rozwiń ›
Podczas tego testu towarzyszył mi nastrój lekkiej nostalgii. Szwedzka marka przecież już za chwilę zakończy produkować silniki Diesla, a nie dalej jak za parę lat pod topór (młot Thora?) pójdą teżwersje benzynowe. Tymczasem ja bardzo lubię diesle i jestem w związku tym trochę smutny. Poza tym nadal uważam, że w wielu sytuacjach są one po prostu niezastąpione.
No i jest jeszcze inna kwestia. Otóż uważam, że diesel i Volvo tobardzo interesujące połączenie. Na przestrzeni lat dostaliśmy bowiem kilka naprawdę intrygujących i ciekawych rozwiązań. Weźmy np. osobowe modele 240, 740 i 940, do których Szwedzi pakowali… “dostawczego” diesla produkcji Volkswagena. Czyli silnik D24, stosowany m.in. w modelu LT (!), rozwijający zawrotną moc ok. 80 KM i pozbawiony doładowania (choć w 760 i 960 było też D24T z turbo). A że zdarzały się w D24 np. uszkodzone uszczelki pod głowicą? Cóż, bywa. Nikt nie jest doskonały, nawet Volkswagen.
Volvo S60 B4: benzyniak z układem miękkiej hybrydy (MHEV)
Potem były też rasowo brzmiące i bardzo lubiane rzędowe pięciocylindrówki produkcji Volvo, zaś na koniec przygody z tym rodzajem napędu szwedzka marka wprowadziła silnik 2.0 R4 (VEA). Tu z kolei w topowych wersjach mocy mieliśmy na pokładzie system Power Pulse, czyli – w uproszczeniu – układ wykorzystujący sprężone powietrze do rozpędzania wirnika turbosprężarki. Działało to znakomicie i sprawiało, że nawet mały diesel w dużych autach miał rację bytu.
Volvo S60 B4: test
/
dziennik.pl
/
Piotr Wróbel
B4: to benzyna czy diesel? Tutaj to pierwsze, ale Volvo stosuje oznaczenie “B” dla wszystkich miękkich hybryd – i dla benzynowych, i dla diesli.
/
dziennik.pl
/
Piotr Wróbel
Zgłoś naruszenie/Błąd
Oryginalne źródło ZOBACZ
Dodaj kanał RSS
Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS