Tekst powstał w ramach współpracy z Polską Organizacją Turystyczną i Krajową Siecią Obszarów Wiejskich
Wydaje mi się, że gdy ewolucja tworzyła alpakę, to jeszcze na początku trzymała się przepisu na konia; cztery kopytka całkiem trafnie wyrysowała, brzuszek i ogon, a potem ciach, ktoś ją potrącił i rozlał słodką herbatę na książkę z przepisami, strony jej się skleiły, tak że już nie szło się połapać, czy to jest przepis na konia, czy na owcę, czy na małego wielbłąda, i jaki tu był plan i artystyczny zamysł. Tak powstało zwierzę, które w całości wygląda jakby było zrobione z kasztanów i zapałek, a potem wypanierowane w kleju i obtoczone w wacie. Proszę państwa – oto alpaka.
Obecnie widok alpaki dziwi w Polsce rzadko – no chyba, że by ktoś jakąś spotkał w pociągu do Rzeszowa, to wiadomo, że zdziwko, bo po co jechać pociągiem do Rzeszowa, jak wygodniej samolotem. Hodowli i miejsc, gdzie można pogłaskać alpakę jest w Polsce dostatek, niemniej Alpakarium jest dla nich trochę jak Hilton dla gwiazd rocka, to znaczy, że zapewnia im nie tylko wikt, opierunek i szeroki wachlarz rozrywek i zabiegów SPA (wśród alpaczego towarzystwa największą popularnością cieszą się zimne masaże wodne i kąpiele błotne), ale przede wszystkim – ochronę przez nazbyt natrętnymi fanami. No bo umówmy się: jak człowiek patrzy na alpakę i ona tak na niego patrzy tymi oczami jak guziczki wbite w kulkę waty, to jakby natychmiast chce się z nią zaprzyjaźnić, piątaka jej pożyczyć, może nawet zaprosić na niedzielny obiad.
– A alpaki – tłumaczy nam pani Agata, córka właścicieli i prawdziwa specjalistka od alpaczych spraw hodowlanych – nie przywiązują się do ludzi. I niekoniecznie cenią sobie ciągłą uwagę. Dlatego w Alpakarium można je oglądać tylko dwa razy dziennie po wcześniejszym umówieniu, a wyprowadzać na spacer – tylko raz dziennie i też po rezerwacji. W tym samym czasie gości przebywa tu niewielu, choć zainteresowanie jest znacznie większe niż liczba dostępnych pokoi. Ale tak miało być – kameralnie, spokojnie, bezstresowo i dla gości, i dla alpak.
Ciekawostka: raciczki alpaki są miękkie niczym poduszki na psich łapach.
Czyli jak ktoś Wam przeszedł ostatnio po mokrym betonie na ganku i zostawił ślady, to zanim, nakrzyczycie na Burka upewnijcie się, że to na pewno był on, a nie jakaś przechodząca akurat tamtędy alpaka.
Dom (jeszcze bez alpak, bo tak właściwie to nawet bez okien) kupili państwo Katarzyna i Wiesław Raczyńscy. Potem dołączyła do nich córka, Agata, która przez piętnaście lat pracowała w Meksyku jako ilustratorka książek. Miała wrócić do Polski na dwa miesiące, a została na rok, potem wróciła do Meksyku już tylko po walizkę i kota. Teraz wie o alpakach prawie wszystko i dba o to, by zwierzętom było dobrze na świecie, a hodowla była coraz lepszej jakości. Bo alpaka alpace nierówna. Albo nie, inaczej – z alpakami jak z dziećmi; wszystkie trzeba kochać jednakowo, niemniej nie każda nada się na prezydenta. Hodowlą i parowaniem alpak tak, by stado wzrastało jak najpiękniejsze i z jak najdoskonalszym runem zajmuje się właśnie pani Agata. No i są efekty, są zwycięstwa w wystawach i nagrody. Można je obejrzeć w witrynce w salonie w pensjonacie. Swoich medali alpaki nie noszą na szyjach. Najpewniej są na to zbyt skromne.
Ale wróćmy do początku historii – państwo Raczyńscy. Ledwie kilka lat dzieli ich od 50 rocznicy ślubu (czyż to nie jest wiadomość pluszowa jak alpaka?). Poznali się jeszcze na studiach, potem latami mieszkali pod Warszawą, prowadzili kilka własnych firm, w tym dwie kawiarnie. A potem postanowili sprzedać wszystko i spędzić emeryturę na Podlasiu. Wtedy jeszcze nie wiedzieli, że co rano będą je witać za oknem zwierzęta o głowie puchatej i okrągłej jak najdoskonalszy dmuchawiec. Gdy pytam czemu kupili alpaki, opowiadają, że marzyło im się towarzystwo zwierząt; najpierw myśleli o danielach, skończyli na alpakach. Przypomnijcie sobie tę historię, gdy następnym razem skrzywicie się na pomysł dziecka, że chciałoby mieć chomika – następnym razem może przytrafić mu się pomysł znacznie mniej łaskawy dla paneli w kamienicy*. Zamysł był taki, że zwierzaki chodzić miały za oknem, a państwo Raczyńscy cieszyć się ich widokiem, nikt wtedy nie myślał o hodowli, pensjonacie, wizytach gości. Alpaki do podziwiania za oknem, rozumiem. – To ile tych alpak na początku kupiliście? – pytam więc: – Dwie? Trzy?
A oni mówią: „Piętnaście”.
*to jest oczywisty żart, w żadnym wypadku nie należy unieszczęśliwiać alpaki życiem w kamienicy i to wcale nie dlatego, że musiałaby z zakupami ciągle po schodach biegać, bo przecież tam nie ma wind. W pewnym momencie naszego spaceru pani Agata mówi, że ostatnio sprawdzała i najczęściej wyszukiwana fraza związana z alpakami brzmi: „czy można trzymać alpakę w bloku?”. Jest w tym coś szalenie smutnego – nie, nie można. Alpaki potrzebują swojego stada, pastwiska i przestrzeni. Jak ktoś chce sobie mieć coś pluszowego na kanapę, to niech sobie kupi dekoracyjną poduszkę w Ikeiz frędzlami. Oprócz oczywistej zalety, jakoby taki zakup nie unieszczęśliwiał, żadnego żywego zwierzęcia, to oprócz tego poduszki takie znacznie łatwiej prać w pralce
– A co państwo robili przed alpakarium?
– Zbudowaliśmy z mężem 38 łazienek w swoim życiu. Teraz budujemy 39-tą.
Gdy przyjechali, to stał tutaj niedokończony dom, obora i pola żyta dookoła. A, i były jeszcze pokłady kredy. Pan Wiesław opowiada, że w oborze stały maszyny do kredy, „jakby gigantyczna maszynka do mięsa na trzy metry długa”, gdzie poprzedni właściciel robił tam kredę, a potem rozwoził po Polsce. Podobno zrobił 1,5 milionów kilometrów żukiem. Choć w ogłoszeniu i tak pewnie wpisał, że jak nowy, babcia tylko do kościoła jeździła.
Ale chcieli wyjechać z miasta, bo za Warszawą nigdy nie przepadali. Biznesu żadnego nie planowali, ale twierdzą, że nic nie dzieje się przypadkiem. Na przykład na samym początku, gdy jeszcze nie mieli zwierząt, kupili kilkanaście iglaków. Posadzili w rzędzie, ale jedno z drzewek się nie przyjęło i uschło. Wtedy jeszcze nie wiedzieli, że w tej dziurze po iglaku idealnie im się zmieści furtka do pastwiska dla alpak. Pozostałe drzewka rosną przy tamtym płocie do dziś.
„My całe życie budujemy” – tak mówi pani Kasia. Łazienki dla pracowników, dla gości naszych kawiarni, w mieszkaniach dwóch córek. Teraz w Alpakarium też trwa remont – wykańczana jest nowa hala dla alpak i budowany nowy system nawadniający. Ale twierdzą, że już starczy, już się w życiu nabudowali. Owszem, mają jeszcze jeden wolny budynek, ale nie będą go remontować. – To centrum seksturystyki dla alpak – mówi pani Agata – tam są kryte samice.
(W tym miejscu pan Wiesław chciałby gorąco podkreślić, że to nie jest sutenerstwo).
Miała być ucieczka z miasta i powrót w rodzinne strony. Miała być emerytura i niewielkie stadko alpak za oknem. Jest alpakoturystyka, pensjonat, hodowla i sklepik z wyrobami z alapaczej wełny, jednej z najlepszych na świecie. A wszystko robili bez niczyjej pomocy (mówią że przy remoncie skorzystali jedynie z usług hydraulika, całą resztę prac wykonali sami z bratankiem). Żadne dofinansowanie również im nie przysługiwało – głównie dlatego, że Rudka znajduje się trochę na styku województw i uznawana jest za ostatnią gminę bogatego województwa mazowieckiego, a alpaki zaś znajdują się trochę na styku gatunków i przez polskie prawo wciąż nie są uznawane za zwierzęta hodowlane. Całą budowę finansowali więc sami, bez złotówki z zewnątrz. Mówią, że pensjonat jest ich głównym motorem finansowym – za ten zysk postawili nową alpakarnie i inwestują w alpaki. – One odrabiają – tłumaczy alpaki pani Kasia – ale zwracają się bardzo powoli. Czyli w sumie jak z dziećmi, tylko lepiej, bo przy alpace nikt nie będzie ze szkoły dzwonił, że jest zagrożona z matematyki.
Wszystko to jest szalenie imponujące. Na przykład ten pensjonat – są cztery pokoje dla gości i posiłki gotowane przez panią Katarzynę. Telewizji nie ma. Dajcie spokój, oglądanie alpak jest sto razy lepsze niż gwiazdy, co skaczą na wrotkach przez płonące obręcze. No i jeszcze jest pozbawione przerw reklamowych, co trwają trzy doby. W czasie pobytu można praktycznie nie rozstawać się z alpakami. Można od rana leżeć u nich na pastwisku i czytać książkę na kocu. Można nawet czytać na głos, no chyba, że „Janko Muzykanta” to wtedy nie, bo tego to żadna, nawet najbardziej uprzejma alpaka nie zniesie. Niektóre alpaki dają się głaskać, inne odwrotnie – gdyby miały jechać pociągiem, to na bank kupiłyby bilet w strefie ciszy. Na przykład nieoczekiwanym zaklinaczem alpak okazał się mój mąż, który w pewnym momencie kucnął, by zawiązać buta, a gdy podniósł głowę to stało już nad nim stado alpak, gotowe zadeklarować mu przyjaźń do końca życia i wspólne gry w warcaby wieczorami.
Ciekawostka: mama alpaka ma trzystopniowy sposób weryfikacji, czy to dziecko, które do niej przychodzi jest jej, czy nie jej.
Po pierwsze: sprawdza, czy kolor się zgadza. (Groźba, że „nawet cię własna matka nie pozna!” ma całkiem dużo sensu w przypadku alpak). Potem – dmucha mu w czubek głowy i wącha małą alpakę, a jak zapach się zgadza, to dopuszcza je do mleka. A jak młode już pije, to podwija ogonek i tam jest ostatnie miejsce zapachowe. Jak zapach się zgadza – młode pije dalej, jak nie – to nie z mamą alpaką te numery, mała alpaka musi sobie szukać innego baru mlecznego.
Są dowodem na to, że można prowadzić wspaniale prosperujący biznes na wsi, ale również – że wymaga to ogromu ciężkiej pracy. Sami ogarniają pensjonat, rezerwacje, gotowanie dla gości, prace budowlane i całą opiekę nad alpakami. Szkolili się w pozyskiwaniu runa, a nawet nauczyli się je samodzielnie strzyc. Oczywiście w zgodzie z najnowszymi alpaczymi trendami („poproszę głowę na dmuchawca i króciutko przy nóżkach”). Czasem zdarzają się również wypadki – ostatnio dwie alpaki się pobiły i jedna skończyła ze zwichniętym barkiem. Wiadomo, nastoletni chłopcy. I teraz czaicie – ci goście, te alpaki, gospodarstwo, wystawy, remonty. Gdy pytam, gdzie w tym wszystkim mieści się emerytura, to pani Kasia macha ręką: „a bo to trzeba mieć coś do roboty, żeby w kapciach i piżamie nie chodzić do południa”.
Jezu. Czyli jak kupię sobie stado alpak to przestanę nagle być leniwym ziemniakiem?!
Gdy idziemy na spacer, to przedstawiają nam wszystkie alpaki. Są dwa osobne pastwiska dla pań alpak i panów alpak, ale nie ma co się oburzać na tę segregację płciową, bo chłopcy i tak nie potrafiliby się zachować przy damach. „Oni mają takie miny teraz, bo się pluli” – mówi przepraszająco pan Wiesław, gdy wchodzimy na pastwisko. To plucie to zresztą taki alpaczy sposób komunikacji, w sensie – w czasie kłótni. No widzicie, a my narzekamy, gdy nam sąsiad złośliwie drzwi przed nosem zamknie. Pani Agata opowiada mi, że alpaki miewają humory (no raczej, a kto nie?), a każde zwierzę przedstawia mi krótko – mówi jak się nazywa, co lubi, a czego nie. Na przykład alpaka Boniek – gdyby miał linkedina, to mógłby tam sobie wpisać stanowisko: test ciążowy. Bo widzicie, u alpak można przeprowadzić bezpłatny test ciążowy na plucie. Jak się alpacza samica pokryje, to potem ze 3-4 razy przyprowadza jej się samca. Obojętnie jakiego, ale nie może być kastrowany. I jak samica na niego pluje, odgania, kopie, to znaczy, że już zaszła w ciążę z inną alpaką, ktoś inny wykonał zadanie. – „Boniuś ma ciężką pracę – podsumowuje pani Agata – bo jego praca polega na tym, że rozgrzewa się do czerwoności, a potem mówimy mu, że dziękujemy”. Widzicie? A Wy narzekacie na robotę, jak Wam się ekspres w biurze zepsuje!!!
Fajnie w tym Alpakarium. Tu wszystko jest pluszowe, nie tylko alpaki. Przede wszystkim bardzo dużo tu miłości – do siebie nawzajem, do tych absurdalnie uroczych zwierząt. A, i do deklinacji. Głośno wzdychają, gdy po raz kolejny danego dnia odbierają telefon, że „dzień dobry, chciałbym kupić jednego alpaka”. Niemniej zwierząt nie sprzedają tak łatwo – tylko po sprawdzeniu, że na ich alpakę czeka tam ładne pastwisko i dorodne stado, że będzie jej tam dobrze. Najczęściej więc odmawiają. Trudno powiedzieć, co ich rozmówcy robią, gdy są odprawiani z kwitkiem – najpewniej idą kupić sobie jeden winogron na pociechę.
Rudka 13, 08-205 Stara Kornica
(rezerwacja pokoju i sprzedaż alpak)
+48 601 80 22 99 (zapisy na spacery i wizyty)
Zgłoś naruszenie/Błąd
Oryginalne źródło ZOBACZ
Dodaj kanał RSS
Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS