instytucji. Pani Prezes poświęca wiele wysiłku w kwestiach formalnych, aby uzyskać środki niezbędne do odnowienia napisów na rotundzie, Jest to swoiste odsyłanie „od Annasza do Kajfasza”, a IPN twardo uważa, że to nie powinno być w ich gestii.
Rozmawiał: Krzysztof Żabierek
Za: https://www.magnapolonia.org/prof-osadczy-w-kwestii-upamietnienia-ludobojstwa-banderowskiego-jest-gorzej-niz-za-czasow-rzadow-po-psl/
21.12.2019
Zgłoś naruszenie/Błąd
Oryginalne źródło ZOBACZ
Dodaj kanał RSS
Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS