A A+ A++

“Zdawalność jest zdecydowanie za wysoka w formie zdalnej i musimy coś z tym zrobić” – mówi jeden z wykładowców Collegium Medicum UMK w Bydgoszczy. Rozmowę nagrali ich studenci, bo profesorowie zapomnieli wyłączyć komputer, na którym prowadzili wcześniej zajęcia online.

Studentka III roku kierunku lekarskiego CM UMK: Bardzo mnie zabolało, że jeden z portali błędnie zinterpretował to nagranie, przypisując część słów panu dziekanowi, profesorowi Włodarczykowi. Wprawdzie z panem profesorem nie mam zajęć, studenci z reguły nie mają z nim zajęć, ale chciałabym mocno podkreślić, że pan dziekan jest jedną z osób, które w miarę możliwości zawsze pomagały nam rozwiązywać nasze problemy. Ja i wiele moich koleżanek i kolegów uważamy, że pan profesor został bardzo niesłusznie osądzony przez opinię publiczną i przedstawiony stronniczo. Moim zdaniem opinia publiczna powinna raczej się skupić na zachowaniu profesora Morysia i profesora Szpindy.

A niestety wykładowcy bywają różni. Jedni są mniej przyjaźni, inni bardziej. Jeżeli chodzi o anatomię, z rozmów, które przeprowadziłam dzisiaj z młodszymi kolegami, to oni autentycznie czują, że ktoś chce się ich pozbyć – co jest smutne. Proszę sobie wyobrazić sytuację, gdy poświęca się pani w 100 proc. nauce, potrafi pani niemalże recytować książkę na pamięć, a kolokwium i tak pani oblewa, bo ktoś tak chciał. O ile bardzo kocham swoje studia, to zdaję sobie sprawę, że wiele osób, wielu studentów wymaga leczenia psychologicznego czy też często psychiatrycznego pod kątem depresji, ze względu na ogromny stres, który generują sytuacje podobne do tej, która ostatnio miała miejsce.

O medycynie krążą legendy, gdy mówimy o ilości materiału, jaki trzeba przyswoić…

Wiadomo, że co roku jest odsiew, a anatomia jest takim przedmiotem, przez który wiele osób musi się pożegnać ze studiami. Jest to po prostu bardzo trudny przedmiot. Dużo osób ma problem, żeby się nauczyć pewnych zagadnień, żeby pewne rzeczy ze sobą łączyć, co jest wymagane na egzaminie – gdzie już wymagane jest całościowe spojrzenie na człowieka.

Tylko że jeżeli chodzi o naszą uczelnię, problem z natury jest taki, że zbyt duży nacisk jest kładziony na rzeczy nieistotne. Zamiast skupić się na rzeczach, które będą nam potrzebne w dalszej edukacji, np. ważne układy, bardziej szczegółowo omówiona budowa jakiegoś istotnego narządu, nerwu, naczynia, często zajmujemy się rzeczami, które występują bardzo rzadko w populacji. Przez to trudniej nam się skupić na podstawach, a brak takich solidnych podstaw przekłada się na to, że przy nauce bardziej skomplikowanych zagadnień odkrywamy braki, musimy jeszcze raz się wszystkiego uczyć.

W nagraniu wykładowcy bardzo krytykują egzaminy w formie zdalnej, narzekają na zdalne prowadzenie zajęć. Jak to wygląda od strony studentów?

Jeśli chodzi o zdalne nauczanie – akurat, na szczęście, mój rocznik nie uczył się anatomii zdalnie. Natomiast z tego, co słyszę, jest to bardzo trudne, jest ciężko. Wykładowcy myślą, że studenci ściągają. Ale naprawdę ciężko jest to robić, ze względu na ograniczoną ilość czasu, jaką można przeznaczyć na odpowiedź na pytania. Rozwiązywać testy trzeba bardzo szybko, a żeby jeszcze próbować gdzieś w międzyczasie znaleźć podpowiedź…

Tym bardziej że podczas egzaminu cały czas prowadzona jest weryfikacja wideo. Osoba kontrolująca widzi studentów, no więc ewentualne ściąganie jeszcze bardziej jest utrudnione. Uważam, że nie ma potrzeby dokładania jakichś dodatkowych czynników, by robić większy odsiew, bo już sam poziom trudności przedmiotu jest szczelnym filtrem i dobrze pokazuje, kto jest w stanie się tego nauczyć, a kto nie.

Wykładowcy stwierdzają, że podczas zdalnie prowadzonych egzaminów zdaje zdecydowanie więcej osób. To rzeczywiście się daje zauważyć?

Nie powiedziałabym, że obecnie zdaje więcej osób. Nie wiem, jak wyglądają statystyki, ale jeśli rzeczywiście tak się dzieje, to wydaje mi się, że nie ściąganie jest powodem. Jeżeli piszemy jakiś egzamin w domu, to jest mniejszy stres, jesteśmy w znanym sobie środowisku, czujemy się komfortowo, możemy swobodnie siedzieć, być wygodnie ubrani, bo wiadomo, na stacjonarnym egzaminie staramy się też wyglądać elegancko, ze względu na szacunek dla osoby, która nas pilnuje, a to psychologicznie na pewno dodatkowo narzuca nam stres. Czujemy się bardziej komfortowo, a to sprzyja skupieniu, jedyny stres wtedy dotyczy tylko tego, czy nasza wiedza wystarczy do poprawnego napisania testu, no i czy nie pojawią się jakieś trudności techniczne. Oczywiście nie miałam porównania, nigdy przecież nie miałam możliwości pisania tego samego egzaminu raz stacjonarnie, a raz w wersji online.

Jest pani zwolenniczką egzaminów online?

Generalnie chwalę sobie egzaminy online, o ile są przeprowadzone po ludzku. Oczywiście zdaję sobie sprawę, że nie można pozwolić ściągać, nie na tym polega studiowanie, instytucja uczelni, ale czas egzaminu, kolokwium muszą być wystarczające. Jeśli mamy minutę na przeczytanie pytania, zastanowienie się i odznaczenie odpowiedzi, to jest bardzo w porządku i takie egzaminy są przyjemniejsze, mniejszy stres. Natomiast narzucanie czasu niemożliwego do przeczytania, zastanowienia się, to jest niesprawiedliwe. Na szczęście mój rocznik nie miał takiej sytuacji, wszystkie egzaminy były przeprowadzone w takim trybie, że spokojnie można było pracować.

Czy zajęcia prowadzone online również można tak pozytywnie ocenić?

Jeśli chodzi o zajęcia online, tu już bywało różnie. Część prowadzących przeprowadza je świetnie, ma dobrze przygotowane prezentacje, są dobrze wyszczególnione najważniejsze informacje, które są nam naprawdę potrzebne. A zdarzają się osoby, które chcą iść na łatwiznę, wysyłają tylko materiały bez odpowiedniego przekazania treści. Samo zdjęcie wykresu to za mało, potrzebne jest wyjaśnienie, co można z niego odczytać. Dużo było rozbieżności.

Jak studenci znoszą przymusowe siedzenie w domach? Za sprawą pandemii wiele zajęć nie mogło się odbyć, praktyki medyczne też chyba były dość specyficzne…

Bardzo odczuwaliśmy zamknięcie w domach. Gdy jeszcze nie byliśmy zaszczepieni, gdy co chwilę wybuchały gdzieś ogniska zakażeń na oddziałach, to były ciężkie przeżycia. Zwłaszcza że od trzeciego roku zaczynamy zajęcia kliniczne na oddziałach. To, czy na jakiś oddział wejdziemy, zależy od sytuacji epidemiologicznej. A teraz zaczynamy wracać, również na oddziały, i wszyscy czują dużą ulgę. Mamy w końcu kontakt z pacjentem, mamy możliwość nabywać wiedzę praktyczną, możemy weryfikować to, czego uczyliśmy się z książek, przećwiczyć nabyte umiejętności, więcej, mamy znacznie większą motywację, żeby się czegoś nauczyć dodatkowo. Gdy mamy kontakt z pacjentem, musimy się uczyć na bieżąco, na każde zajęcia, powtarzać. Nie ukrywajmy, jeśli się tylko siedzi przed komputerem, to ta motywacja spada.

Oryginalne źródło: ZOBACZ
0
Udostępnij na fb
Udostępnij na twitter
Udostępnij na WhatsApp

Oryginalne źródło ZOBACZ

Subskrybuj
Powiadom o

Dodaj kanał RSS

Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS

Dodaj kanał RSS
0 komentarzy
Informacje zwrotne w treści
Wyświetl wszystkie komentarze
Poprzedni artykułTragedia w zabrzańskim szpitalu
Następny artykułSpór Budki z Zimochem. „Powinien mieć odrobinę honoru”