Przystanek w Barcinie to taka większa zabudowana wiata. Na zewnątrz i w środku bardzo zadbana, właśnie świeżo pomalowana. Czyste siedzenia. Kanciapka dla osoby pilnującej. Gdy na zewnątrz zimno, w środku można się schować przed wiatrem, deszczem, śniegiem i mrozem. Latem – przed skwarem. Poza siedzeniami pusto – dlatego po wejściu od razu rzuca się w oczy stojący tam wieszak.
Na nim wiszą palta, żakiety, marynarki, swetry. Pod nim stoi kilka par butów. Trochę to sprawia wrażenie takiego gościnnego domu, wchodzimy, zdejmujemy płaszcz i… zaczynamy pogawędkę z gospodynią i innymi gośćmi przystanku. A gości na przystanku w Barcinie jest dziennie nawet kilkuset. Najwięcej rano, kiedy jadą do pracy, do szkoły i potem, gdy wracają.
Ugość się płaszczem, jeśli marzniesz
Wieszak na przystanku autobusowym w Barcinie to miejsce, gdzie można przynieść płaszcz, kurtkę, niepotrzebne już, ale jeszcze przyzwoite ubrania, powiesić i w taki właśnie sposób przekazać potrzebującym. To miejsce, gdzie można przyjść, przymierzyć wystawione ciuchy, wybrać coś dla siebie i zabrać, jeśli się spodoba.
– To dla potrzebujących – odpowiadają osoby opiekujące się przystankiem i przy okazji wieszakiem. – To znaczy w sumie nie tylko dla potrzebujących, ale dla wszystkich, którzy zechcą coś sobie zabrać.
Nikt nikogo nie rozlicza z tego, czy go stać, czy jest biedny, ile ma dzieci, ile emerytury. Nikt nie notuje tych, którzy ciuchami zapełniają wieszak, tym bardziej nikt nie notuje tych, którzy z niego zabierają dla siebie ubrania.
– Tylko się cieszyć, że komuś mogą się jeszcze przydać używane ubrania – z werwą zaznacza barcinianka. – Pani popatrzy, to solidne ubrania, ciepłe płaszcze. O! A ten sweterek? Dla mnie za duży, ale bardzo fajny.
Do środka wchodzi pasażerka. Widzi, że przy wieszaku coś się dzieje. Nasza rozmówczyni już mierzy ją wzrokiem, ocenia rozmiar i proponuje sweterek. – Duży, no tak. A może buty – dodaje. – To 37! Buty za to za małe? No tak, taki jakiś malutki ten rozmiar. Ale jak nowe. Może nawet prosto ze sklepu, jakby ich nikt nie nosił i do tego dwie identyczne pary, w tym samym rozmiarze.
Wieszak na przystanku autobusowym w Barcinie to miejsce, gdzie można przynieść płaszcz, kurtkę, niepotrzebne już, ale jeszcze przyzwoite ubrania, powiesić i w taki właśnie sposób przekazać potrzebującym. To miejsce, gdzie można przyjść, przymierzyć wystawione ciuchy, wybrać coś dla siebie i zabrać, jeśli się spodoba. fot. Agata Kozicka
Różowy płaszczyk z kolekcji wieszakowej
O wieszaku wiedzą w Barcinie „chyba wszyscy”. – Robią porządek w szafie, znajdą coś, co jeszcze komuś posłuży, no to przywożą – usłyszeliśmy. – Zwykle ten wieszak to aż się przechyla, tak dużo ciuchów tu wisi, innym razem jest ich mniej. Ale zawsze coś tu jest i zawsze znika.
Kto zabiera? Kto oddaje? – Przynoszą raczej młodsi, tak do 40, do 50, a zabierają najczęściej starsi. No wie pani, bywa, że trudno z emerytury sobie cokolwiek nowego kupić. A tak to przynajmniej można zaoszczędzić na ubraniach – uważa barcinianka. – Kiedyś jednej pani prawie wcisnęłam różowy płaszczyk. Śliczny był, a ona pięknie w nim wyglądała. Pani wprawdzie początkowo nie była przekonana, ale wzięła go, a potem specjalnie do mnie przyszła podziękować, że ją przekonałam.
Bywa, że trzeba kogoś namawiać, czasem doradzić. Tak jak w sklepie, tylko że na wieszaku wszystko jest za darmo. Nawet w lumpeksach, których jest w Barcinie sporo, za darmo nie ma!
Pomysł wieszaka przyszedł z Łodzi
Pierwotnym celem wieszaka była pomoc potrzebującym. Choć niewiele już osób pamięta, kiedy na przystanku w Barcinie pojawił się wieszak, ale wszyscy jednak inicjatorów akcji wskazują w gminie.
– Pomysł na ustawienie wieszaka podpatrzyłem w Łodzi i stwierdziłem, że jest bardzo dobry – mówi Michał Pęziak, burmistrz Barcina. – Dlatego przeniosłem go do naszej gminy.
Kiedy? – Wieszak stanął pięć, sześć, może nawet siedem lat temu. Nie pamiętam dokładnie – przyznaje burmistrz. – Pierwotnie tylko chęć pomocy osobom potrzebującym, szczególnie w okresie jesienno-zimowym była motorem do tego działania, ale pozytywny efekt ekologiczny też nie jest bez znaczenia.
Inicjatywa burmistrza znalazła poparcie mieszkańców i jest teraz realizowana oddolnie. O wieszak dba właściwie każdy, kto z niego korzysta, ale szczególnie odpowiedzialne czują się za niego panie, które opiekują się przystankiem. Są dumne ze swojej pracy, wolały jednak pozostać anonimowe.
W związku z tym, że nie chodzi tylko o to, by każdy miał w Barcinie ciepłą odzież, ale też o to, by ubrania krążyły i nie trafiały na śmieci, podczas gdy komuś jeszcze mogą posłużyć, wieszak stoi cały rok i zawsze można korzystać z tej formy pomocy.
Teraz to już nie ta jakość, co kiedyś!
Kupiona w latach 70. piżama potrafi przetrwać 3 pokolenia, a pościel po babci przekazywana jako wiano nadal świetnie się prezentuje. – Kiedyś to były solidne ubrania. Nie to co teraz. Teraz ubrania kupuje się na jeden sezon i wyrzuca – usłyszeliśmy od jednej z mieszkanek Barcina. – Ale ja nie lubię marnować niczego, dlatego akcja z wieszakiem u nas na przystanku autobusowym to świetny pomysł!
Mieszkańcy przywykli do wieszaka, nie przestawali go zapełniać i teraz akcja jest całoroczna.
– I dobrze. Niech się ubrania nie marnują. Ja to nie mam serca wyrzucać dobrych rzeczy do śmieci. Chociaż… – zamyśliła się kobieta, którą spotkaliśmy na przystanku. – Co to znaczy dobrych? Ja mam pościele po mojej babci, prawdziwie dobre, białe, a jak kupiłam parę lat temu nowe w sklepie, to teraz są już dziurawe, w siateczkę! Moją koszulę nocną, to po mnie moje dzieci nosiły. Nie wiem, czy to tamta bawełna była taka dobra, czy uszyte porządnie, czy te pralki dzisiaj tak niszczą, ale tyle tych byle jakich towarów sprzedają teraz. Niby tanie, a tanie wcale to nie jest, bo buty i jednego sezonu nie przetrwają.
Troska prosto spod znaku ziemi
Dlatego na rosnące góry śmieci wielu mieszkańców Barcina nie może patrzeć beztrosko, chociaż o zmianach klimatycznych górnolotnie mówić nie będą. Jak zdradziła nam jedna ze spotkanych pań… – Jestem spod znaku Byka. A to znak ziemi, więc może dlatego tak mi na ziemi zależy. Chyba dlatego nie mogę patrzeć, jak się marnują ubrania, jedzenie. Zaradna jestem, śmieci segreguję, a na działce swój własny kompost mam. Mogę żyć skromnie, a doceniam wszystko, co mam. Sama sobie uprawiam ogórki, pomidory. Specem nie jestem, ale mam swoje sposoby – fusy od kawy daję do kwiatów, a pomidory czasami podlewam wodą z resztkami drożdży. No i rośnie!
Co ma woda do tekstyliów?
Wróćmy do tekstyliów. Dlaczego są one tak „kosztownym ekologicznie” towarem? Pewne wyjaśnienie znajdujemy na wystawie w Bydgoszczy. W Młynach Rothera jest stała ekspozycja pt. Węzły. Opowieść o mieście nad rzeką. Jej pierwsza część ukazuje rozwój Bydgoszczy jako miasta nad rzeką. Druga część, natomiast, skupia się na trudnościach związanych z jej ujarzmieniem i na ekologicznych problemach związanych z gospodarowaniem wodą. – Jednym z istotnych współczesnych zagadnień poruszanych na wystawie jest tzw. ślad wodny – mówi Jakub Łyczek, główny specjalista ds. programowych w Młynach Rothera.
I choć ślad wodny to pojęcie na ten moment nieco mniej znane niż chociażby ślad węglowy, jednak w przyszłości bez wątpienia będzie jednym z najczęściej poruszanych tematów.
Jak wyjaśnia Jakub Łyczek: – Ślad wodny w skrócie to miara ilości zużytej wody do wyprodukowania każdej usługi i każdego towaru, z których korzystamy. W ten sposób możemy zobrazować, jak istotna dla naszego istnienia jest woda.
I dodaje: – Nic tak dobrze nie zobrazuje sytuacji jak liczby i statystki, w tym przypadku będą to litry zużytej wody. Takie przykłady pokazujemy na naszej wystawie. Do produkcji jednej pary jeansów potrzeba około osiem tysięcy litrów wody.
Dlaczego aż tyle? Głównie to woda potrzebna do uprawy bawełny. Na jej kilogram przypada zużycie około 10 tysięcy litrów wody. – A z kilograma bawełny uda się wyprodukować na przykład około pięć t-shirtów – przelicza Jakub Łyczek. – Pamiętajmy jeszcze, żeby dodać do tego proces farbowania tkaniny, a więc ilość zużytej wody jeszcze się zwiększy.
Co więcej, warto zwrócić uwagę na to, że dziś olbrzymie tekstylne ośrodki przemysłowe w większości ulokowane są w Azji. – A to rejony, w których mieszkańcy nie tylko borykają się z niedoborem wody, ale przede wszystkim z olbrzymim jej zanieczyszczeniem. Historia już niejednokrotnie pokazała, że przemysł tekstylny bywa niszczycielski – dodaje Łyczek.
Odzieżowe sieciówki i ich kilkanaście kolekcji w roku
Skoro do wyprodukowania ubrania zużyto tak dużo wody, to dobrze byłoby te ubrania docenić i z nich korzystać, najlepiej wielokrotnie. Niestety, na świecie zapanowała „fast fashion” czyli „szybka moda”. Eldorado dla producentów odzieży, bo kupujemy coraz więcej. Amerykanie, przykładowo, kupują dziś pięć razy więcej odzieży niż w 1980 r., a zakupy tekstyliów w Wielkiej Brytanii wzrosły o 37% tylko od 2001 do 2005 r.
Dlaczego tak robimy? – Bo jesteśmy napędzani przez media społecznościowe i przez branżę, która proponuje wszystkim co chwilkę nową kolekcję – wyjaśnia Piotr Kurek, rzecznik prasowy firmy ProNatura zajmującej się zbiórką i utylizacją odpadów.
Kiedyś była kolekcja wiosna – lato i druga jesień – zima, a teraz nowe kolekcje wchodzą co kilka tygodni. Wchodzą i wychodzą, błyskawicznie trafiają na śmieci. Przeciętny Europejczyk kupuje co roku prawie 26 kg i usuwa około 11 kg tekstyliów. Dla zobrazowania zważyliśmy trzy spódniczki, pięć t-shirtów, jedną parę jeansów, jedną – krótkich spodenek, jedną sukienkę i jeden sweterek i to wszystko ważyło dopiero 3 kilogramy.
– Mieszkańcy Nowego Jorku wyrzucają rocznie około 193.000 ton odzieży i tekstyliów, co stanowi 6% wszystkich śmieci w mieście – podaje statystyki Kurek. – Użyte i wyrzucone ubrania są w Europie głównie, w 87%, spalane lub składowane.
Ta zdecydowanie mniejsza część – 13% wyrzuconej odzieży – jest zbierana w celu ponownego wykorzystania, jak to dzieje się np. w Barcinie na przystanku z wieszakiem.
W przeciwieństwie do odpadów papierowych, metalowych albo szklanych nie jest tak łatwo rozłożyć tkaniny na materiał do powtórnego wykorzystania w produkcji. – Tylko 1% wyrzuconej odzieży poddaje się recyklingowi na nowe ubrania, ponieważ dopiero teraz zaczynają pojawiać się technologie, które umożliwiłyby recykling odzieży na włókna pierwotne – podkreśla Kurek.
I jak tu nie utonąć w śmieciach?
– Są nowe strategie dla rozwiązania tego problemu. W tym m.in. zmobilizowanie producentów, by projektowali towary w sposób ułatwiający ponowne użycie i recykling, ale też przekonanie konsumentów do kupowania mniejszej ilości ubrań za to lepszej jakości, czyli „slow fashion” (powolna moda) – wymienia Piotr Kurek.
A konkretnie? A konkretnie to przy tak błyskawicznie rosnącym tempie sprzedaży ubrań właściwie nic się zmienia. Komisja Europejska wprawdzie przedstawiła dwa lata temu strategię, dzięki której tekstylia mają stać się trwalsze, naprawialne, nadające się do ponownego użycia i recyklingu, a Parlament Europejski w tym roku przedstawił pomysł, by producenci musieli ponieść koszty związane z oddzielnym odbiorem śmieci tekstylnych, ich sortowaniem i recyklingiem. Pozostaje pytanie, czy jeśli będą musieli płacić, to zdecydują się produkować mniej towarów lepszej jakości, czy też przerzucą te koszty na klienta i dorzucą do ceny odzieży.
Ślad wodny na naszych półkach
Taka oddolna inicjatywa jak barciński wieszak to zaledwie kilkadziesiąt uratowanych przed wysypiskiem płaszczy, kilkanaście marynarek, swetrów, sukienek i kilka par butów w miesiącu i może w morzu śmieci to niewiele znaczący gest. Ale, jak mówi znane przysłowie, kropla drąży kamień. A jeśli tych kropli będzie więcej… – Spójrzmy więc do swojej szafy i przeliczmy ślad wodny, który jest upchany na naszych półkach. Zastanówmy się czasami, czy faktycznie jest sens po raz kolejny iść do sklepu po nowy produkt – apeluje Jakub Łyczek z Młynów Rothera.
Agata Kozicka
5% śmieci to ubrania.
Odpady pochodzące z tekstyliów zajmują około 5% całej powierzchni składowisk odpadów. Większość z nich jest spalana lub trafia na wysypiska śmieci, a mniej niż 1% używanej odzieży jest poddawany recyklingowi, czyli jest przerabiany na nową odzież.
Dlaczego tekstylia na wysypiskach nie rozłożą się?
Odzież wyrzucana na wysypiska śmieci jest często wykonana z nieulegających biodegradacji materiałów syntetycznych
Tekstylia gorsze niż samoloty?
Dla porównania, emisja gazów cieplarnianych przez przedsiębiorstwa produkujące tekstylia jest większa niż roczna emisja lotów międzynarodowych i żeglugi morskiej razem wziętych.
Gorące odpady
Biznes związany z tym, co nosimy, w tym jego długie łańcuchy dostaw, jest odpowiedzialny za 10% emisji gazów cieplarnianych powodujących ogrzewanie naszej planety.
Nowa moda co 2 tygodnie
Jak podał Business Insider, marka Zara produkuje 24 kolekcje rocznie, a H&M – od 12 do 16.
kli_przyr
Zgłoś naruszenie/Błąd
Oryginalne źródło ZOBACZ
Dodaj kanał RSS
Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS