A A+ A++

Władze Arkansas wprowadziły ustawę, która niemal całkowicie delegalizuje w tym stanie aborcję. Nie ukrywają, że jest to część większego planu.

SB6, jak nazywa się ustawa podpisana przez gubernatora Asę Hutchinsona, jest radykalna nie tylko jak na amerykańskie warunki. Delegalizuje bowiem całkowicie aborcję z wyjątkiem sytuacji w której jest ona niezbędna do ratowania życia matki. Nie zawiera reguły eugenicznej ani wyjątku dla ciąż powstałych w wyniku gwałtu czy kazirodztwa. Łamiącym ją aborcjonistom grożą poważne kary – do 100 tysięcy dolarów grzywny i do 10 lat w więzieniu.

Arkansas już wcześniej miała dość ostrą ustawę antyaborcyjną. Hutchinson odegrał w tym znaczną rolę. Nigdy nie ukrywał swoich przekonań w tym temacie i korzystał z każdej okazji żeby przeszkodzić w zabijaniu dzieci. W tym wypadku uznał jednak, że SB6 jest nieco zbyt radykalna. Jego zdaniem powinien w niej znaleźć się wyjątek dla ciąż z gwałtu i kazirodztwa. Uznał jednak, że wobec własnych przekonań i ogromnego poparcia, którym ta ustawa cieszy się wśród stanowych polityków, podpisze ją pomimo tych zastrzeżeń. Ustawa wejdzie w życie po 90 dniach od zakończenia obecnej sesji legislacyjnej, które zaplanowano na 3 maja.

Ustawa z Arkansas jest najradykalniejsza z wszystkich które wprowadzono w USA, ale nie jest jedyna. Co najmniej 14 stanów wprowadziło lub próbowało wprowadzić podobne. Ma to związek z prezydenturą Donalda Trumpa. Od dekad aborcja była swego rodzaju tematem tabu wśród Republikanów. Oficjalnie byli przeciw, ale raczej nie próbowali z nią aktywnie walczyć – konsensus był bowiem taki, że im się to nie opłaca politycznie. Trump w trakcie kampanii nie przedstawiał się jako obrońca życia. Tym większe było więc zaskoczenie, kiedy po objęciu władzy stał się największym przeciwnikiem przemysłu aborcyjnego od czasów Reagana. Jego walka z aborcją zainspirowała wielu stanowych Republikanów, którzy zaczęli wprowadzać odpowiednie ustawy.

Wszystkie te ustawy mają jedną cechę wspólną – są niezgodne z amerykańskim prawem. W USA każdy przepis musi być bowiem zgodny z konstytucją, a ostateczną instancją która o tym decyduje jest Sąd Najwyższy (SCOTUS). W czerwcu 1969 roku 21-letnia Norma McCorvey po raz trzeci zaszła w ciążę. Pierwsze dziecko oddała na wychowanie matce a drugie oddała do aborcji. Trzecie postanowiła zabić, ale w jej rodzinnym Teksasie aborcja nie była dozwolona. Idąc za radą znajomych zaczęła więc kłamać, że zaszła w ciążę na skutek gwałtu, ale okazało się, że w Teksasie aborcja jest legalna tylko w wypadku zagrożenia życia matki, a polecona jej klinika, w której mogłaby dokonać jej nielegalnie, została zamknięta przez policję. Pozwała więc do sądu prokuratora okręgowego z Dallas Henry’ego Wade’a twierdząc, że teksańskie prawo aborcyjne łamie konstytucję (ona sama w papierach sądowych występowała pod pseudonimem Jane Roe, stąd nazwa sprawy).

Jej sprawa dotarła w końcu przed SCOTUS. W międzyczasie McCorvey zdążyła urodzić dziecko i oddać je do adopcji, co zdaniem wielu ekspertów czyniło tą sprawę już nieważną. Pomimo tego w 1973 roku SCOTUS podjął kontrowersyjną decyzję, że teksański zakaz aborcji narusza gwarantowane przez 14 poprawkę do konstytucji prawo do prywatności. Efektem tego wyroku było stworzenie precedensu przez który w całym USA trzeba było zalegalizować aborcję. Warto odnotować, że sama McCorvey do końca życia była targana wyrzutami sumienia z powodu roli, jaką odegrała w tej sprawie. Po latach sama stała się zadeklarowaną obrończynią życia i w 2005 roku prosiła nawet – bezskutecznie – SCOTUS o cofnięcie tamtej decyzji.

Kilka późniejszych spraw wytworzyło coś w rodzaju kompromisu aborcyjnego. Sama aborcja jest nadal legalna we wszystkich i w każdym jest co najmniej jedna klinika aborcyjna a same władze stanowe nie mogą nakładać na tę „procedurę” „niesprawiedliwych utrudnień”, ale mają pewne możliwości jej ograniczenia po 20 tygodniu ciąży czy w wypadku ciąż u nieletnich. Możliwości te nie są jednak szczególnie duże.

Rządzone przez prawicę stany już dawno temu przyjęły antyaborcyjne ustawy które są tak ostre jak tylko pozwala na to kompromis. Te przyjmowane ostatnio ewidentnie go naruszają. Przemysł aborcyjny i lewicowe organizacje zaskarżyły więc je do sądów i w wielu wypadkach sądy wstrzymały ich wejście w życie. Republikanie nie ukrywają jednak, że właśnie o to im chodzi a te ustawy są pułapką na aborcjonistów. Jeśli nie podadzą ich do sądu, to stracą duże pieniądze. Jeśli jednak je podadzą, to któraś z tych spraw w końcu trafi przed SCOTUS. A jego wyrok może zmienić obecny precedens na korzyść obrońców życia lub nawet całkiem unieważnić Roe v. Wade. Szereg stanów, w tym Arkansas, już wprowadziła ustawy zakazujące aborcji, które zaczną działać tego samego dnia w którym to się stanie.
Trump wiele zrobił aby ten plan mógł wypalić. Tak się bowiem złożyło, że za jego kadencji otworzyły się trzy wakaty w SCOTUSIE. W wypadku pierwszego niewiele to zmieniło, gdyż otwarło się miejsce zajmowane przez Antonina Scalię, jednego z najbardziej konserwatywnych sędziów SCOTUS w historii, i tutaj zasługa należy się raczej Republikanom z Senatu, którzy zdążyli zablokować nominację Obamy w ostatnich dniach jego prezydentury. Druga nominacja była jednak na miejsce odchodzącego na emeryturę sędziego Kennediego, który wprawdzie był nominowany przez Reagana, ale w swoich wyrokach często stawał po stronie lewicy. Trzecia nominacja była na miejsce skrajnie lewicowej sędzi Ruth Bader-Ginsburg. Tym samym prawica zyskała w SCOTUS największą przewagę od lat trzydziestych ubiegłego wieku.

Trump nie ukrywał, że wybiera takich sędziów, którzy dają szansę na obalenie Roe v. Wade. Oni sami byli o to ostro przepytywani przez Demokratów podczas przesłuchań i żaden tego otwarcie nie zadeklarował, ale są znani z niechęci do sędziowskiego aktywizmu i tworzenia prawa poprzez sądy, a Roe v. Wade to najgłośniejszy przykład tego zjawiska. Pytaniem oczywiście pozostaje to, czy SCOTUS odważy się na podjęcie tego tematu. Jego obecny przewodniczący John Roberts jest znany z niechęci do rozważania spraw o dużym ładunku politycznym, co było widać chociażby podczas ostatnich wyborów. Niebagatelny wpływ na ich decyzję może mieć również bezprecedensowa lewicowa przemoc z jaką zmaga się USA. Sędziowie SCOTUS to też ludzie i mogą się wystraszyć, że naruszenie interesów przemysłu aborcyjnego zagrozi ich bezpieczeństwu.

Źródło: Stefczyk.info na podst. The Guardian Autor: WM

Fot.

Oryginalne źródło: ZOBACZ
0
Udostępnij na fb
Udostępnij na twitter
Udostępnij na WhatsApp

Oryginalne źródło ZOBACZ

Subskrybuj
Powiadom o

Dodaj kanał RSS

Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS

Dodaj kanał RSS
0 komentarzy
Informacje zwrotne w treści
Wyświetl wszystkie komentarze
Poprzedni artykułOgłoszenie o drugim pisemnym publicznym przetargu nieograniczonym na sprzedaż składników majątkowych Urzędu Miejskiego w Radomiu
Następny artykułOd poniedziałku łatwiej będzie o wizytę u lekarza