Rywalizacja pomiędzy dwoma potentatami branży wysokokalorycznych
napojów gazowanych trwa od 130 lat! I chociaż pewnie i tu, wśród
czytelników, znajdą się tacy, którzy będą próbować werbalnie
przeforsować wyższość jednego słodkiego płynu nad drugim, to w
pewnym momencie historii Pepsi posiadała wszelkie środki, aby raz
na zawsze wygrać tę batalię i posłać konkurenta do piachu.
Dosłownie.
Wydawać by się mogło, że w sowieckiej Rosji każdy szanujący
się wzorowy obywatel pił wódkę zamiast herbaty, wódką zalewał
płatki śniadaniowe oraz wódką rozwadniał gęsty sok porzeczkowy
dla swych pacholąt. Czy zatem uwierzylibyście, że to zupełnie
inny napój podbił kacapskie serduszka, kiedy te jeszcze smutno sobie biły
za „żelazną kurtyną”?
W lipcu 1959 roku
doszło do dość kuriozalnego wydarzenia, które w historii zapisało
się jako „debata kuchenna”. Wówczas to Związek Radziecki i
Stany Zjednoczone, na znak szczerego pragnienia zacieśnienia
przyjaznych relacji między sobą, zorganizowały w moskiewskim Parku
Sokolniki Amerykańską Wystawę Narodową, która to miała
przybliżyć nieco rosyjskim obywatelom różne elementy jankeskiej
kultury. 450 amerykańskich firm dostarczyło na tę imprezę
nowoczesny sprzęt AGD i RTV, ale także samochody, ubrania, sztukę
oraz wszelkiej maści produkty gastronomiczne. Swoje stanowiska miały
tam takie przedsiębiorstwa, jak: IBM, Disney czy Dixie Cup. Jednak to
nie wypasione lodówki i zmywarki były tu prawdziwą sensacją,
tylko obecność prezydenta Richarda Nixona, który osobiście pofatygował się do Moskwy. Wizyta ta była tym bardziej elektryzująca, że
amerykańska głowa państwa miała się spotkać z pierwszym sekretarzem
ZSRR! I trzeba powiedzieć, że to nie było spotkanie, ale prawdziwa
konfrontacja.
Chociaż i „starcie” pasowałoby do tego, co wydarzyło się, kiedy obaj panowie na oczach dziennikarzy zaczęli
prowadzić zaognioną dyskusję na temat nowinek technologicznych.
Właściwie to kolorowe telewizory i futurystyczne wręcz sprzęty
kuchenne były jedynie tłem do wymiany celnych uszczypliwości
pomiędzy politykami, którzy wręcz skakali sobie do gardeł.
Zderzenie pomiędzy
„twarzą kapitalizmu” a przywódcą komunistycznego mocarstwa
było tak intensywne i pełne jadu, że w pewnym momencie należało
tę gęstą atmosferę nieco rozrzedzić.
Swoją szansę postanowił
więc wykorzystać Donald Kendall – szef międzynarodowego oddziału
firmy Pepsi, który zasugerował Nixonowi, aby ten zasugerował
Chruszczowowi ochłodzenie niezdrowych emocji przy szklaneczce zimnego
napoju. Dla Kendalla była to szansa życia. Tym bardziej że jego
przełożeni uważali, że obecność Pepsi na Amerykańskiej
Wystawie Narodowej to nic innego, jak strata czasu i pieniędzy.
Wcześniej, podczas rozmowy z amerykańskim prezydentem, Donald
zwierzył się, że jedyną szansą na zachowanie jego reputacji w
firmie będzie dla niego uchwycenie na zdjęciu Chruszczowa pijącego pepsi. Trzeba więc przyznać, że Kendall doskonale wyczuł moment i
sprytnie wykorzystał daną mu przez los szansę. Radziecki polityk
napił się pepsi, co momentalnie zapewniło Donaldowi awans i już
parę lat później piastował on stanowisko dyrektora generalnego
firmy Pepsi.
Było jednak coś jeszcze – tamtego wieczora Chruszczow na
chwilę zapomniał o kłótni z Nixonem. Gazowany napój tak bardzo
mu zasmakował, że szybko zawołał resztę swych rosyjskich
towarzyszy i nakłonił ich do spróbowania tego „kapitalistycznego”
wynalazku. Kendall widząc reakcję Rosjan, miał już w głowie swój
przyszły cel. Należy jak najszybciej sprowadzić pepsi do ZSRR!
Plan może i był
dobry, ale jego realizacja do najłatwiejszych już nie należała.
Najważniejszym problemem był tu… rubel! Waluta ta, poza wschodnim
blokiem, nie miała żadnej wartości. Trzeba więc było znaleźć
jakąś inną formę płacenia za towar. Rozwiązaniem okazał się
więc barter. Po długich negocjacjach, w 1972 roku, Amerykanie mogli
ruszyć z eksportem swojego napoju do Rosji. Mieszkańcy tego kraju
dostawali więc pepsi (a w zasadzie zagęszczony syrop, który był
rozrzedzany i butelkowany w lokalnych fabrykach) w zamian za…
Stolichnayę, wódkę słynącą ze znacznie wyższej jakości niż
inne radzieckie gorzały. W ten sposób bąbelkowy napitek z USA stał
się pierwszym zachodnim produktem, który legalnie przebił się
przez żelazną kurtynę. I to z ogromnym wręcz sukcesem.
Niestety,
zainteresowanie Stolichnayą było już znacznie mniejsze – wódka
sprzedawała się wprawdzie całkiem dobrze, ale jednak bez porównania gorzej
niż pepsi w Rosji. Tym bardziej że gdy wybuchła wojna w
Afganistanie, Amerykanie na znak protestu przeciw rosyjskim
działaniom zbrojnym ostentacyjnie omijali półki z radziecką
wódką. A tymczasem rubel nadal nie miał w USA żadnej wartości,
więc trzeba było szukać nowej waluty, którą można by zapłacić
za napój. Gra była warta świeczki – w tym czasie Rosjanie
wypijali już miliard butelek kapitalistycznego napoju rocznie!
Pomysł, na który
wpadli Rosjanie, wydaje się szalony i absolutnie niemożliwy do
zrealizowania. A jednak plan ten spodobał się szefostwu firmy i w 1989 roku umowa została podpisana. Z dnia na dzień czołowy producent
gazowanego ulepku stał się posiadaczem siedemnastu radzieckich
łodzi podwodnych, okazałej fregaty i dorodnego niszczyciela. W ten
sposób firma Pepsi uplasowała się na szóstym miejscu na świecie w
rankingu morskich potęg militarnych! Cóż z tego, że sprzęt ten
był stary, zużyty i mocno zdezelowany? Mając takie środki, można
by wreszcie spuścić bolesny wpi#rdol tym ch#jom z Coca-Coli i raz
na zawsze wykończyć niewygodną konkurencję! Tym bardziej że
niedługo potem firma zakupiła też nowe radzieckie tankowce.
W tym momencie
Donald Kendall po raz kolejny popisał się niezłym wyczuciem
sytuacji. „Rozbrajamy Związek Radziecki szybciej niż ty!” –
złośliwie oznajmił Brentowi Scowcroftowi, prezydenckiemu doradcy
ds. bezpieczeństwa narodowego.
Firma Pepsi długo
nie cieszyła się swoimi nowymi zabawkami, albowiem te szybko
zostały sprzedane na złom za kwotę, która była równowartością
potężnej dostawy pepsi do Rosji, a tankowce wydzierżawiono
Norwegom.
Wkrótce miało
dojść do kolejnej, jeszcze większej transakcji. Ta, jeszcze
przed dojściem do skutku, zdołała zyskać miano „umowy stulecia”.
Oto bowiem Związek Radziecki zbudował 10 nowiuteńkich tankowców,
które to miały pokryć nowe zamówienie o wartości 3 miliardów
dolarów! To największy w historii kontrakt, jaki wynegocjowano pomiędzy USA i ZSRR. Był początek lat 90. i pozycja
Pepsi w Rosji wydawała się nie do ruszenia, a firma śmiało weszła
na tamtejszy rynek ze swoim kolejnym produktem. Mowa o sieci
restauracji Pizza Hut – marce, która od 1977 roku była w rękach tego przedsiębiorstwa.
Niestety, umowa
nigdy nie doszła do skutku. W 1991 roku Związek Radziecki wziął i
się rozpadł. W tej sytuacji nikt już nie myślał o ekspansji ani
o nowych kontraktach, tylko o ratowaniu swoich aktywów. Dla Pepsi
był to cios bardzo mocny – pizzerie z dnia na dzień przestały
działać, bo ser sprowadzany był z Litwy, a plany zastąpienia
ciężkich, szklanych butelek z napojami szlag trafił – fabryka,
której planowano zlecić ich produkcję, znajdowała się bowiem na
Białorusi. Tymczasem jeszcze nie do końca zbudowane tankowce,
którymi miano zapłacić za napoje, utknęły gdzieś w ukraińskich
stoczniach. I chociaż firmie udało się uratować część umów,
to wkrótce, gdy sytuacja nieco się ustabilizowała, okazało się,
że na rosyjski rynek wkroczyła Coca-Cola i kolejny już raz trzeba
było zacząć walkę o utrzymanie przewagi nad konkurentem.
Jednym z
bardziej szalonych chwytów marketingowych było… wysłanie w
1996 roku gigantycznej, wykonanej z nylonu i aluminium, puszki Pepsi na stację kosmiczną Mir. Firma zapłaciła rosyjskiemu rządowi
sporą kwotę (według różnych źródeł – od miliona do 5
milionów dolarów) za możliwość zrealizowania tego planu. Czemu
nigdy nie słyszeliśmy o tej akcji promocyjnej? Ano temu, że bardzo
krótko po tym wydarzeniu szefostwo firmy zdecydowało się na zmianę
designu opakowania swojego produktu i reklama nigdy nie została
oficjalnie wyemitowana.
Chociaż Rosja do
niedawna nadal pozostawała drugim po USA rynkiem zbytu dla Pepsi, to
wystarczyło zaledwie kilka lat, aby Coca-Cola wygrała ze swym
rywalem walkę o dominację w tym kraju. Obecnie obie te firmy, na
znak protestu przeciw rosyjskiej inwazji na Ukrainę, wycofały się
ze sprzedaży swych produktów w kraju agresora. Lukę tę
momentalnie zapełniły lokalne firmy usiłujące zbić kapitał na
zniknięciu z rynku dwóch najpotężniejszych graczy. Miejmy nadzieję, że po wojnie Rosji zostanie sporo złomu, aby ponownie dobić targu z amerykańskim potentatem…
Zgłoś naruszenie/Błąd
Oryginalne źródło ZOBACZ
Dodaj kanał RSS
Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS